Rozdział 39

Depuis le début
                                    

– Muszę pojechać do pracy. No chyba że odważysz się mnie pocałować, to...

– Śniadanie... – przerwałam mu pod wpływem kolejnej fali zdenerwowania. Boże, jak miałam z nim porozmawiać, skoro nie potrafiłam?!

– Tak myślałem! – parsknął. Chwycił moją brodę i uniósł. Tylko przez chwilę udało mi się utrzymać z nim kontakt wzrokowy. – Ale nie martw się, nie odpuszczę ci. Zjemy i pogadamy sobie. – Oblizał bezwstydnie usta i założył mi kosmyk włosów za ucho.

Po śniadaniu! Na pewno dasz radę cokolwiek przełknąć. Ha ha... Wcale nieśmieszne.

Nawet nie zarejestrowałam, kiedy nas przewrócił. Znalazłam się pod nim i zupełnie nie wiedziałam, jak zareagować.

– Teo? – wydyszałam. Moje serce nie nadążało pompować krwi przy tak wysokim ciśnieniu, jakie teraz miałam.

– Chodźmy, moja mała, bo samo się nie porozmawia. – Pocałował mnie prosto w usta, a następnie wstał jak gdyby nigdy nic.

Uciekłam do łazienki, by zgodnie z planem najpierw wziąć prysznic.

Gdy weszłam do kuchni, Teo akurat przewracał na patelni moje ulubione omlety. Puścił mi oczko i zamieniliśmy się rolami. Jego poranna toaleta trwała zdecydowanie za długo – mimo że tyle samo co zwykle. Chciałam już wiedzieć, co z tego wyniknie. Z nerwów cała się trzęsłam, a gdy rozległo się pukanie do drzwi, już prawie dostałam zawału. Po ostatnim razie, kiedy na wycieraczce znalazłam Tomka, bałam się otwierać. Ale oczywiście poszłam sprawdzić...

– Ciocia?! – Wybałuszyłam oczy. – Co ty tu robisz?

– Pan Duński jest cukrzykiem – oznajmiła zupełnie bez sensu.

– Yyy... – wyjąkałam, próbując zrozumieć sens jej wypowiedzi. – Jeśli chciałaś dać mi do zrozumienia, że moja reakcja była mało entuzjastyczna, to ci się udało. – Uśmiechnęłam się głupio. – Cieszę się, że cię widzę, ale jak znalazłaś się w Polsce?

– Przepisałaś cukrzykowi na śniadanie smoothie owocowe z grzankami z jasnego pieczywa – wytknęła mi poważny błąd, o ile faktycznie go popełniłam. – Przyleciałam sprawdzić, jak żyjesz. Mogę wejść?

– Boże, oczywiście. Przepraszam. – Przywitałyśmy się całusem w policzek i odsunęłam się, by weszła.

– Dzień dobry. – Teo wyszedł do przedpokoju. Miał na sobie bluzę, którą, jak zresztą wszystkie, kupiła mi ciocia. Momentalnie się zaczerwieniłam. Zdawałam sobie sprawę, jak musiałam wyglądać w oczach Kaśki. Mówiłam jej, że żyję sobie powoli i pracuję, a ona przyłapała mnie z mężczyzną. – Teodor – przedstawił się, wyciągając dłoń.

– Kaśka. – Odwzajemniła uścisk i raptownie wbiła we mnie pytający wzrok.

– Kaśka to moja ciocia – wyjaśniłam Teo, który był od niej jedynie siedem lat młodszy. – Teo to mój kolega – szybko odpowiedziałam na niezadane pytania, nim palnęłaby coś głupiego, a była do tego zdolna.

– Przyjaciel – sprostował Teo i pomógł cioci zdjąć płaszcz, a następnie ruszyliśmy do salonu.

– Przyjaciel, który jakiś czas temu wydzwaniał do mojej firmy, by zdobyć numer jednej z dietetyczek? – dopytała. To było po bójce, w wyniku której telefon Teo został uszkodzony. Mówił mi, że wygooglował firmę cioci, by móc się ze mną skontaktować, ale został odprawiony z kwitkiem, przez co zamartwiałam się wtedy na śmierć.

– Dokładnie ten sam. – Wyszczerzył się i wskazał na siebie palcami, jakby chciał zaprezentować się w całej okazałości. – Zepsuł mi się wtedy telefon, a nie chciałem, żeby Karolina martwiła się o swojego przyjaciela. – Spojrzał na mnie, zagryzając wargę.

Nie pożałujeszOù les histoires vivent. Découvrez maintenant