3 | Ravelin

16 2 57
                                    

Pierwszy tydzień w nowej szkole nie należał do łatwych. Wymagało to od Rava dużych zmian w jego rutynie. Modlitwa przed każdym posiłkiem, msza po lekcjach i cisza nocna o dwudziestej pierwszej to było dla niego coś zupełnie nowego. Jak na jego gust było w tym wszystkim zdecydowanie za dużo wielbienia Boga. Wiedział jednak, że z tym akurat będzie musiał się pogodzić.

Starał się utrzymywać pozytywne nastawienie do tej szkoły, szczególnie dzięki Albertowi, który mimo swoich dziwnych słów, gestów oraz czasem zachowania, był dla niego naprawdę miły. Brzdąkał im nawet popołudniami na gitarze.

Ravelin chciał, by to miejsce było dla niego szansą na oderwanie się od problemów, które otaczały go na co dzień. Póki był zmotywowany, dawał z siebie naprawdę dużo. Przykładał się do odrabiania prac popołudniowych, które nadal przypadkowo nazywał domowymi, dużo czytał i nawet zaczął uczyć się z Albertem niemieckiego. Lekcje w większości mijały mu niezbyt ekscytująco, jego klasa była zadziwiająco spokojna. Musiał przyznać, że była to miła odmiana. Wszystko to jednak była cisza przed burzą, która dopiero miała nadejść.

Już od pierwszej lekcji angielskiego potwierdziło się, że nie będzie pałał sympatią do swojego nowego wychowawcy. Szczupły mężczyzna o ostrych rysach twarzy zapowiedział mu na wstępie, że należy się do niego zwracać „doktorze", a na zajęciach uczeń ma siedzieć cicho i nie przeszkadzać, jeśli chce swoim zachowaniem wielbić Pana. Przypominał mu nieco Chrisa, którego poznał dzień wcześniej, chociaż nie wyglądali podobnie. Jedyne, co ich łączyło to okulary i niepokojąca aura.

Aż do piątku szatynowi udało się na lekcjach siedzieć w pełni cicho, tak jak wszyscy do tej pory mu radzili. W końcu tygodnia jednak stał się ofiarą swojej własnej ambicji. Jak zwykle, notował w zeszycie każde zdanie, które pojawiło się na tablicy.

- ...błądzić jest rzeczą ludzką, lecz obstawanie przy błędzie czczeniem szatana. Erro humanum est, sed in erro perseverare diabolicum - wyrecytował Collins, kreśląc kredą po tablicy.

Gdy odwrócił się do klasy i zobaczył uniesioną rękę nowego ucznia, jego brwi poszybowały w górę.

- Proszę - powiedział, udzielając mu głosu.

- Doktorze, poprawnie ta sentencja brzmi errare humanum est, sed in errare perseverare diabolicum.

Wyraz twarzy mężczyzny był wciąż nieprzenikniony. Świdrował tylko szatyna tym dziwnym spojrzeniem. W końcu przemówił z pełnym przekonaniem w głosie:

- Nie, nie brzmi.

- Przecież...

- Wstań - przerwał mu ostro Collins.

Rav aż zadrżał od tego tonu. Powoli podniósł się z miejsca, wiedział, że ma kłopoty. Czuł na sobie wzrok wielu oczu. Nigdy mu to nie przeszkadzało, lecz teraz kłuło niczym szpilki.

- Czy niczego się nie nauczyłeś? Obstawanie przy błędzie jest bluźnierstwem przeciw Bogu, Corvus - powiedział nauczyciel, podchodząc do niego.

- Tak, ale...

Uczeń zamarł, gdy dłoń mężczyzny odgarnęła jego nieco przydługie włosy za ucho. Nie wiedział, co to miało niby oznaczać, ale szybko stało się to jasne, gdy otrzymał mocny cios w policzek.

- Przyznaj przed klasą, że zgrzeszyłeś i przestań im przeszkadzać w nauce.

- Ja... - Zaciął się nieco szatyn, miał problem nawet zaczerpnąć oddech, a co dopiero złożyć zdanie. - Myliłem się, doktorze, przepraszam.

Był uparty, potrafił obstawać przy swoim, wiedział też, że ma rację, jednak bał się dalszych konsekwencji.

- Niech Bóg oświeci cię swoją łaską. - Collins zrobił na czole przerażonego ucznia znak krzyża kciukiem. - Dostaniesz ode mnie dodatkowe zadania, żebyś nie zaprzątał sobie głowy takimi głupotami. A teraz siadaj.

Naabot mo na ang dulo ng mga na-publish na parte.

⏰ Huling update: May 23 ⏰

Idagdag ang kuwentong ito sa iyong Library para ma-notify tungkol sa mga bagong parte!

Smells Like Religious TraumaTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon