●Rozdział Czwarty - Demonstracyjna Manipulacja●

Start from the beginning
                                    

Uczniowie ponownie przyklasnęli, a nauczycielka po wykorzystaniu swoich pięciu minut wróciła na swoje miejsce. Joseph spojrzał na nią z szerokim uśmiechem, jakby był z niej dumny. Clark wpatrywał się w nauczycieli, coś w kadrze się zmieniło i nie był to dodatek nowej nauczycielki. Być może to narkotyki uderzyły mu do głowy, ale mógł przysiąc, że nauczyciel wody zrobił się na moment zazdrosny i ścisnął swoją dłoń w pięść. Chłopak nie miał zamiaru wspominać o tym swojemu przyjacielowi, zamiast tego zaczął myśleć o tym jak pozyskać więcej narkotyków.

Ze stanu skupienia wytrącił go przyjaciel, który od dłuższego czasu zawracał mu głowę. Na początku próbował do niego zagadać, a potem przeszedł do bardziej radykalnych metod.

— Clark... Clark... CLARK! — Brunet spojrzał na przyjaciela, a ten szturchał go długopisem.

— Co jest takiego ważnego, że musisz mnie dźgać? — zapytał Roya.

— Coś do trzecioklasistów, więc skończ marzyć o marihuanie i zajmij się apelem — skrytykował Brytyjczyk. — Jakim cudem ty tak długo przetrwałeś?

Clark wzruszył ramionami, w duchu zadawał sobie to samo pytanie tylko względem jego przyjaźni z Royem. Odstawił tę refleksję na później, gdy pójdzie do swojego dealera po więcej towaru, a tymczasowo skupił się na informacjach.

— Jak wspomnieliśmy, ten rok jest niezwykły. Nie tylko ze względu na ostatnie wydarzenia... Ale na tradycję, która przypada raz na dwadzieścia pięć lat. — Tym razem głos zabrała dyrektorka. — W tym roku wszystkich trzecioklasistów czeka sprawdzian ich umiejętności w Turnieju Czterech Żywiołów. Nie odbędą się dla nich zwykłe egzaminy końcowe, zaliczeniem będzie pokaz umiejętności w trakcie Turnieju.

Wśród uczniów zaczęły się pomruki, zwłaszcza ostatniego rocznika. Clark rozejrzał się dookoła i złapał kontakt wzrokowy z Fyodorem i Arcadiusem. Nie podobała mu się ani trochę wizja walki ze znajomymi, zwłaszcza że kręcili wspólny biznes.

— Udział w Turnieju Czterech Żywiołów dla trzecioklasistów jest obligatoryjny jeżeli chcą uzyskać zaliczenie i ukończyć edukację w Wyższej Szkole Żywiołów Concordia. — Dyrektorka chrząknęła i spoglądając błagalnie na Williama kontynuowała — nową zmianą jest też to, że tym razem drugoklasiści mogą zgłosić się dobrowolnie. Jeżeli się zgłoszą, to unikną egzaminów w przyszłym roku.

Niemal natychmiast w tłumie poszybowała pierwsza ręka do góry. Wisiała na niej krwistoczerwona bransoletka.

— JA! Zgłaszam się! Ja chcę! Gdzie mam się zapisać! — Smashwave przepychał się w tłumie, a jego bransoletka świeciła coraz mocniej, jakby zaraz miała się sama zepsuć. Mimo jej mocy ledwo potrafiła okiełznać temperament Vladimira, a patrząc na nią odnosiło się wrażenie, że zaraz sama z przepychu pęknie i rozleci się na dwie części. Co jakiś czas buchały z niej małe eksplozje ognia, dla wszystkich nieszkodliwe, ale służące jako sygnał ostrzegawczy.

— Panie Smith, rozumiem pana... zaangażowanie, ale proszę się uspokoić. — Dyrektor próbował przemówić chłopakowi do rozsądku, bezskutecznie. Octavia spojrzała na czarnowłosego i niemal natychmiast jej oczy zaczerwieniły się, jakby widziała świat na czerwono. Cały czas trzymała ją paląca wściekłość, że William pozwolił temu gnojkowi chodzić jedynie z bransoletką, która praktycznie na niego nie działa. Gdyby to ona prowadziła to śledztwo i używała nieco starszych metod, to chłopak leżałby już dawno w skrzydle szpitalnym. Smith miał szczęście, że gdy szło o Maria dla Octavi oznaczało to konflikt interesów.

— Zapisy rozpoczną się w przyszłym tygodniu i potrwają do końca miesiąca — wycedziła przez zęby. — I osoby, które nie będą mogły posługiwać się swoim żywiołem zapisu nie uzyskają. To się tyczy pierwszoklasistów oraz... osób sprawiających gigantyczne problemy wychowawcze.

Secrets Of ConcordiaWhere stories live. Discover now