Rozdział 35

Depuis le début
                                    

– No weź powiedz chociaż, czy jest z naszej epoki.

– Zdradź gatunek filmu, w którym ją widziałeś.

Uwolnić orkę?

– Może Ratatuj?

Ona to on? – Na zmianę rzucali pomysłami.

– O, już wiem! – pisnęła Kamila. – To na bank...

– To ta z okładki pięćsetnego wydania świerszczyka – zakończyłem ich zabawę. – Spadam, moja cudowna rodzino. Muszę przejrzeć jeszcze wiele kandydatek, żeby mieć pewność, że dobrze wybrałem.

– Pamiętaj, zwracaj uwagę na najdrobniejsze szczegóły – kpili dalej.

– Widzimy się za dwa tygodnie na rodzinnym spędzie – pożegnałem się i wróciłem spacerem do mojej pani świerszczyk.

Kolejny tydzień bywałem u niej, kiedy tylko mogłem.

Gotowałem, sprzątałem i krzątałem się koło Karoliny, a ona zdawała się zupełnie mnie nie dostrzegać. Wieczorami puszczałem jej wodę do wanny, ale gdy wchodziłem po niej do łazienki, zauważałem, że nie korzystała z kąpieli. Dopiero z rana brała szybki prysznic. Miałem nadzieję, że nie chciała zmywać dotyku mojego ciała z siebie. Spałem z nią i przytulałem się do niej od tyłu każdej nocy.

Nie wiedziałem, czy po prostu nie miała siły, by mnie wyrzucić, czy pragnęła mieć mnie przy sobie. O to też nie pytałem.

*

Od kilku dni zacząłem więcej pracować. Wielokrotnie musiałem zostać w restauracji do trzeciej w nocy, ale wtedy także wracałem do niej. Otwierała mi drzwi, zanim zdążyłbym wyjąć klucze, które ze sobą brałem. Nie sypiała dobrze. Chciałem myśleć, że czekała na mnie, bym ją przytulił, ale gdy była w moich ramionach, słyszałem jej niemiarowy oddech. Pierwszej wspólnej nocy zasnęła dopiero nad ranem. Wiedziałem, bo też nie mogłem usnąć. Czekałem, aż jej ciało się rozluźni i dopiero wtedy pozwoliłem sobie na odpoczynek.

Któregoś poranka powiedziałem:

– Mam wieczorem spotkanie. Przyjadę zaraz po nim, ale może mi zejść dłużej. – Zasłoniłem dłonią ekran laptopa, by mieć pewność, że mnie usłyszy.

– Okej – odparła, nie patrząc na mnie.

– Mogę to przełożyć – zapewniłem. Wszystko mógłbym przełożyć, jeśliby tylko dała znać, że tego chce.

– Teo, nie musisz mnie niańczyć. Ania i tak się o tym nie dowie. Poradzę sobie. Wszystko jest... w porządku. Jestem tylko trochę zmęczona...

– Moja mała... – Położyłem dłoń na jej policzku i pogładziłem go. – Przyjadę cię przytulić, bo tego chcę, a nie dlatego, że obiecałem to Ani.

– O... okej. – Zaskoczyłem ją.

Od tej pory postanowiłem robić to częściej.

Przez kolejny tydzień ani razu nie nazwałem jej po imieniu. Nie była też więcej młodą ani Karolem. Jakkolwiek się do niej zwracałem, zawsze starałem się wtrącać „moja". Z reguły była moją małą albo moim skarbem. Kilka razy moim kochaniem.

Musiałem także odsuwać od niej biodra. Coraz trudniej przychodziło mi zapanować nad pożądaniem, gdy przyciskałem się do Karoliny w nocy. Wczoraj musiałem pilnie ewakuować się z łóżka do łazienki, a dzisiaj, kiedy wiedziałem już, co się zbliżało, po prostu położyłem się na plecach zawczasu. Ale wyszło jeszcze gorzej... Moja mała odwróciła się do mnie i położyła głowę na mojej klacie. Dłoń wsunęła pod moją koszulkę na brzuchu i zasnęła w ten sposób. A ja siłą umysłu próbowałem zmusić własnego penisa, by opadł. Walczyłem dobrą godzinę. Ciężko było, bo za bardzo mi się podobało, że Karolina pierwszy raz sama do mnie przyszła.

Gdy się obudziłem, pomyślałem, że walczyłem na marne, bo znów byłem twardy. Boleśnie twardy. Trącałem sterczącym przyrodzeniem dłoń ułożoną na moim brzuchu. Sięgnąłem do bokserek, żeby się poprawić, i w ten sposób obudziłem moją małą.

– Przepraszam... – Podniosła się szybko. Świetnie... zabrała kołdrę, żeby przykryć swoje ubrane ciało, a mnie zostawiła z wielkim namiotem, który oczywiście zauważyła. – Przepraszam – powtórzyła znowu i się odwróciła. Zacisnąłem usta, by nie parsknąć śmiechem. Była przeurocza z tym swoim zmieszaniem. – Zostawisz mnie teraz? – wymamrotała, siadając tyłem do mnie.

– Chcesz, żebym wyszedł teraz? Czy chcesz, żebym poszedł w ogóle?

– Nie chcę, żebyś zniknął – sprecyzowała. Zabolało mnie to. Jak w ogóle mogła tak pomyśleć!?

– O czym ty mówisz? – Obróciłem się i położyłem głowę na jej udach. – Hej, skarbie, spójrz na mnie. – Wyciągnąłem dłoń do twarzy Karoliny. – Dlaczego tak pomyślałaś? Boisz się, że zniknę?

– Nie znikaj – poprosiła. – Już mi chyba lepiej... Możesz spokojnie wrócić do swojego życia, ale mnie nie zapominaj. Dziękuję, że mi pomagałeś – zgasiła mnie. Chyba faktycznie okres największej żałoby minął, bo to była najdłuższa jej wypowiedź od trzech tygodni. A ja pożałowałem, że poczuła się lepiej, bo wolałbym nigdy tego nie usłyszeć.

Nie zdążyłem jednak wymyślić żadnej odpowiedzi. Karolina wstała i wyszła z sypialni owinięta kołdrą, bo zadzwonił jej telefon.

Nie pożałujeszOù les histoires vivent. Découvrez maintenant