Cztery

1.2K 159 95
                                    

W ciągu swojego osiemnastoletniego życia Finneas poznał całe mnóstwo osób. Miał wrażenie, że codziennie pojawiał się w nim ktoś nowy, a zaraz ktoś inny z niego odchodził. Nigdy natomiast nie było w nim nikogo, kogo mógłby nazwać sobie bliskim. Miał paczkę, która oficjalnie nazywała się przyjaciółmi, jednak on szczerze nigdy tak o nich nie sądził. Prędzej określiłby ich dobrymi znajomymi albo kolegami z ławki, ale nigdy przyjaciółmi. Czuł, że przyjaźń to wielkie słowo. A Finneas, jak twierdził, nie został stworzony do wielkich rzeczy. Przyjaźnie nie były dla niego.

Była środa, środek tygodnia, który był najbardziej znienawidzonym dniem w jego kalendarzu. To w środy, tuż po skończonych wieczorem zajęciach i kursie z języka chińskiego, jego zmęczenie sięgało zenitu i jedyne, o czym marzył, to nagłe i niezwykle błogie spotkanie jego twarzy z ulubioną poduszką. Odetchnął z ulgą, dostając się do swojej szkolnej szafki z zamiarem odłożenia podręczników, zabrania swojej kurtki, a potem upragnionej ewakuacji ze szkoły.

— Cześć Finneasz, co dziś robisz? — usłyszał doskonale znajomy mu głos.

Kiedy wyjrzał za drzwiczki od szafki, dostrzegł Emmę i Michaela, z którymi na co dzień się trzymał. Oboje mieli pełne życia i radosne miny, na które chłopak zareagował z westchnieniem.

— Nigdy ci się to nie znudzi, co? — parsknął.

Nie było dnia, żeby Emma przywitała go inaczej, niż nawiązując do jego ulubionej kreskówki z dzieciństwa. Choć, każdego dnia, słysząc to cholerne przywitanie, miał wrażenie, że znacznie bliżej zaczynało jej się robić do tej znienawidzonej.

— Och wow, tylko nie pozabijaj nas tym radosnym spojrzeniem — blondynka skrzyżowała ręce na piersi i oparła się o szafki. — Uśmiechnij się trochę, co?

— Nie mam dzisiaj powodu — wyznał zgodnie z prawdą.

— Codziennie nie masz powodu — zauważył, Michael. — Chyba nie pamiętam już, jak wygląda twoja twarz, kiedy się uśmiechasz.

Uniesione brwi Michaela sugerowały mu tylko jedno — chłopak czekał na to, aż Finn, jak na zawołanie, wykrzesa z siebie upragniony uśmiech. Zamiast tego jego zmęczone oczy patrzyły na znajomego, jak na kompletnego idiotę.

— Cóż, prędko sobie nie przypomnisz.

— Oj, właśnie dlatego tu przyszliśmy, Finn — westchnęła cicho Emma. — Od tego masz nas, swoich przyjaciół. Chcieliśmy cię rozchmurzyć i zabrać cię na kawę. Co ty na to?

Finn z impetem zatrzasnął swoją szafkę.

— Odpadam, jestem zmęczony.

— No proszę, będzie fajnie! Planowaliśmy to cały dzień, nie możesz nas wystawić. Zresztą Tyler czeka już na nas przed szkołą. Musimy przegadać tegoroczne wakacje. Każdy powie, gdzie chce w tym roku lecieć, zrobimy głosowanie i coś wstępnie zarezerwujemy. To prawdopodobnie nasz ostatni taki wyjazd, bo potem rozjedziemy się na studia i może być z nami różnie — wytłumaczyła, po czym spojrzała mu głęboko w oczy. — To jak? Znajdziesz dla nas trochę energii?

Bił się z myślami. Nie chciał nigdzie wychodzić, ale tłumaczenia Emmy trochę zmiękczyły jego harde serce. Lubił ich wspólne wyjazdy, które zapoczątkowali na pierwszym roku w liceum. Wolał je o wiele bardziej, niż wakacje z rodzicami. Przynajmniej na nich nie musiał wysłuchiwać tego, jaki był beznadziejny.

Finneas westchnął głęboko i owinął swoją szyję szalem.

— Okej, może mam jeszcze trochę energii.

Emma pisnęła szczęśliwie, po czym objęła go ramieniem i pociągnęła za sobą w kierunku wyjścia.

— Właśnie dlatego wybraliśmy kawę... W sumie to ja wybrałam. To był cholernie męczący dzień, co? Nienawidzę szkoły i tylko odliczam do jej końca, przysięgam.

Cynthia. Zanim odejdę.Where stories live. Discover now