– To teraz ja cię zaskoczę. Mylisz się – zarzucił mi od razu, choć nawet nie spojrzał na opakowanie. – Spójrz i powiedz, co tu jest napisane. 

– „Kawa wyprodukowana z ziaren z najlepszych plantacji na świecie" – wyrecytowałam i rzuciłam Teo wyzywające spojrzenie. Wiedząc, że już wygrałam ten pojedynek, czekałam, aż przeprosi za wylanie napoju. On jednak roześmiał się na całe gardło. Najwyraźniej miał problem z przyznaniem się do błędu, ale patrzyłam na niego cierpliwie, udając powagę. W rzeczywistości z trudem utrzymywałam w ryzach mimikę. Kąciki ust drgały i mimowolnie się podnosiły. 

– Ziarna z najlepszych plantacji świata to nie to samo co najlepsze ziarna z najlepszych plantacji świata. Kumasz, młoda? – Tym razem to on potraktował mnie cwaniacką, pewną siebie miną, a na dodatek, nie patrząc za siebie, otworzył szafkę pod zlewozmywakiem i wyrzucił do śmieci prawie całe opakowanie MOJEJ kawy! Otworzyłam usta z oburzenia. Ten facet był niemożliwy! – Innymi słowy, młoda, nie chcę, żebyś piła odpadki z najlepszych plantacji świata. 

– Och, to bardzo szlachetne z twojej strony – zakpiłam. 

– Podziękujesz, zapraszając mnie na kawę. Ja stawiam, ty płacisz. Ubieraj się. – Kiwnął głową, jakby chciał mnie wygonić w stronę szafy. 

– Drogi dżentelmenie... może cię to zdziwi, ale, po pierwsze, jestem ubrana, a po drugie, mam pracę. 

– To świetnie, że jesteś gotowa do wyjścia, bo jestem spóźniony już dobre piętnaście minut. Spakuj lapka, popracujesz dzisiaj w terenie. – Zdumiona otworzyłam szerzej oczy. On mówił poważnie, a raczej stwierdzał fakt, i nie wyglądał, jakby spodziewał się odmowy. Zastanawiałam się, jak potraktować tego delikwenta, gdy nagle przeprosił mnie, by odebrać telefon. 

– Cześć, mordeczko! – przywitał się z entuzjazmem i słuchając swojego rozmówcy, zaczął kuśtykać po moim mieszkaniu. – No i to jest wiadomość, na którą czekałem! – Wyraźnie się ucieszył, a potem legł na kanapie i wyciągnął nogi. Patrzyłam na niego z rozdziawioną buzią. Ten facet nie miał wstydu i podobało mi się to. – Wpadnijcie do mnie po południu. Chciałbym poznać przyszłą panią Zduńską – kontynuował rozmowę, a w międzyczasie rzucił mi spojrzenie pod tytułem „co ty tu jeszcze robisz?". Przytrzymał telefon barkiem i popukał palcem w zegarek, następnie machnął ręką, żeby mnie pogonić. Dalej stałam osłupiała, ale Teo już na mnie nie patrzył. Zaangażował się w rozmowę. Pokiwałam głową sama do siebie i zerwałam się, by spakować torebkę. Nie pamiętałam, kiedy ostatnio byłam do jakiegoś pomysłu tak bardzo zapalona. Naprawdę chciałam wyjść z Teo na kawę. Zamierzałam nawet włożyć coś bardziej wyjściowego. Sporo czasu zajęło mi przeszukanie szafy. Mój gość zdążył prawdopodobnie obdzwonić wszystkich ze swojej listy kontaktów, bo co chwila słyszałam, jak się witał, zamieniał z kimś kilka zdań i żegnał. Zaimponowało mi to, jak dbał o relacje. Sama nigdy nie odzywałam się pierwsza do tej garstki ludzi, która wiedziała o moim istnieniu, a często nawet zbywałam dzwoniących lub w ogóle nie odbierałam telefonów. Teraz miałam ochotę wziąć przykład z Teo, ale chyba nie było na to czasu. 

– Moniś, jutro, dobrze? – Weszłam do salonu akurat na te słowa, w związku z czym od razu zaczęłam się zastanawiać, co to za Moniś. – Moniś, muszę kończyć. Zadzwonię jeszcze później. Trzymaj się. 

– Ucho cię nie boli? – zapytałam, gdy odsunął od siebie telefon. 

– Boli – odparł i zmierzył mnie od stóp do głów. – Karol – podsumował mój wygląd jednym słowem. – Pół godziny zmieniałaś czarną męską bluzę na granatową męską bluzę? 

– Chyba tak – przyznałam, nie wyjawiłam jednak, że naprawdę przymierzałam bardziej damskie ubrania, ale czułam się w nich okropnie. – Bo nigdzie się nie wybieram – dodałam szybko, mimo że wcale nie zmieniłam zdania. Chciałam iść, ale zrobiło mi się głupio po tym, jak na mnie spojrzał. Moje dresy nie pasowały do jego sportowej elegancji. Oczywistym było, że musiał się wstydzić zabrać mnie gdziekolwiek. 

Nie pożałujeszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz