●Rozdział Pierwszy - Nysa Levy II●

33 7 21
                                    

27 czerwca 2017, Passy, Paryż, Francja

Paryska historia od zawsze zachwycała swoim okrucieństwem, swoim niespodziewanym przebiegiem i pięknem życia, które w przeszłości bardzo łatwo tracono. W całym mieście stały pałace, monumenty i pamiątki z czasów, gdy głowy królów i monarchów znaczyły tyle, co kromka chleba. Czyste barbarzyństwo w nieskazitelnej postaci stanowiło rozrywkę dla turystów i w przeciągu kilku lat stało się głównym źródłem dochodów miasta.

Pogoda sprawiała jedynie pozory, gdyż niebo pochłaniały chmury, powoli nadciągające z północy. Jak zwykle Niemcy nie potrafili prawidłowo przewidzieć pogody i odbiło się to na sąsiadujących państwach. Zanosiło się na długą i żmudną ulewę, której skutki będą katastrofalne.

Nysa wpatrywała się w nadciągającą szarość z grymasem na twarzy. Znowu jej ojciec wróci zbulwersowany z pracy, bo Sekwana wyleje i powstaną straszne korki. Matka zacznie go gnębić obowiązkami domowymi, a jej kochane rodzeństwo będzie oddawało się różnym rodzajom chuligaństwa. Typowy dzień w domu Levych. Ale do tego już przywykła – każda chwila w tym domu była niezmienna i rutynowa. Po jakimś czasie stało się to na tyle przewidywalne, że brunetka uciekała z domu nocami aby tylko rozerwać się na zewnątrz, w centrum.

Rodzina Nysy mieszkała w szesnastej dzielnicy Paryża – zarezerwowanej jedynie dla najbogatszych mieszkańców tego miasta. Luksusowa lokalizacja i lokalna flora sprawia, że w tym miejscu powstały domy i pałace, a całość przypominała kompleks aroganckiej burżuazji. Tak oczywiście określiliby ich tylko ludzie biedni, zawistni i leniwi. Mogliby mieć przecież dokładnie to samo, gdyby tylko chciało im się na to zapracować. Jakimś cudem jej rodzinie się udało, więc czemu każdy nie może spróbować? Levy zaczęła rozmyślać o mieszkańcach, którzy wiedli nieco biedniejsze życie, a jednak nie narzekali. Mieli o wiele mniejsze możliwości, niż bogacze, a jednak cieszyli się życiem. Najmniejsze rzeczy potrafiły sprawić im przyjemność, co było całkiem urocze z perspektywy brunetki.

Całe życie uczyła się pokory i wiedziała, jaką wagę mają pieniądze. Jednak gdy dostaje się niemal wszystko, na co tylko przychodzi ochota, nie dało się nie czuć odrobiny wyższości nad resztą. Czy wyobrażała sobie życie w niższej klasie społecznej? Tak, nawet chciałaby czasem wyrwać się z błędnego koła, jakim było uczęszczanie na wywiady i spotkania biznesmenów. Z drugiej strony przywykła już do tego wszystkiego i wolałaby, by zostało tak jak jest. Z nazwiskiem Levy nie przychodzą jedynie pieniądze, lecz również wszelkie znajomości i status. Jako najstarsza ze wszystkich potomków wiedziała to najlepiej.

Z refleksji brązowooką wyrwało stukanie o szyby. Zaczęło padać, a każda kropla uderzała rytmicznie o szkło, goniąc za inną strugą wody. Jak w tańcu śmierci wszystkie lgnęły ku ziemi, aż w końcu znikały, spływając na parapet. Zaśmiała się pod nosem i pokręciła głową. Zmiany w filozofa nigdy nie kończyły się dobrze, więc zamiast dalej myśleć i gdybać brunetka wróciła do swoich zajęć. Biorąc do rąk swój podręczny notatnik zaczęła spisywać, czytać i wykreślać swoje obowiązki. Musiała się jeszcze spakować przed wyjazdem, ale na to miała czas. Przez pogodę praca w winiarni nie wchodziła w grę, a do wspólnego obiadu jeszcze był czas. Nagle ktoś zapukał do drzwi.

— Proszę. — Nysa szybko schowała notatnik do szuflady i odwróciła się w kierunku wyjścia. 

— Nysa, na dole czeka już dziennikarz. Pan Lefebvre przyjechał aż z Lyonu, by napisać artykuł na temat naszej marki. — Do pokoju weszła średniego wzrostu kobieta i natychmiast zaczęła przedstawiać sytuację. — Ufam, że wiesz co powiedzieć i nie zrujnujesz naszej reputacji. Ja muszę jechać po twoją siostrę do szkoły. I przy okazji znaleźć tego buntownika.

Secrets Of ConcordiaWhere stories live. Discover now