●Rozdział Trzeci - Na początku był chaos...●

Beginne am Anfang
                                    

— Czasu? Nie widzisz co się stało?! — podniosła głos, a jej oczy zaświeciły się ciemną czerwienią. — Nie mieliśmy tak ciężkiego wypadku od dwóch dekad. Chcę wiedzieć, kto tego dokonał, bym samodzielnie wymierzyła tej osobie sprawiedliwość.

— I przyjdzie na to czas. — Waterfront podszedł do brunetki i położył rękę na jej ramieniu. Po chwili dodał:

— Najważniejsze teraz jest dobro uczniów, którzy nie wiedzą co się dzieje.

Octavia spojrzała raz jeszcze na ledwo oddychającego Maria, po czym wstała i wzrokiem przeleciała po trójce awanturników. Mierząc ich od stóp do głów, na jej twarzy malowała się gorycz, frustracja. Gdyby to zależało od niej, to już dawno ominęłaby niepotrzebne przesłuchania i od razu wyrzuciła całą trójkę z Concordii. Wzięła głęboki oddech i udała się w kierunku pokoju nauczycielskiego. Musiała chwilę ochłonąć przed całym przedsięwzięciem.

— Panie Dyrektorze, mogę na słowo? — Dara podeszła do siwowłosego. Ten spojrzał na nią i po raz pierwszy tego dnia na jego twarzy zawitał uśmiech. — Chodzi o pierwszorocznych.

— Zakładam, że chce Pani zostać i ich wprowadzić? — zapytał, cały czas utrzymując kontakt z nauczycielką.

— Nie do końca. Jak sam Pan widzi, sytuacja jest nadzwyczajna i być może to zabrzmi absurdalnie, ale chciałabym, by to Arcadius i Fyodor wprowadzili uczniów do szkoły — zaczęła, co jakiś czas przełykając ślinę. Dyrektor był dosyć onieśmielającym mężczyzną, zważywszy na jego stanowisko i pokłady stoicyzmu, którego nic nie potrafiło złamać. — I tak nie będziemy w stanie przesłuchiwać całej trójki razem. Smith tworzy chaos gdzie się nie ruszy, a Turner daje się zbyt prosto prowokować. Chyba każdy z nas skorzysta na tym, by przepytać ich osobno.

Zapadło milczenie, a mężczyzna zaczął myśleć nad propozycją ciemnowłosej. Dara poczuła się nieswojo w tej ciszy, która zdawała się trwać wieczność. W końcu doczekała się odpowiedzi, która jeszcze bardziej pogrążyła ją w stan zadumy.

— Jest Pani gotowa ponieść konsekwencje, jeżeli ta dwójka ucieknie z terenu szkoły? — zapytał, założywszy ręce na piersi.

Czy była w stanie? To byli jej dwaj najlepsi uczniowie i miała do nich zaufanie. Tylko czy zaufanie by wystarczyło, gdy na linii mogło zostać postawione wszystko, włącznie z jej posadą w tej placówce? Nienawidziła ryzykować, to nie w jej stylu. Wolała sprawdzone metody, ewentualnie małe eksperymenty, ale w granicach rozsądku. Ten krok byłby zbyt pochopny, nawet jak na nią, a jednak podjęła decyzję. Teraz tylko w duchu modliła się, by całe to poświęcenie się opłaciło i nie postawiło jej w złym świetle

— Tak. Wierzę w ich niewinność tak samo jak w to, że nie uciekną. Jeżeli faktycznie nie mieli z tym nic wspólnego, to nie mają powodów do opuszczania terenów Concordii.

— W takim razie niech tak będzie — skończył i obrócił się w kierunku Vladimira. Zapewne będzie angażował się w niesłychanie wymagającą konwersację z Rosjaninem. Dara z kolei spojrzała na swoich uczniów z nutą obawy.

***

Fyodor i Arc stali obok siebie i rozmawiali razem z Petrą. Tuż obok nich przycupnął blondyn, któremu było zbyt gorąco, by ponownie zakładać płaszcz, dlatego siedział w koszulce i słuchał konwersacji starszych.

— Arc, tylko proszę, nie zrób nic głupiego. — Petra masowała się po ramionach, cały czas roztrzęsiona po ostatnich wydarzeniach.

— To tylko kolejna integracja ze Smashwavem, co niby miałbym zrobić?

— Dać się sprowokować, jak za każdym razem? — rzucił sarkastycznie Fyodor, po czym lekko pomasował czubek nosa. — Wystarczy, że powiemy to samo, co powiedziałem wcześniej. Vladimir samodzielnie wkopie się w jeszcze większy dołek.

Secrets Of ConcordiaWo Geschichten leben. Entdecke jetzt