Dzień 10

372 12 2
                                    

Dylan i Haille długo czekali na swoich starszych braci. Godzinę temu, poinformowali ich że są już blisko i mają być w każdej chwili gotowi.
- Boisz się, mała?- przez cały czas razem siedzieli, trzymając się za ręce. Nikomu to nie przeszkadzało. Nie w takiej chwili.
- A ty?
- Cholernie.

W końcu dostrzegli ich sylwetki. Natychmiast do nich podbiegli.
Will przytulił siostrę, a towarzyszącego jej brata obdarzył ciepłym uśmiechem.
- Tony'ego dalej nie ma?- spytał Vince, tylko dla zasady.
Doskonale zdawał sobie sprawę, że młodszego z bliźniaków jeszcze nie odnaleziono.

- Spokojnie. Moi ludzie niedawno poinformowali mnie, że go znaleźli. Zmierza do kryjówki naszych porywaczy.
Najlepiej się pośpieszmy.
Jak postanowili, tak też zrobili.
💎💎💎💎💎💎💎💎💎💎💎💎💎💎
Chyba miałem zamknięte oczy.
Mówię chyba, bo otaczała mnie kompletna ciemność. Albo mnie czymś oślepili.
Nie jestem pewny.

Już niczego nie jestem pewny. Minęło tyle czasu. A nikt się po mnie nie zjawił.
Co.. zapomnieli o mnie? Niemożliwe. Nie mogliby. A co jeśli?

Chyba tu umrę. Albo już zaczynam wariować.
To co mi robili jeszcze dziś rano... albo wczoraj.
Dalej chce mi się wymiotować, choć już nie mam czym.
Umieścili mnie w małym pokoiku, właściwie w klitce, gdzie nie było nic poza rozklekotanym łóżkiem.

Za drzwiami stali ci sami ludzie, co... hmm... oni nazywają to zabawą.
Ohydnie mi o tym mówić.
Ohydnie mi z tym, że muszę znosić ich dotyk i bez kiwnięcia palcem się na to zgadzać.
Wyjścia nie miałem.

Boże... Tony... Vince... Will
Ktokolwiek. Ocalcie mnie, błagam.

Zdaje się, że moje myśli zostały wysłuchane.
Z mojego pokoiku usłyszałem strzelaninę.
Huk wystrzałów, które po jakimś czasie znacznie osłabły.

Usłyszałem kroki w moją stronę. Udam, że śpię. Nic mi nie zrobią.
- Chodź tu. Będziesz naszym małym zakładnikiem- dostrzegłem Blue, tego gościa który stał za tym wszystkim.
Teraz zakładał mi kajdanki na ręce i obwiązywał sznurem nadgarstki.

- Gdzie jest mój brat?!- wykrzykiwał ktoś w naszym kierunku. To Tony. Napewno.
Wszędzie rozpoznałbym ten głos. Nawet w piekle. Nie wyobrażał sobie jak za nim tęskniłem. Za nimi wszystkimi.

W końcu mnie zobaczył. Takim przerażonym i wkurwionym jednocześnie, go nigdy nie widziałem.
- Tony...
- Morda, kurwa...- zatkał mi usta, przyciskając swoją spluwę prosto do mojej krtani.

Wtem, jak na zawołanie wylecieli ludzie w czarnych marynarkach. Obstawiałem, że to ludzie Vincenta. W takim razie gdzie on jest?
Dlaczego Tony jest tu praktycznie sam?

- Dotknij go jeszcze raz, a rozwalę ci tą twoją jebaną główkę.
Zakaszlnąłem, sam z siebie, wypluwając krew.
Przypomniałem sobie, że jeszcze dzisiaj przechodziłem wyjątkowo ciężkie tortury.

Mój bliźniak rzucił mu jeszcze wściekłe spojrzenie, aż cały się napiął.
- Już kurwa nie żyjesz, debilu jebany!- dwa strzały. Zamknąłem oczy, by nie widzieć nic co roztrzaskało by mi serce.

Za to zobaczyłem, Dylana, który stał przy Tonym, trzymając w jednej ręce broń.
Próbowałem się do niego uśmiechnąć, powiedzieć jak zajebiscie go widzieć, ale wtedy jeszcze bardziej się rozkaszlałem.
Plułem krwią, dopóki mój porywacz nie schwycił mnie za barki, z powrotem przyciskając broń do gardła.

Miał krew na ręce. Brawo, Tony. Tylko on potrafił tak precyzyjnie strzelić.
- Puść go. Mamy jebaną przewagę. Twoich ludzi już dawno nie ma.
- Ah tak? Może powiesz im, Shany, kto tutaj jest bombą wybuchową?

Porwanie Shane'aWhere stories live. Discover now