3

148 7 34
                                    


Wysoki mężczyzna parsknął do siebie poirytowany, stukając nerwowo palcem w ekran monitora.
- No dalej... No dalej, kurwa! - syknął niezadowolony, niczym jakiś stary fan oglądający ważny mecz w telewizji. Po chwili uśmiechnął się szeroko. Działało!
- Jestem genialny. - powiedział do siebie dumny, zasiadając wygodnie w krześle. - Gdyby nie pewien fakt, sam uścisnąłbym sobie dłoń! - dodał, przybliżając fotel na kółkach do biurka.

>>>

Jack ziewnął szeroko, podchodząc do blatu w kuchni. W jego domu nigdy nic się nie działo; Było cicho jak makiem zasiał, co szczerze dołowało właściciela mieszkania. Zmrużył oczy, gdyż ze zmęczenia nieco jego wizja straciła na ostrości. Wymamrotał coś niezadowolony, wyjmując z lodówki sok o smaku pomarańczy i brzoskwini. Był to zwykły Tymbark, nic więcej. "Zwykły". Pf, przecież to istny napój bogów! Na Olimpie mają nektar, a my mamy nasz zajebisty Tymbark pomarańcza-brzoskwinia.

Mężczyzna spróbował go nalać do szklanki, ale przez zaspanie jego ręka posunęła się w bok, przez co mężczyzna nie trafił w kubek, a w blat.

- Kurwa mać. - wybełkotał Jack, mrużąc oczy niezadowolony. Wpatrywał się chwilę w pomarańczową plamę, aż w końcu złapał za ręcznik papierowy i wytarł ją. Uśmiechnął się słabo do siebie, wyrzucając papier do kosza. Wziął szklankę do rąk i w końcu wypił łyk; Nie lubił pić z gwinta takich dużych napojów, mimo tego, że należał on wyłącznie do niego. Jakiś głupi nawyk, który wbił mu do głowy jego brat.

Odłożył już pustą szklankę do zlewu, chwilę później ciągnąc się w stronę schodów, a następnie swojego pokoju. W wejściu już ściągnął swoją koszulkę, rzucając ją gdzieś w kąt. To samo zrobił ze spodniami, ale to już zajęło mu nieco dłużej. Wsunął na swój tyłek czarne spodenki, a po chwili rzucił się na łóżko.

- Ja pierdole jak ja Cię, kurwa, kocham. - wymamrotał do swojego wyra, przymykając oczy. Jutro się umyje, śmierdziel jeden. Nie miał już sił. Może jakby spiął tyłek, ale wiecie, jak to jest. Nie chciało mu się. Komu by się chciało?
Wziął białą, sporych rozmiarów poduszkę, następnie przytulając ją do siebie. Minęła minuta, a Jack już spał w najlepsze, mimo dzisiejszego wydarzenia.

Wszystko było raczej spokojne; wiatr za oknem wiał, lekko stukając gałęzią o okno. Można było też usłyszeć krople deszczu spadające z nieba. Nic nie wskazywało na to, by sen pomarańczowego mężczyzny został przerwany.

Oczywiście do pewnego momentu, ponieważ Jack'a brutalnie obudziło chrapanie tuż obok jego ucha. Otworzył oczy, marszcząc niemal od razu brew. Jak się okazało, na jego klatce piersiowej znajdywało się czyjeś wielkie ramię.

Pomarańcza, ledwo przytomny, otworzył szerzej oczy, widocznie zszokowany. Powoli skierował swój wzrok w bok, w stronę śpiącego mężczyzny. Krzyknął, wystraszony, zdając sobie dopiero sprawę z sytuacji. Odruchowo zmienił pozycję na siedzenie, cofając się w kąt łóżka.

- Co drzesz mordę, cholera... - wymamrotał niezadowolony mężczyzna, powoli otwierając oczy. - Stul pysk, do psa starego, i daj spać. - dodał zmęczonym głosem.

Jak można się domyślić, nie był to głos nikogo innego, jak Dave'a Miller'a.

- Chryste! Dave, kurwa, co ty tu robisz?! - zawołał przerażony i nadal zaskoczony Jack. Purple Guy mrugnął powoli, zerkając na przyjaciela przenikliwie. Uśmiechnął się zmęczonym, zadziornym uśmiechem.

- Nie pamiętasz..? - wybełkotał, przymykając oczy. - Świetna... zabawa... - dodał, a jego twarz zmieniła się, pokazując, że nasz Bakłażan przesypia.

Tylko my dwoje || Davesport, DSAFWhere stories live. Discover now