Donald Duck

37 3 0
                                    

Już sam poranek nie zaczął się zbyt dobrze. Gdy Donald tylko się obudził był w stanie doskonale usłyszeć dudnienie dochodzące z kilku pięter poniżej. Już nawet po samej częstotliwości dźwięku był w stanie zrozumieć, że najpewniej odbywało się to na parterze bo mimo iż było to głośne to nadal nie było w stanie go obudzić. A każdy w końcu wiedział, że jego sen był dość łatwy do zburzenia przez każdy niepasujący mu hałas. Coś mu jednak w tym wszystkim nie pasowało. Miał złe przeczucia, które zaczęły formować supeł na dnie jego żołądka. A jeśli on był czegoś w stu procentach pewien to właśnie tego, że nie powinien lekceważyć swoich odczuć. Już tak raz się zdarzyło podczas wyprawy z wujkiem Scrooge'm co skutkowało tym, że całą trójką o mało nie zostali zgnieceni przez głazy. Już odkąd tylko weszli środka starał się stąpać jak najostrożniej. Miał dziwne przeczucie, że nie powinien ani nic mówić ani choć na chwilę stracić czujność. Coś mu w tym nie pasowało, ale nie powiedział starszej kaczce oraz swojej bliźniaczce uważając, że to nie było niczym takim. Zdał sobie jednak sprawę z tego, że to był błąd akurat wtedy kiedy było już za późno czyli kiedy Della krzyknęła na cały głos gdy zrozumiała, że w jaskini roznosi się echo. Jedno słowo o mało nie przypłaciło ich dwójki życiem co pewnie by się stało gdyby nie Scrooge który rzucił się by odepchnąć ich z miejsca na które chwilę potem spadły głazy, które torowały im wyjście.

Czuł się winny przez to, że milczał jednak ponownie się nie odezwał co tylko pogłębiło wyrzuty sumienia. Pokręcił głową na boki odpychając to od siebie i kierując się w stronę szafy, która stała zaraz obok okna przez, które wyjrzał. Na dworze mimo, że powinno być jasno miało się wrażenie jakby ktoś wyłączył słońce. Było pochmurnie, nic się przez chmury jasnego nie przebijało, a gdy je otworzył to poczuł powiew ziemna, który wywołał u niego gęsią skórkę. Zbierało się na burze, a jeśli się nie mylił już powoli zaczynało kropić. Della zawsze wstała wcześniej od niego po to żeby jak najwięcej skorzystać z dnia gdy on siedział do późna wymyślając teksty piosenek w świetle trzymanej nad głową latarki ponieważ wuj jasno zakazał im włączania światła nocą żeby nie marnować prądu, po za tym mieli określone godziny od których powinni już spać więc tylko by się w ten sposób zdradził.

Więc kiedy padał deszcz młodsza zawsze musiała wracać do środka, nie ważne jak bardzo próbowała przekonać dorosłych, że kilka kropel wody jej przecież nie zabiję co potrafiło wywołać kilka chichotów, zwłaszcza wtedy kiedy faktycznie pozwolono jej zostać na podwórku w ramach nauczki, a potem sama wróciła do środka cała przemoczona. Tak więc ona nienawidziła tej pogody ponieważ nie mogła bawić się na dworze, a każdy kto ją znał doskonale wiedział, że to właśnie tam gdyby mogła spędziłaby całe swoje dzieciństwo, a potem może nawet i dorosłe życie. Donald natomiast w przeciwieństwie do niej uwielbiał kiedy padało. W takiej pogodzie było coś dla niego uspokajającego. Lubił zapach ziemi po deszczu, lubił przyjemny nastrój w który go wprowadzał, lubił wpatrywać się jak krople uderzają o taflę wody, najpewniej powierzchnię morza. Coś go ciągnęło w tamtym kierunku, przepadał za obserwowaniem tego na własne oczy chociaż było to niebezpieczne z czego zdawał sobie sprawę. Taki jednak rodzaj niebezpieczeństwa zdawał mu się nie przeszkadzać. Raz złapał się nawet na myśli, że jeśli ma umrzeć to tylko wtedy kiedy fale wywołane sztormem zaleją go w całości. Wtedy sprzedawał sobie mentalne uderzenie w twarz nakazując sobie nawet nie myśleć o takich rzecz, on nie zamierzał w ogóle umrzeć, a nawet jeśli to jak już to tylko na starość w wygodnym fotelu przy palącym się kominku.

Wyciągnął z szafy swój typowy ubiór po czym nie kłopocząc się nawet tym by pójść do łazienki przebrał się niemalże od razu nie mając ochoty się z tym ociągać. Skoro pogoda była w dość kiepskim stanie wujek Scrooge zapewne nie będzie chciał zbierać ich w żadne nowe miejsce pełne zagadek i pułapek do zbadania. Wbrew pozorom był on dość wybredny co do pogody, stawiał również założenie, że czasami to właśnie od niej wszystko mogło zależeć więc zwyczajnie nie zabierał ich akurat wtedy gdy ta mu nie podpasowała. Z tego co zdołał zrozumieć ich najbliższa "wycieczka" miała obejmować jakąś dżunglę i na pewno by deszcz im tego nie ułatwił. Kiedy skończył się przebierać zaczął kierować się w stronę łazienki odruchowo wyciągając dłoń w bok by opuszkami palców dotknąć przelotnie swoją gitarę.

"Ulubieńcy" || Ducktales ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz