– Zawsze będę cię kochać – powiedziałem prosto w jej usta. – Nawet jeśli ułożysz sobie życie z kimś innym. Pragnę twojego szczęścia, moja mała.

– To niemożliwe. Jestem już martwa... – wyszlochała.

Nie wiedziałem, co robić. Rozsądek podpowiadał, żebym zachował się honorowo. Wytłumaczył, co będzie dla niej najlepsze. Potem pomógł przejść przez operację, zadbał o jej stabilność i puścił wolno. Nie mogłem jej prosić, by pozostała mi wierna, ale moje serce zachowywało się teraz totalnie egoistyczne. Nie chciałem jej oddać. Należeliśmy do siebie!

A niech to!

I serce wygrało walkę z rozsądkiem. Zamknąłem Karolinę w ciasnym uścisku. I nigdy nie zamierzałem z niego wypuścić.

– Tak bardzo cię kocham, moja mała. Przysięgam, że spełnię każde twoje marzenie, nigdy więcej o nic cię nie poproszę, ale teraz błagam cię... nie opuszczaj mnie. Obiecaj mi, że będziesz ze mną, że wyjdziesz za mnie, że urodzisz mi dziecko.

– Teo... nie możesz... Wyjdę za ciebie choćby zaraz, ale nie możesz kazać mi żyć dla dziecka. Nie zniosę ani jednej godziny bez ciebie. Zabiję się, nic mnie nie powstrzyma.

– Jezu, mała, nie mów tak! – Wzburzyłem się i odsunąłem jej ciało od siebie. Wbiłem wściekły wzrok w jej zrezygnowane, zmęczone oczy. – Nie mów tak! – wrzasnąłem, szarpiąc jej ramionami. Była jak kukła. Moje słowa nie miały żadnej siły przebicia. Wyraźnie widziałem, że naprawdę podjęła już decyzję. Była zdolna do wszystkiego. Nie wiedziałem, co robić. Nie mogłem nic zrobić... Miałem związane ręce. Jak dalej żyć z tak przerażającą niepewnością?

Wpadłem w panikę. Odniosłem wrażenie, że narządy wywracały mi się na drugą stronę. Na myśl, że mogła spełnić swoje groźby, wszystko podchodziło mi do gardła. Dostałem napadu kaszlu, takiego typowego, który pojawia się na chwilę przed wymiotami. Zerwałem się na równe nogi, strącając z siebie Karolinę. Próbowałem się uspokoić i głęboko oddychać. Natrętnie przełykałem ślinę. Słysząc krzyki Karoli, byłem pewny, że nie powtrzymam odruchu, ale zacząłem na siłę wypierać okropne myśli i zastępować je przyjemnymi wspomnieniami – rowery, grzybobranie, koncert, małe dłonie na mojej skórze. To pomogło. Szczególnie że teraz czułem te dłonie na sobie. Przykładała je do moich policzków i szukała ze mną kontaktu wzrokowego. Zatrzymałem spojrzenie na jej oczach i zatonąłem w nich. Były takie piękne, nawet teraz, gdy wypełniał je smutek.

– Chodźmy do domu. Chodźmy do domu – powtarzała raz po raz.

Przytuliłem ją, a gdy poczułem silny uścisk, uniosłem jej ciało. Wpiła się we mnie jak koala w drzewo. Tak ruszyliśmy do auta.

– Nie dźwigaj mnie – wymamrotała po chwili i spróbowała stanąć, ale nie pozwoliłem jej. Egoistycznie chciałem mieć ją tylko dla siebie, najbliżej, jak się dało. Wiedziałem, co by zrobiła, gdyby role się odwróciły. Ani przez moment nie zachowałaby się jak egoistka. Zostawiłaby mnie bez mrugnięcia okiem i rozpłynęłaby się w powietrzu. Ja nie potrafiłem... Nie potrafiłem odstawić uczuć na bok, ale mogłem racjonalnie myśleć w innych sprawach. Musiałem o nią zadbać.

W milczeniu dotarliśmy do auta. W drodze także nie odezwaliśmy się ani słowem. Każde z nas miało chyba zabitą głowę myślami. Ja próbowałem wymyślić jakieś cudowne antidotum, które mogłoby mnie oszczędzić, a tym samym moją małą. Oczywiście nie wymyśliłem nic, nie miałem absolutnie żadnego pola manewru. Byłem kompletnie bezradny. Mogłem już tylko analizować teraźniejszość. Ja zostałem zmuszony do pozostawienia życia, ale Karolina miała przed sobą przyszłość. Nawet jeśli w nią nie wierzyła. Moim najważniejszym celem była teraz walka o to, by przetrwała. Dla nas, za nas, o nas...

– Co my tu robimy? – zapytała, gdy zaparkowałem przed komisariatem.

– Miałaś stłuczkę i uciekłaś z miejsca zdarzenia. Musisz dmuchnąć w alkomat, żeby później nie ciągnęły się za tobą problemy – wyjaśniłem.

– Mam to gdzieś! – Oburzyła się i zaczęła głośno sapać. – Nigdzie nie idę. – Podciągnęła nogi na fotelu i objęła je dłońmi. Zgasiłem auto i wysiadłem, a następnie podszedłem, by otworzyć jej drzwi. Położyłem dłoń na ramieniu Karoliny, ale ani drgnęła. Lubiłem z nią negocjować, ale teraz nie miałoby to tego uroku, co zawsze. Oboje byliśmy zmordowani.

– Policja już na pewno cię szuka. Jeśli nie pójdziesz, szybko cię znajdą i wyniosą siłą z mieszkania. Zabiorą cię na co najmniej kilka dni, spędzisz je w areszcie, a całe zdarzenie nagłośnią w mediach – wyjaśniłem nieczule. – Chodź. – Podałem jej rękę. – Załatwię to, mała. Ty tylko dmuchniesz. – Pomogłem jej wysiąść i ją objąłem. Było jej już chyba wszystko jedno, bo nie odezwała się, gdy wprowadziłem ją do środka. – Poczekaj tu, kochanie. – Posadziłem ją na krześle i podszedłem do policjanta, by nakreślić mu powód naszej wizyty. Wytłumaczyłem zachowanie Karoliny przykrą informacją, którą otrzymała w trakcie jazdy, a ucieczkę szokiem. Zadzwoniłem do Zbyszka, żeby uruchomił swoje znajomości, bo chcieli zabrać Karolinę na badanie z krwi. Chyba budziliśmy jakąś litość u mundurowych, bo sprawę udało się załatwić w miarę sprawnie. Karolina wciąż nie przestawała płakać. Przez to trudno jej było poprawnie wykonać badanie alkomatem.

W końcu jednak mogłem otworzyć drzwi auta i zawiozłem ją do domu. Od razu ruszyła do sypialni. Padła twarzą na poduszkę i załkała. Położyłem się obok niej i zacząłem gładzić jej głowę. Nie mogłem znieść tego, że sprawiłem jej tyle cierpienia. Oddałbym wszystko, żeby cofnąć czas.

– Tak strasznie nawaliłem... – przyznałem załamanym głosem i przylgnąłem całym sobą do jej ciała. Gdy poczułem ją blisko, wstąpiła we mnie siła. Musiałem błagać Karolinę o przebaczenie i wyegzekwować od niej obietnice, których pragnąłem. – Nigdy nie znajdę sposobu, żeby cię za to przeprosić, ale przysięgam, że do końca życia będę ci wynagradzać stracony czas. Jesteś moją małą. Jeśli spotka cię cokolwiek złego, nie przeżyję. Stanę na głowie, żebyś mogła mnie często odwiedzać, zanim nie dadzą mi przepustek. Będę pucował się, komu trzeba, i zrobię wszystko, żeby zwolnili mnie warunkowo po połowie kary – wyrzucałem z siebie deklaracje, które naprawdę zamierzałem zrealizować za wszelką cenę, byle tylko na mnie poczekała. Karolina wyrwała się z moich objęć i zerwała do siadu. Chyba wracały jej zdrowe zmysły, bo zaczęła mrugać i przecierać policzki. Otworzyła usta. Chciała coś powiedzieć, ale wyraźnie nie mogła się zdecydować. Patrzyłem wyczekująco. Czekałem na werdykt, od którego zależało moje życie. – Błagam, zostań ze mną. Przetrwamy to razem, a potem będę cię nosić na rękach do końca naszych dni. Ciebie i nasze dzieci...

– Teo, ty jesteś chory.

Zakpiła ze mnie. Wbiła mi tym nóż w serce. Przycisnąłem twarz do jej ud. Chciałem zapaść w sen i nigdy się nie obudzić.

– Przepraszam, że prosiłem. Wiem, jak bardzo chcesz być mamą już teraz. Wiem, że trzy lata to przepaść. Nigdy nie powinienem cię prosić o coś takiego, ale...

Nie ma żadnego ale. Jesteś egoistą i tyle. 

Nie pożałujeszWhere stories live. Discover now