– Ostatnio ci to nie przeszkadzało – wytknęła mi. Rzeczywiście na wyjeździe tańczyłem po pijaku.

– Ale dzisiaj przeszkadza – uciąłem.

– Teo, nie bądź taki. Mogłoby być nam razem dobrze.

– Wera, nie pij już... – westchnąłem, gdy położyła dłoń na moim ramieniu i zaczęła je masować. – Jesteś piękną, inteligentną kobietą. Możesz mieć każdego. Nie marnuj na mnie czasu. Spójrz na Reksia. Widzisz, jak na ciebie patrzy? – podsunąłem, wiedząc, że mu się podobała.

– To przez nią? – Wskazała głową za mnie. Nie musiałem się odwracać, by wiedzieć, o kim mówiła.

– Po prostu odpuść – warknąłem, ciesząc się jednocześnie, że kolejny raz nie palnąłem czegoś głupiego, co mogłaby usłyszeć moja mała. Nie wiedziałem, jak daleko za mną była, ale ręka Wery zaczęła coraz bardziej mi ciążyć na ramieniu. Wstałem, strącając ją, a gdy się odwróciłem, natrafiłem na wzrok Karoliny, która stała zbyt daleko, by nas słyszeć. Jednak fakt, że spoglądała na mnie, spowodował, że punkt na sinusoidzie znów znalazł się na górze. Czy mogła być zazdrosna?

– Teo. – Wera spróbowała złapać moją dłoń, ale zareagowałem szybko i ją cofnąłem.

– Odpuść – niemal zagroziłem i odszedłem, choć to może trochę za duże słowo w tym przypadku. Trudno nazwać chodzeniem próbę poruszania się w gipsie pod wpływem alkoholu.

– Wszystko dobrze? – zapytałem Karolinę. – Chcesz wracać?

– Wszystko dobrze – zapewniła, ale bez przekonania.

– Nie jesteś na tyle pijana, żeby mi powiedzieć, co?

– Ale co takiego? – Uśmiechnęła się niemrawo.

– To... – zacząłem, próbując wymyślić coś fajnego, ale się poddałem. – Nie sądzisz, że ulży ci, jak mi powiesz?

– Nie – odrzekła szybko. – Chyba nie – poprawiła.

– Skoro chyba, to sprawdźmy. Co masz do stracenia?

– Ciebie? – Parsknęła śmiechem, przez co nie wiedziałem, jak OBIEKTYWNIE to odebrać. To, że moje ego wyskoczyło w kosmos, wcale nie znaczyło, że wątpliwości nie trzymały mnie na ziemi.

– Upiłaś się? – Chciałem się upewnić.

– Trochę.

– Trzeźwa czy nie, mnie nie stracisz – zapewniłem i chcąc być bardziej przekonujący, złapałem jej dłoń. Pociągnąłem Karolinę ku sobie, aż uderzyła w moją klatę. Alkohol chyba naruszył moją percepcję. Zamknąłem dziewczynę w uścisku. Nie miałem pewności, czy nie był za mocny, ale tak bardzo, bardzo, bardzo jej chciałem. – Cokolwiek ukrywasz, nie ma to dla mnie znaczenia – wyznałem powoli, próbując kontrolować swoje słowa, by po prostu nie wykrzyczeć, że się w niej zakochałem. Zepsułbym wszystko, to wiedziałem nawet po pijaku. – Choćby nie wiem co... młoda – dodałem zachowawczo.

– Nawet gdybym ci powiedziała, to nic ci po tym, bo jutro i tak nie będziesz pamiętał – wyśmiała mnie i poklepała po plecach. Westchnąłem. Nie miałem wiele na swoją obronę, bo byłem pijany, ale wiedziałem, że z całą pewnością będę pamiętał wszystko.

– Nie mów mi dzisiaj, ale obiecaj, że kiedyś...

– Kiedyś, Teo – ucięła temat i wydostała się z moich objęć.

Wróciliśmy do stołu. Od tego momentu dawkowałem już sobie drinki. Uważałem także na słowa, by nie wylewać z siebie zbyt wielu tych czułości, mimo iż chciałem krzyczeć: „Oto ja, zakochany po uszy w młodym Karolu. Teodor Czajski".

Nie pożałujeszWhere stories live. Discover now