Rozdział 5

4K 127 26
                                    

Siedziałam po turecku na łóżku i czytałam książkę, gdy nagle drzwi mojego pokoju otworzyły się. Zerknęłam w ich stronę, by zobaczyć Lily, która nuciła coś pod nosem, wchodząc do środka. Rude kręcone włosy luźno leżały na jej plecach. Kiedy zamknęła drzwi i obróciła się wokół własnej osi, sukienka w kwiatki, którą miała na sobie zawirowała. Potem w podskokach ruszyła w kierunku mojego łóżka i opadła na nie plecami, wzdychając z rozmarzeniem.

Kiedy nie zareagowałam westchnęła jeszcze raz.

Wywróciłam oczami chociaż na mojej twarzy widniał szeroki uśmiech.

- Jak było na randce? Oh, powiedz mi, proszę. Jestem taka ciekawa- ironia w moim głosie nie zraziła dziewczyny.

Odwróciła głowę w moją stronę nadal, leżąc i zachichotała.

- Cudownie. Leżeliśmy na polanie pośród trawy i oglądaliśmy gwiazdy...

Jej zielone oczy błyszczały radośnie, ja jednak nic nie mogłam poradzić na wątpliwości, które pojawiły się w moim umyśle. Mój uśmiech znikł.

- To się nie może skończyć dobrze- powiedziałam, patrząc na nią ze zmartwieniem.

Lily pokręciła głową, a potem odwróciła wzrok.

- Przestać być pesymistką- szepnęła, chodź dobrze wiedziała, że mam rację.

- Jestem realistką i po prostu się o ciebie martwię, płomyczku.

Nagle podniosła się i usidła na przeciwko w tej samej pozycji co ja.

- Wiem, ale nie musisz. Wszystko mam pod kontrolą. Nikt się nie dowie. Oni się nie dowiedzą- oznajmiła, ignorując moje powątpiewające spojrzenie.- Nie wiesz nawet jak bardzo chciałabym, żebyś ty też znalazła kogoś w kim byś się zakochała. To takie piękne uczucie.

- Kocham ciebie i to mi wystarczy- zapewniłam.

- A ja kocham ciebie- odpowiedziała i złapała za moje ręce, ściskając je.- Najbardziej na świecie...

***

Leżałam na tarasie, rozkoszując się błogą ciszą zmąconą jedynie przez szelest liści na wietrze.

Dookoła panowała ciemność.

Przymknęłam powieki i wzięłam kilka głębokich wdechów, starając się uspokoić.

W pewnym momencie usłyszałam jęk wydany przez drzwi od tarasu.

Nadal leżałam na drewnianych panelach, kiedy ciszę przerwał nieco zaspany głos Aarona:

- Czy wszystko w porządku?- zapytał.

- Tak- odpowiedziałam nawet na niego nie spoglądając.- Dlaczego miałoby być inaczej?

Usłyszałam ciche westchnięcie, a następnie kroki.

Chwilę później mężczyzna siedział już obok mnie.

- Wiesz, która jest godzina?

- 04:45- odpowiedziałam automatycznie.

Czułam na sobie jego wzrok i słyszałam trybiki pracujące w jego głowie.

W końcu otworzyłam oczy i podniosłam się do siadu.

- Ile już tu siedzisz?

- 33 minuty- odparłam bez zastanowienia.

Od kiedy obudziłam się przez wspomnienie, które nawiedziło mnie we śnie. Od kiedy mój mózg nieustanie, na nowo odtwarza je nie dając mi spokoju.

ImmunitetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz