Rozdział szesnasty

122 6 0
                                    

Grudzień 2023, Orlando, Leu Garden

Usiedliśmy na ławce tuż przed fontanną i napawaliśmy się tym widokiem. Zastanawiało mnie to jak często tu Rowan spędza czas i czy często się tu włamuje. Jego odpowiedź na moje pytania mnie nie usatysfakcjonowała, ale to nic. Wystarczy mi i to. Nie chciałam też z nim dużo rozmawiać. Wolałabym, aby nie robił sobie złudnych nadziei. Miałam wiele pytań w głowie do niego, lecz żadnego nie wypowiedziałam na głos. Bo wtedy zaczęłaby się niepotrzebna tutaj rozmowa, chociaż i tak nie mogłam jej uniknąć.

Cały czas zastanawiało mnie to jak ludzie się zachowają, kiedy się zakochują. Bo nigdy tego nie doświadczyłam i nie zamierzam doświadczyć. Upierałam się, że miłość jest po prostu nie dla mnie. Mam brata, który mi wystarcza. To do niego zgłaszam się o rady i mówię mu większość rzeczy leżących mi na sercu.

A co jeśli zakochiwanie się w kimś jest niekontrolowane? Jeśli przychodzi niespodziewanie, w takim momencie jak teraz, gdy razem siedzimy na ławce w pięknych okolicznościach i po prostu czuję się dobrze?

Tłumaczyłam sobie, że jest to zakochiwanie się w chwili. I tego się trzymajmy.

- Chciałbym się tu pobrać - rzucił bez żadnego kontekstu. Zmarszczyłam brwi nie wiedząc do czego dążył. Wtedy wskazał mi ręką na białą altankę, wokół której było mnóstwo tujek, drzew, ławek i kwiatów. Pomyślałam sobie jak pięknie musi tu być w wiosnę kiedy wszystko kwitnie i budzi się do życia. - A ty byś nie chciała?

- Nie wiem, dlaczego kiedykolwiek miałabym wychodzić za mąż - prychnęłam drwiącym z samej siebie śmiechem. On patrzył na mnie tak, jakby oczekiwał dłużej wypowiedzi. Wywróciłam oczami i spojrzałam w światełka. - Po co? Tyle zachodu, żeby mieć tylko obrączki i papierek.

Trzymałam się za język, aby nie powiedzieć za dużo co myślę na ten temat.

- Jesteście wtedy małżeństwem i złożyliście sobie obietnice, której nie możecie złamać - oznajmił. - To znaczy, jeśli się naprawdę kochacie.

- I tak kiedyś albo jedno zdradzi drugiego, albo umrą i zostawią swoją całą rodzinę.

Przeklęłam w myślach, że nie pohamowałam się i to powiedziałam. Mój oddech stał się płytszy, a ja sama nie wiedziałam co zrobić z rękoma.

Poczułam nagły ból na udzie, kiedy musnął delikatny dotyk chłopaka obok. Szybko zabrałam rękę z mojej nogi, bo straszliwie mnie piekła. Żałowałam, że nie owinęłam jej sobie chociażby bandażem, ale rany nigdy nie przeszkadzały mi w całodniowym dniu w szkole. Tym razem jednak nie spodziewałam się, że moje plany będą inne, niż długa kąpiel i pójście spać.

Zaczęłam się ciąć ponownie stosunkowo niedawno, kiedy wszystko zaczęło mnie przerastać. Nie były to głębokie i duże rany, ale straszliwie piekły mnie pod materiałem spodni.

Chłopak spojrzał na mnie krzywo, głęboko rozmyślając moje zachowanie. Często od niego odskakiwałam, ale tym razem wyraźnie ukazałam ból, który mi doskwierał.

- Lili? - spytał łagodnie i powoli.

Ja jednak nie chciałam go słuchać, nie chciałam na niego spojrzeć. Bałam się, że gdy nawiążemy kontakt wzrokowy on prześwietli mnie całą i zobaczy mój problem. Z Rowanem Andersonem znaliśmy się już ponad trzy miesiące. Codziennie siedzieliśmy ze sobą w ławce, a ja od niego ściągałam, bo nie wiedzieć czemu wszystko zawsze miał dobrze. Codziennie mnie zaczepiał, a ja starałam się go olewać, dopóki nie zadziałał na mnie jego czar tych szarych, lśniących i jakże wyjątkowych oczu.

On mógł powiedzieć, że wie o mnie wszystko. Poznał wszystkie moje strony osobowości, ale tą jedną musiałam przed nim ukrywać. Ukrywać przed wszystkimi. Widział mnie w ataku histerii, z pewnością widział moje łzy, widział jak się przy nim śmiałam i stopniowo rozluźniałam. Uciekałam przed nim i czułam strach, znał moją opinię w szkole, której nie wierzył. Nie wierzył innym, a pragnął mnie poznać. Widział jak beznadziejnie tańczę i...

Wrong side of meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz