Szczotka Pasta Kubek Ciepła Woda

9 0 0
                                    

Peter całkiem porzucił już pomysł, by wiać. I tak nie dałby rady, a póki Aro nie wykazywał agresywnych zamiarów, nie miał w sumie powodu. Zdawał sobie sprawę, że mógł leźć prosto w pułapkę, niczym pies, któremu powiedziano 'zwykły spacerek', a który wrócił do domu bez jąder, ale pół litra czystej skutecznie wygłuszało obawy.

Wymachując kończynami, maszerował do domu, a Aro podążał za nim jak cień (nie mylić z Cieniem, to nie ta książka).

Kilka przecznic, skrzyżowanie, trzy parkowe ławki (na jednej migdaląca się para, na drugiej żul, a na ostatniej ktoś, kto wyglądał, jakby przechodził właśnie największy kryzys swego życia lub cosplayował Shinji'ego i jego krzesełko) i znalazł się pod domem.

Wsadzenie klucza do zamka okazało się nielada wyzwaniem, gdy wokół panował mrok, a wampir patrzył na ręce, ale udało się i Peter wreszcie mógł przekroczyć próg mieszkania. Może ktoś inny martwił by się, że kiedyś jakiś detektyw znajdzie rysy wokół zamka i określi właściciela alkoholikiem, jednak Peter żył w czasach, gdy Sherlock BBC jeszcze nie wyszedł, to też nie zaprzątał sobie tym głowy.

Zrzucił buty i walnął się na fotel w przedpokoju. Dopiero teraz dotarło do niego, jaki był wyczerpany. Przymknął oczy, odchylając głowę na oparcie. Bolało go wszystko. I jeszcze będzie musiał sam zapierdalać do apteki po maść na wysypkę wywołaną przez chujowy materiał spodni, bo Ginger wzięła sobie urlop. Mógłby kupić maść na eBuy'u, ale to stamtąd miał nieszczęsne spodnie i wolał nie ryzykować, bo jeszcze wyrosła by mu trzecia noga.

Narazie jednak mógł delektować się wolnością od dziwacznego gościa, który nie otrzymał i nie otrzyma od niego zaproszenia. Może ewentualnie kimnąć się na wycieraczce, jeśli mu zależy.

~~~

Nie pamiętał momentu, w którym przeniósł się na kanapę, ale to właśnie tam obudził się, gdy słońce zaświeciło w okna z brutalnością ustępującą chyba tylko piosence 'Hej miśki, czas wstać'.

Kręciło mu się w głowie i dotarcie do łazienki nagle przypominało trasę na skalę 'Drogi twojego starego do szkoły, kiedy był mały'.

Nie był co prawda starym, ale według wielu komentarzy na tik toku zasługiwał na miano dilfa, więc udało mu się pokonać tę szaloną wyprawę i już po kilku minutach opierał się o zlew, próbując opanować mdłości.

Nałożył pasty do zębów na szczoteczkę z motywem Spidermana i wsadził ją sobie do ust.

Wciąż zaspany, ledwo zarejestrował w lustrze ruch otwierających się drzwi od łazienki. Cholerny przeciąg. Odwrócił się, by je zamknąć i wrzasnął tak, jakby co najmniej zobaczył Archanioła Gabriela.
Zatoczył się i prawie runął plecami do wanny.

Aro stał w progu z wyrazem uprzejmego zdziwienia na twarzy i ostentacyjnie się na niego gapił. Pojawił się tak niespodziewanie, jakby był ubranym na czarno pisarzem z kocimi uszami, nawiedzającym falafele rudych dziewczynek.

- Jak tu wlazłeś? - podniósł się z wątpliwe stabilnej pozycji półleżenia na skraju wanny. Na ślepo szukał słuchawki od prysznica, którą w ostateczności mógłby mu przywalić.

Miał wrażenie, że zaraz się porzyga.

- Nie zamknąłeś drzwi - wampir wzruszył ramionami. - Powinieneś się cieszyć, że nikt się nie włamał. Chociaż przy otwartych drzwiach nie byłoby to nawet włamanie.

Peter puścił to mimo uszu. W jaki sposób dostał się do domu bez zaproszenia? Ginger wyjechała, a on nie miał nawet wycieraczki z napisem 'welcome', którą ktoś mógłby odczytać jako zapraszającą.

- Kto cię wpuścił?

Wampir westchnął cierpiętniczo.

- Mój drogi, alkohol chyba zmniejsza twoje zdolności logicznego myślenia. Drzwi były otwarte. Ty je tak zostawiłeś.

Peter poczuł, że nagle zrobiło mu się zimno i gorąco zarazem.

- Wcale nie potrzebujesz zaproszenia, żeby wejść, co? - mruknął.

- Oczywiście, że nie - Aro uśmiechnął się tak promieniście, że Vincent przysiągłby, iż zaczął się świecić.

- Świetnie - warknął, pakując szczoteczkę z powrotem do buzi. - Czeho chsesz?

Demonstracyjnie odwrócił się tyłem i zaczął niezwykle agresywnie szorować zęby, za co nie jeden dentysta potężnie by go opierdolił, twierdząc, iż zdziera sobie szkliwo. I zapewne miałby rację.

Chociaż wampir nie odbijał się w lustrze, Peter był pewien, że stanął tuż za nim.

- Naprawdę myjesz zęby przed śniadaniem?

Peter opluł się pastą.

- Co?

- Mycie zębów przed śniadaniem całkowicie mija się z celem. Oczywiście, chyba, że robisz to dwa razy, zarówno przed jak i po.

Peter wyjął szczoteczkę, splunął i odwrócił się, by stanąć przodem do wampira. Oparł się biodrami o umywalkę. Zakręciło mu się w głowie od nadmiaru ruchów, jakby był pozbawioną snu nastolatką po szóstym energolu zmuszoną do udziału w lekcji wf'u.

- Przyszedłeś tu, żeby krytykować moje mycie zębów?

- Bynajmniej - szkarłatne tęczówki pociemniały delikatnie, chociaż mogło mu się tylko wydawać. - Nie rozumiem jednak, jak można chodzić cały dzień nie wymywszy resztek posiłku z ust.

Peter uniósł brwi.

- Cóż, ja nie rozumiem, jak można na śniadanie wychylać szklaneczkę ludzkiej krwi - prychnął.

Jemu samemu zdarzało się nazbyt często wychylić na śniadanie szklaneczkę whisky, ale to zupełnie inna sprawa.

Aro zachichotał na te słowa, zacierając dłonie. Jego śmiech miał wysokie brzmienie na granicy piskliwości, coś jak Willy Wonka, tylko wersja emo.

- Zmieniasz temat, mój drogi. Ale dobrze, możemy uznać to za pewnego rodzaju różnicę gatunkową. Możemy? Czy wśród ludzi również jest to uznawane za abnormalne?

- Picie krwi?

- Mycie zębów przed śniadaniem.

Peter strzelił face palma. Zapomniał jednak, że wciąż miał w ręce szczoteczkę i przejechał nią sobie po włosach i twarzy, co prędko poskutkowało wiązanką godną najzacieklejszego pracownika budowy i wybuchem śmiechu ze strony Aro.

Trochę meh rozdział, ale szkoła wyssała ze mnie poczucie humoru (a dopiero dzisiaj było rozpoczęcie roku).

W ramach pocieszenia związanego z początkiem września macie Gaimana w falafelu w mediach.

Edward na keczupowym haju / Good Omens uniwersum rozszerzoneOnde histórias criam vida. Descubra agora