O Merlinie.

— Lily — poprawiła go prędko. — Tak, są od niedawna razem. Nie wiedziałam, że taka z ciebie plotkara, tato.

Christopher ponownie zaczął się śmiać, na co Izzy przewróciła oczami. Mimo czterdziestu lat mężczyzna wciąż zachowywał się tak, jakby był w jej wieku. Za to go jednak kochała.

Ale naprawdę nie spodziewała się, że będzie omawiać z nim status społeczny przyjaciela. Taki zwrot akcji nie był przewidziany chyba w żadnym jej scenariuszu.

— Oj tam, daj człowiekowi trochę rozrywki. — Machnął ręką. — Ale muszę przyznać, że jak szłaś na pierwszy rok, to obawiałem się, że wpadniesz w złe towarzystwo. Całe szczęście, że trafiłaś na nich, bo są genialni — oznajmił z aprobatą w głosie, kiwając głową. — Szanuję Remusa za to wytrzymywanie z wami tyle czasu.

Nie dało się ukryć, że od początku mężczyzna traktował Lupina jak ojca całej grupy, uważając go za definitywnie najlepszego kandydata na ministra magii z całego najmłodszego pokolenia.

Sam wszak pracował w jednym z Departamentów, więc musiał wiedzieć, co mówi. Izzy była tam tylko parę razy i miała nadzieję, że nie będzie musiała chodzić tam zbyt często. Cały tamten budynek wydawał jej się wyjątkowo nieprzyjemny.

— To było niemiłe — oburzyła się, posyłając mu zirytowane spojrzenie.

— Oj, córcia, mówię, co myślę — odparł. — Trzeba mieć stalowe nerwy, żeby to wszystko wytrzymać. Nie mówię, iż robicie źle, bo uważam, że dobrze, że jest ktoś, kto rozrusza Dumbiego i spółkę — dorzucił, a blondynka uśmiechnęła się pod nosem.

Jej tata zawsze potrafił ją czymś zaskoczyć. Kochała go za to podejście do życia, mimo tego, że nie było przecież tak łatwo. Ale radzili sobie razem mimo wszystkich przeszkód, jakie los stawiał im na drodze.

W dzieciństwie znaczną część życia spędzała w domu Potterów. Christopher często wracał z pracy późno, więc Euphemia opiekowała się także nią. Jednakże za każdym razem jej ojciec znalazł czas, żeby jej wysłuchać, bez względu na to, czy to były jakieś pierdoły o kolejnych zabawkach, czy poważniejsze sprawy. Był obecny zawsze, kiedy go potrzebowała.

Isabella wiedziała, że ma najlepszego ojca na świecie.

— Już myślałam, że szykuje się kazanie — mruknęła. — O, właśnie. Tato, czy Melanie i reszta mogą przyjechać na sylwestra do nas? Bo teraz wypada moja kolej — poprosiła, wbijając w niego wzrok.

— No nie wiem... Szóstka nastolatków w jednym domu to chyba nie jest dobry pomysł — bąknął zamyślony.

— Siódemka — wtrąciła się. — Zapomniałeś o Lily.

— Jeszcze lepiej.

Isabella patrzyła na niego z nadzieją w oczach. Nie mógł się nie zgodzić. Ustalili wszystko już dużo wcześniej, więc odwołanie było niemożliwe. Oprócz tego naprawdę chciała, żeby tu przyjechali. Melanie co prawda wpadała tu zawsze, kiedy było wolne, lecz Remus o wiele rzadziej, a panna Evans w ogóle. Jamesa i Syriusza nie zaliczało się do tych przeliczników, bowiem przebywali tu tak często, że nikogo nie dziwiła ich obecność w tym domu.

— To jak?

— Ale macie nie przesadzić — zastrzegł, na co rzuciła mu się na szyję.

Zgodził się. W głębi duszy była tego pewna, ale potwierdzenie jej przypuszczeń przypieczętowało już wszystko na dobre.

— Dzięki, jesteś najlepszy. — Uśmiechnęła się szeroko.

— Wiem — zachichotał. — A teraz chodźmy już, Fleamont i Euphemia pewnie się niecierpliwią.

Fallen Dignity | Regulus BlackWhere stories live. Discover now