Prolog

3 0 0
                                    



Rok 2013

Miałem czternaście lat. Jedynie czternaście lat. Byłem jeszcze dzieckiem, a moje życie legło w gruzach. Widziałem to. Krew, cała podłoga we krwi. Ciała, jedno, drugie i trzecie, trzy ciała. Tata, mama i moja młodsza siostra. Wróciłem z treningu piłki nożnej, wszedłem do jadalni, stół jak zwykle był zastawiony jedzeniem. Ciało taty bezwładnie leżało na krześle z głową z dziurą po kuli nad uchem położoną na stole, gdzie zaraz mieliśmy wszyscy usiąść i jeść. Mamę znalazłem w kuchni, najwięcej krwi miała na lewej piersi, na sercu, a obok niej była roztrzaskana miska. Siostra była u siebie w pokoju. Leżała na łóżku, wyglądała jakby spała, taka niewinna, chciałem się z nią pobawić, przytulić do mamy, pograć z tatą w piłkę. Ale już nie będę mógł. Żadne z nich nie wyda więcej dźwięku, nie wypuści kolejnego oddechu, wszyscy skończyli z kulką w ciele. Z każdego wylewała się krew. Tylko nie ja, ja zostałem sam. Usiadłem w jadalni i zacząłem jeść obiad przygotowany wcześniej przez moją mamę. Tak bardzo chciałem by wrócili. By siedzieli ze mną. Czemu oni odeszli? Dlaczego? Dlaczego nie mogłem razem z nimi? Czemu zostałem sam? Tak wiele pytań pojawiało się w mojej głowie. Spędziłem kilka godzin siedząc przy stole i szukając odpowiedzi na wszystkie.

Zapach. Zapach się zmienił, był silny i gryzący. Nie wiem ile czasu minęło, ale w domu zaczęło być duszno, a ja czułem pieczenie w nosie. Spalenizna, tak samo pachniało jak mama spaliła kiedyś sos. Tylko teraz było to mocniejsze, bardziej nieprzyjemne. Kaszlałem, dużo kaszlałem. Nie mogłem przestać, dusiłem się. Nie mogłem oddychać, a z moich oczu poleciało jeszcze więcej łez.

Starałem się wydostać. Ledwo dotarłem do drzwi i je otworzyłem. Nie miałem już siły, upadlem.

Mamo, tato pomocy - wyszeptałem ostatkiem sił.

Tylko tyle zapamiętałem.

Obudziłem się następnego dnia w białym pomieszczeniu. Obok łóżka nie było mojego taty, nie było mamy, moja siostra nie krzątała się gdzieś w kacie. Byłem tu sam.

Do sali weszła kobieta, uśmiechała się, ale nie wyglądała na szczęśliwą, był to sztuczny uśmiech, taki skrywający wiele bólu.

- Cześć, obudziłeś się w końcu. Jak się czujesz?

- Co się stało? Gdzie jestem?

- W szpitalu, strażacy znaleźli cię przed płonącym domem, w środku były trzy osoby, nikt z nich nie przeżył.

- Oni, czemu, dlaczego ja też nie mogłem?

Patrzyłem na pielęgniarkę z wyrzutem, przecież ona nie mogła nic zrobić, to nie była jej wina.

- Wiadomo kto ich postrzelił?

- Co? Nikt ich nie postrzelił, zginęli od zatrucia dymem, a ich ciała spalił pożar.

- To nieprawda, widziałem ich.

- To może być wynik stresu lub zatrucia, zaraz Cię zbadamy.

- Przecież widziałem, byli postrzeleni, nie wymyśliłem sobie tego. Na prawdę. Nie jestem szalony. Jestem normalny.

Płakałem, tak mocno płakałem. Byłem zły, miałem dość, nie zasłużyłem na to. Zacisnąłem ręce w pięści i rzuciłem się na pielęgniarkę, emocje musiały ze mnie wypłynąć. Zaraz po tym pojawiła się ochrona i dostałem leki uspokajające.

Od tej pory codziennie biorę te leki i wiele innych, by czuć jak najmniej. Jedyne uczucie jakie w sobie pielęgnuję to złość. Lubię ją czuć, dzięki niej jestem silniejszy.

Od śmierci rodziców mieszkałem w domu dziecka, nikt nie chciał mnie adoptować, zająć się mną, bo podobno jestem dziwny. W papierach napisali, że potrafię patrzeć w ścianę przez godzinę po czym rzucić się na kolegę bez powodu.

To nieprawda, miałem powód, przerwał mi planowanie zemsty. Od dziesięciu lat przygotowuje to wszystko. Już wiem kto to zrobił, wiem o nich wszystko, domyślam się powodu.

Chcę by cierpieli, tak jak cierpiałem ja, nie zostawię tak tego. Jedyne co mnie trzyma przy życiu to zemsta.

Potem mogę umrzeć.

We'll find u(s)Where stories live. Discover now