Rozdział 7

546 22 15
                                    

Pov:Will

Rano (o szóstej, bo godzinę leżałem na łóżku i wpatrywałem się w sufit) stwierdziłem, że no cóż, pójdę pobiegać.Ostatnio robiłem to dość często.

Moje obie łydki niemiłosiernie bolały, no ale i tak nie pożałowałem moich wczorajszych czynów.Ubrałem na siebie biały, duży t-shirt, bluzę, bo rano zawsze na początku jest zimno i czarne dresy.Do biegania ubrałem zwykłe trampki, a do kieszeni dresów włożyłem telefon.Podłączyłem do niego słuchawki bezprzewodowe, i nałożyłem je na uszy.

Cicho wyszedłem z domu, i truchtem pobiegłem do parku.Oczywiście przez moją astmę złapałem wielką zadyszkę, i kilka minut próbowałem opanować mój drżący oddech.

W parku, popatrzyłem na samotnie stojące ławki, na których tyle razy przesiedziałem z Theo.Kochałem te beztroskie chwilę.

***

Kiedy wróciłem do domu, w kuchni nie zastałem nikogo.Normalka.

Wróciłem więc do mojego pokoju, bo musiałem się przebrać w garnitur;musiałem jechać do pracy.

Ubrałem się, co zeszło mi chyba 10 minut, a potem obmyłem twarz zimną wodą, żeby się ogarnąć.

Wziąłem moją torbę, i poszedłem do garażu.Otworzyłem auto, wsiadłem i zapaliłem.

Kiedy dojechałem na miejsce, była 7:56.Idealnie pomyślałem.

Moja praca, właściwie to nasza organizacja mieściła się w środku miasta (wiem, że w rm było inaczej, ale to w końcu moja książka nie?😎) w wysokim budynku.

Najpierw musiałem się pokazać recepcji, a potem pojechałem na odpowiednie piętro, gdzie mieściło się moje biuro.

U moim biurze wszystko było poukładane.Nienawidziłem, kiedy coś było nie na swoim miejscu.

Na biurku leżały papiery, zapewne od Vincenta, które mam podpisać.Od razu się od tego zabrałem.

***

W pewnym momencie się zatrzymałem.Przeleciałem wzrokiem przez wszystkie miejsca, w którym podpisałem długopisem.

Zrobiłem błąd.

Zrobiłem błąd, na najważniejszym papierze.

Kurwa kurwa kurwa kurwa KURWA.

Pomyślałem, i jak na zawołanie moje ręce zaczęły się trząść, na tyle, bym nie mógł utrzymać w dłoniach długopisu.

Wstałem z krzesła, i oparłem się o poręcz biurka.Przecież to nic, że się pomyliłem, prawda?

Nie.Vincent się wkurzy, i wyrzuci cię z organizacji.

Powiedział jakiś głos w mojej głowie.Może miał rację.Oczywiście, że miał, do cholery!

Przetarłem oczy dłońmi, a następnie zasłoniłem nimi twarz.Poluzowałem krawat, a następnie otworzyłem okno, by do ciemnego pomieszczenia dotarło powietrze.

Próbowałem opanować oddech.Pierdolone papiery.Czemu takie małe rzeczy wywołują u mnie ataki paniki?

Myśl myśl myśl co robić...Powiedzieć Vincentowi?Nie, on i tak się o tym dowie.Po prostu mu ten papier oddam.Jak zauważy, to zauważy.

WILL MONET | It's okay Where stories live. Discover now