Rozdział 7

60 12 4
                                    

- Nie mówiłeś, że dziś przyjedziesz. - Harry oparł się o drzwi i spojrzał na Tomlinsona. Louis wspierał się o swój samochód i popalał powoli papierosa. 

- Miałem dość siedzenia w domu - wzruszył ramionami w końcu odrywając wzrok od nieba i spoglądając na Harry'ego. 

Harry zamknął drzwi i zaczął schodzić po schodach, zatrzymał się na ostatnim stopniu i oparł się i poręcz, patrząc na Louisa z góry. Szatyn stanął tuż przed nim i przesunął powoli wzrokiem po całej jego sylwetce. Elegancka koszula opinała się na piersi Stylesa i Louis nie mógł się powstrzymać od dotknięcia swoją dłonią, dłoni młodszego. - Jeśli przeszkadzam to po prostu powiedz. 

- Nigdy nie przeszkadzasz, chodzi o to, że... 

- Harry, kochanie, kto przyszedł? - dotarł do nich głos kobiety, która od razu przykuła wzrok Tomlinsona. Była piękna, jej włosy były długie i kręciły się delikatnie, jej twarz wyglądała jakby była wyrzeźbiona. Wąska sukienka sięgała nieco za kolano, eksponując jednak całą jej figurę. 

- Rozumiem co się dzieje. - Louis westchnął przenosząc wzrok na Stylesa. Prędko zabrał dłoń i zaczął iść w stronę samochodu. 

- Co? - Harry spojrzał na niego zdziwiony. - O czym ty mówisz Lou? - Louis jednak nic nie odpowiedział, otwierając drzwi od samochodu. - Cholera Tomlinson. - sapnął brunet i podbiegł do samochodu. - Czy ty myślisz, że kogoś mam? 

- A jak sądzisz? - wysiadł znów z auta i stanął przed mężczyzną. Obrócił głowę w stronę wejścia do domu, ale nie widząc już kobiety zwrócił się do Harry'ego. - Przyjeżdżam tutaj i witasz mnie, właściwie to nawet się nie przywitaliśmy, a potem z Twojego domu wychodzi jakaś piękna kobieta i mówi do ciebie kochanie. - Louis mówił coraz głośniej kompletnie nie panując nad swoim głosem. 

- Jesteś tak skończonym idiotą. - Harry potarł swój nos z frustracji. - Boże, naprawdę myślisz, że kogoś mam. 

- A co mam myśleć, no powiedz mi skoro jesteś taki mądry!? Harry, jesteś pieprzoną gwiazdą, możesz mieć każdego! 

- Za kogoś takiego mnie masz? Za kogoś kto bawi się innymi i nic więcej? Po naszej rozmowie na bankiecie myślałem, że chociaż tą kwestię mamy za sobą. Jak widać się myliłem. - stwierdził gorzko odsuwając się od samochodu. 

- Ja już nie wiem co mam myśleć. Harry, kurwa, nie wiem. 

- To jest Freya, moja była żona, która przyjechała tu razem ze swoim cholernym narzeczonym, bo nasza córka ma w niedzielę urodziny. Te na które sama cię do cholery zapraszała. Ale wiesz co? Rób co chcesz, możesz nie przyłazić. 

- Harry... 

- Nie. Louis ja... - Harry zaczął odchodzić co sprawiło, że Louis szedł za nim. - Idź stąd. Muszę pomyśleć, ja nie wiem co miałabym Ci powiedzieć. Daj mi spokój. 

- Harry, proszę Cię. 

- Po prostu idź, zanim będziemy tego jeszcze bardziej żałować. 

- Harry, porozmawiaj ze mną. Mówiłem Ci ile razy zostałem już zdradzony, mam prawo być niepewnym. 

- Kurwa, Louis my nawet nie jesteśmy razem. Nie mów mi nic o zazdrości, skoro nie tworzymy niczego! 

- Ale... 

- Tu nie ma żadnego ale. Taka jest prawda. Łączy nas w większości sam seks, nie masz prawda mówić o zazdrości. - Louis za nim wolał, ale Harry nie reagował. Powiedział już za dużo i każde słowo raniło jak żadne inne wcześniej. Nie mógł zareagować, nie mógł odpowiedzieć, nie mógł nawet spojrzeć bo wiedział, że rozpadłby się na progu własnego domu. Został wykorzystany wiele razy ale to nigdy nie bolało tak jak to co właśnie miało miejsce. Nigdy nie bolało, bo Harry nigdy nie był w tej osobie tak głupio zakochany. Wiedział, że Louis mówił pod wpływem emocji, bo nim też one szargały, ale chyba były potrzebne. Miał wciąż w głowie myśl, że może właśnie tak Tomlinson na niego patrzy. 

Love ON AIROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz