ROZDZIAŁ PIĄTY cz. 10

Zacznij od początku
                                    

     Jestem zdana na siebie. I na to, co zrobi Ray. Bo tylko on może cokolwiek zrobić. Ja nie mogę. Pozostaje jedynie czekać. Czekać i ciągle myśleć o tym, co czuję.

     Mój Boże, a co ja właściwie czuję? Co takiego, co nie daje mi spokoju i sprawia, że nie mogę usiedzieć w jednym miejscu, a nocą nie mogę spać? Tak, wiem, co to jest i muszę to sobie powiedzieć. Muszę. Głośno i wyraźnie powiedzieć to samej sobie. – Odetchnęła głęboko. – Kocham go – pomyślała. – Dobrze, miało być głośno i wyraźnie."

     – Kocham go – szepnęła ledwo dosłyszalnie. – Kocham go – dodała trochę głośniej, a potem pomyślała znów:

     „Powiedziałam to. Po raz pierwszy w życiu wypowiedziałam to słowo. Dziwne słowo, do którego nigdy nie miałam przekonania. Pastor Ashley na kazaniach często mówił o miłości. I nauczał, że zawsze jest czymś dobrym. Ale pewnie miał na myśli jakiś inny jej rodzaj. Pewnie tak, bo gdyby moja miłość do Raya była czymś dobrym, to teraz czułabym się szczęśliwa. Byłabym teraz z nim, tak prawdziwie i blisko. I nie chodziłby do Dinah... Ona ma długie włosy i nosi te beznadziejne, indiańskie sukienki. A ja? Pewnie ktoś taki nie może się podobać chłopakowi. W takim razie, po co spotyka się ze mną? Tak jakby mu zależało... No tak – odpowiedziała sobie – traktował mnie jak kumpla. Takiego amigo jak Charlie. Rozpalić razem ognisko, pogadać, pościgać się na koniach. To wszystko. Nic więcej go ze mną nie łączy. A mnie wydawało się... Wiem. Wiem doskonale, bo jestem na tyle dorosła, że niektórych rzeczy nie trzeba mi tłumaczyć. Ray żyje we własnym świecie, własnym życiem. A dla mnie w tym życiu nie ma miejsca. Zatem nie powinno mi zależeć. Wiem, że nie powinno. Tak, ale między nie powinno zależeć a nie zależy, jest różnica. Duża różnica. Boże mój, tak bym chciała, żeby nie było."

9

         Dinah nie dała za wygraną i Mines wkrótce miała się o tym przekonać. Jechała do zatoki na spotkanie z Rayem. Metyska czekała na szerokim trakcie prowadzącym z osady na plażę. Siedziała przyczajona w przydrożnych krzewach i choć nie ukryła się zbyt starannie, to Mines pochłonięta rozmyślaniami zauważyła ją dopiero w ostatniej chwili, kiedy Dinah zastąpiła jej drogę.

     „Ach, więc to tak! – pomyślała z nienawiścią. – Jeszcze nie masz dość, ty..."

     Dinah stała na drodze z podniesioną głową, wyzywającą miną i pogardliwym uśmieszkiem na twarzy. Kiedy wyciągnęła rękę zza pleców, Mines zauważyła, że dziewczyna trzyma duży myśliwski nóż.

     – Myślisz, że się ciebie boję? – odezwała się Mines. – Myślisz, że ja, Amerykanka z krwi i kości, ucieknę przed taką jak ty?

     Zeskoczyła z konia i odtroczyła od siodła nóż – dużo mniejszy niż ten, który trzymała Dinah. Już na pierwszy rzut oka wyglądał na dużo gorszy.

     – Tego chcesz? – spytała znów Mines zniżonym głosem. – Chcesz bić się o Raya? A on i tak wybierze mnie! – dodała z nieoczekiwaną pewnością siebie w głosie, która zdziwiła nawet ją samą.

     Dinah doskoczyła do niej i zamierzyła się, ale Mines zdołała uchylić się przed ciosem. Wtedy zrozumiała, że Dinah nie żartuje. Nie zdążyła pomyśleć nic więcej, bo Metyska zaatakowała znowu. Tym razem skutecznie. Ostry ból przeszył lewą rękę, powyżej łokcia. Zaskoczona, spojrzała na swoje ramię. Koszula była rozcięta, a w materiał wsiąkała krew. I wtedy nadjechał Ray. Z daleka zobaczył całą scenę i popędził konia do ostrego galopu. Zatrzymał się gwałtownie i błyskawicznie zeskoczył z konia.

     – Zostaw ją! – wrzasnął i rzucił się w stronę Dinah.

     Brutalnie odepchnął ją od Mines i uderzył w twarz.

Ziemia nadzieiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz