– Dlaczego?

– Bo to mężczyzna idealny. On może mieć każdą, a raczej każda chciałaby jego.

– Ja nie – zapewniła, wzruszając ramionami.

– Bo ty jesteś dziwolągiem, zapomniałaś, reggae mama?

– Ach, no dobrze, to każda oprócz tych dziwnych, do których ty wcale, ale to wcale się nie zaliczasz... – odpowiedziała wymownie.

– Ja jestem dla niego gówniarą – pożaliłam się. – I chłopakiem...

– Co?

– Noo... – sapnęłam i następnie opowiedziałam jej szczegóły, które wcześniej zataiłam.

– No to pokażemy mu, jaki z ciebie chłop... Dawaj stopy. – Zsunęłam się na dywan i wyciągnęłam nogi w jej kierunku. – I mów, co zrobisz, gdy następnym razem Teodor powie, że ładnie pachniesz.

– Nic. – Wzruszyłam bezradnie ramionami. – Nie potrafię... flirtować. Nie zamierzam... nie mogę go zwodzić.

– Czemu?

– Anka, ja nie mam jednej piersi! – wydarłam się, jakby o tym nie wiedziała.

– I?

– I...? I nie potrafię o tym zapomnieć! – zezłościłam się, jakby to ona była temu winna. – Nie umiem powiedzieć ani jemu, ani nikomu o swoim sekrecie. A to byłoby niesprawiedliwe, gdybym wpierw uwiodła mężczyznę, a potem... Boże, Anka, musiałabym znaleźć jakiegoś okropnego człowieka, bo żaden poczciwy facet nie zasługuje na towar deficytowy, a już na pewno nie Teo. Lepiej jest tak, jak jest. Cieszę się, że mogę chociaż przebywać z nim jako koleżanka. Będę sobie wzdychać do niego po cichu – zakończyłam.

– Karolina, masz tak wypaczony obraz siebie. Tylko ty to widzisz w ten sposób. Mężczyzna, któremu dasz szansę, to szczęściarz, i przysięgam, że twój cycek nie będzie miał dla niego żadnego znaczenia.

– Przestań... – Zirytowałam się. – Nie bagatelizuj tego, żeby mi pomóc, bo to nie pomaga. Wiem, jaka jest prawda. Mężczyźni kochają piersi i żaden nie chciałby takiego mutanta! – Wskazałam na swój dekolt. Jednocześnie patrzyłam na Anię tak, jakby co najmniej zabiła mi ukochane zwierzę. Oczywiście spuściłam wzrok, kiedy przeprosiła. I ja ją przeprosiłam. Nie była niczemu winna, a ja wyżyłam się na niej.

– Myślę, że twój aktualny problem jest malutki. Oczywiście patrzę z boku jako doświadczona, starsza przyjaciółka. Wiem, że za dwa, trzy lata to zrozumiesz, a za dziesięć będziesz nawet się z tego śmiać. Pamiętaj, że czas jest kluczem do wielu rzeczy. Mówiłam ci już, że leczy rany i nie kłamałam. Teraz jest ci łatwiej niż trzy lata temu, prawda?

Niechętnie musiałam przyznać jej rację. Po śmierci taty byłam pewna, że do końca życia nie pozbieram się po jego stracie, ale namacalnie czułam, że jednak podnosiłam się każdego dnia. Wciąż tęskniłam tak samo, wciąż oddałabym życie, by móc spędzić z nim choćby godzinę. Jednak mimo wszystko pogodziłam się już z faktem, że to niemożliwe.

– Wciąż jesteś bardzo młoda, Karo. Postrzegasz własną wartość głównie przez ciało, ale to się zmieni. Dojrzejesz do tego, by zrozumieć, że ciało to tylko otoczka, i do tego gówno warta, na pewno nie twojego smutku. Zapamiętaj moje słowa, proszę. Spróbuj spojrzeć na siebie moimi oczami. Jesteś inteligenta, radzisz sobie sama, jesteś dobrym człowiekiem. Zasługujesz na szczęście. Pozwól sobie na miłość. Nie martw się czyjąś reakcją, bo prawdopodobnie będzie ona zupełnie inna, niż ci się wydaje.

– Jak ja mam to zrobić...?

– Powiem ci banał. Jest prosty i trudny zarazem, bo tak to właśnie jest z banałami. Musisz jedynie się nie zastanawiać – ot niby takie proste, ale trudniejsze w wykonaniu. Ilekroć twoje myśli zaczną podążać w złym kierunku, musisz zmienić ich bieg. Podam ci przykład. W każdej sekundzie powinnam się bać, że moje dzieci podzielą mój los. Jak tylko o tym pomyślę, aż mnie skręca. Odeszłabym od zmysłów po tygodniu, gdybym pozwoliła rozwinąć się obawie, że moja córeczka może w przyszłości walczyć z białaczką. Dlatego ilekroć rozważania schodzą w tym kierunku, zaczynam myśleć o ślubie Nadziei i Wiary.

Nie pożałujeszWhere stories live. Discover now