Oichespeir - Ich dzieci, Sekret Andromedy... |Madame|

2K 326 14
                                    

Autorka: oichespeir

Tytuł: "Ich dzieci", "Sekret Andromedy", "Kołysanka utraconych"

Recenzentka: MadameDuSoleil

Liczba słów: 4544


Dzisiaj staję przed bardzo trudnym zadaniem zrecenzowania wyjątkowo obszernego (bo składającego się już z trzech tomów!) tekstu. Oichespeir podjęła się imponującego wyzwania napisania aż dziewięciotomowego fanfiction do uniwersum Harry'ego Pottera. Dotyczy ono historii Huncwotów, a więc pokolenia ojca tytułowego bohatera sagi J.K.Rowling. Podczas gdy wciąż czekamy na dokończenie trzeciej części i na powstanie kolejnych sześciu, przyjrzyjmy się temu, co już mamy.

Zacznijmy zatem od początku. Cykl otwiera nam pozycja zatytułowana "Ich dzieci". Jest ona najkrótsza, bo składa się z prologu i pięciu rozdziałów — po jednym na każdą pierwszoplanową postać. Co bardzo ciekawe, można je czytać w dowolnej kolejności, ponieważ są to osobne historie bohaterów przed przybyciem do Hogwartu i zawiązaniem się paczki. Orientację w tekście ułatwia graficzny dodatek zawierający wizerunki protagonistów wraz z charakterystycznymi dla nich atrybutami oraz cytatem.

W prologu spotykamy się z wykreowaną przez autorkę Aerią Creswell-Swann, pięciolatką należącą do słynnego rodu czarodziejów, który jednak lata świetności ma już dawno za sobą. Rodzina klepie biedę, ojciec dziewczynki przegrał majątek w karty oraz ucieka się do fizycznej i psychicznej przemocy wobec żony i córki.

Nie chcę spoilerować, bo saga zaczyna się ze sporym przytupem, ale już od pierwszego akapitu dostajemy metaforycznie w twarz mocną sceną. Pragnę przy tym zaznaczyć, że jest ona opisana ze smakiem, a cały rozdział cechuje spora lakoniczność, co akurat ja uważam za plus. Klimat zbudowany jest za pomocą dosłownie kilku, znakomicie dobranych słów, z czym spotykam się rzadko. Każdy potrafi zaserwować czytelnikowi długą, nużącą litanię. Nie każdy natomiast umie pisać zwięźle, a przy tym nastrojowo i przejrzyście. Ponadto Oichespeir zawiesza od razu strzelbę Czechowa w postaci tajemniczej pozytywki. Jedyne, do czego się przyczepię, to przypadkowe puste przestrzenie między akapitami.

W pierwszym rozdziale poznajemy (lub nie, jeśli znamy uniwersum) Jamesa Pottera, niezwykle rozpieszczonego chłopca z dobrego, kochającego się domu. Jimmy jest jedynakiem, długo wyczekiwanym dzieckiem, oczkiem w głowie matki, która nie stawia mu niemal żadnych granic i ukochanym synem Fleamonta Pottera, starającego się dążyć do większej równowagi w wychowaniu potomka. Sama autorka określa kilkulatka jako "wyjątkowo absorbującego", gdyż ma wiele energii, sporo rozrabia i chce być wiecznie w centrum uwagi. Rośnie przy tym na zdolnego manipulatora, gdyż ucieka się do drastycznych środków w sytuacji, gdy rodzice odmawiają mu kupna miotły, tłumacząc, że musi jeszcze dorosnąć do latania.

To, co zaplanował James, by przekonać swoich opiekunów do zmiany zdania, wciśnie was w fotel. Autentycznie wściekłam się na bohatera i przeżywałam wszystko razem z jego najbliższym otoczeniem. Opowieść o Jimmym to przede wszystkim inne spojrzenie na pojęcie dysfunkcyjnej rodziny. Fleamont i Euphemia tak bardzo starali się dobrze wychować syna, że aż przegięli. Mimo że mały okularnik jest rozkoszny, zabawny i zalicza się do grona moich ulubionych charakterów tej sagi, jego pierwsze wystąpienie w cyklu może służyć za skuteczną reklamę antykoncepcji.

Drugi rozdział rozłożył mnie na łopatki. Jeśli macie przeczytać jedną rzecz od Oichespeir to właśnie to, choć wyświetlające się u góry "zostało dwie godziny" raczej nie zachęca do połknięcia tego tekstu za jednym posiedzeniem. Tak czy inaczej, stwierdzam z czystym sumieniem, że nie zmarnujecie ani minuty.

Recenzje spod Słońca i KsiężycaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz