– Co? Nie. Tak. – Zmieszałam się. – Przepraszam. Coś mi się przypomniało z pracy, nieważne. 

– Dobra, to przedstawię ci plan na wieczór. – Potarł dłonie, jakby zbierał się do czegoś wielkiego. 

 – Ja naprawię ci zmywarkę – wrócił do drzwi, by zgarnąć niewielką torbę z narzędziami, której wcześniej nie zarejestrowałam – ...ty rzucisz swoim mądrym okiem na moją kostkę, która, swoją drogą, zmieniła delikatnie kolor... a potem opijemy rezultaty.  

– Zawsze wkładasz koszulę do naprawy zmywarek? 

– Byłem na randce. – Zaskoczył mnie szczerością. Nie bardzo wiedziałam, co odpowiedzieć. Chyba wolałam tego nie analizować. – Nawet nie pytaj, czemu się skończyła – dodał. Oczywiście, że chciałam TO wiedzieć. Byłam ciekawa, ale za nic w świecie nie przyznałabym tego na głos.  

– Chyba nie muszę pytać... Jeśli wziąłeś na randkę torbę z narzędziami, to... – Urwałam, delektując się jego śmiechem. 

– Zgarnąłem ją po drodze do ciebie, bystrzacho – usprawiedliwił się. Poczochrał mi włosy i... minął mnie. Tak po prostu. Kulejąc, wszedł jak do siebie, a ja zostałam w przedpokoju z rozdziawionymi ustami. 

– Karol! Klucz, szesnastka! – zawołał z kuchni. Przewróciłam oczami i podążyłam za jego głosem.
Jezu, dopomóż...! Teodor podwinął rękawy koszuli, odsłaniając przedramiona. Moja ulubiona część męskiego ciała. Tęskniłam za gładzeniem Miłosza po rękach. Tęskniłam za Miłoszem tak bardzo, że gapiłam się na Teo jak narkoman na głodzie, który zadowoliłby się nawet zamiennikiem. 

Sięgnęłam po butelkę piwa, którą otworzył dla mnie mój gość, i przechyliłam ją śmiało.
– Powiedz, że tylko chciało ci się pić i wcale nie jesteś alkoholiczką. – Wymownie zwrócił mi uwagę, że słabo się zachowałam, ale zaraz się wyszczerzył, tym samym dając znać, że tylko sobie kpił. 

– Spoko, nie mam problemu. Niedawno zakończyłam leczenie w AA, więc jestem już całkiem zdrowa. – Z trudem utrzymywałam powagę, patrząc, jak mina mu rzednie. Tym razem ja się wyszczerzyłam. 

– Oż ty! Jeden jeden młoda. – Odwrócił się i usłyszałam, jak głośno nabrał powietrza. Otworzył zmywarkę. Odór dość szybko obiegł mieszkanie. – Do dzieła – powiedział na bezdechu i pochylił się, by wyjąć ze środka szuflady, a potem kolejne części. – Cholera. Jak to przeżyję, to będziesz moją prywatną fizjoterapeutką do końca życia. 

– Mogę się zgodzić, rokowania nie są zbyt przychylne dla ciebie. – Zaśmiałam się, chowając nos w bluzie, gdy Teodor na powrót zanurkował w śmiertelnie śmierdzącą zmywarkę. 

– Szczęśliwej drogi już czas... tam ta ram... – zaczął nucić piosenkę Ryszarda Rynkowskiego. Pewnie chciał być zabawny, ale nie wziął pod uwagę, że jego niski, gardłowy głos nie był ani trochę śmieszny. Seksowny i owszem. Mimowolnie zagryzałam w uśmiechu wargę, patrząc na podrygującego serwisanta wyjmującego kolejne plastiki. – Czółko – burknął, ale byłam zbyt zajęta śledzeniem zarysu jego mięśni pod opiętą koszulą na plecach, by się zastanawiać, co to mogło znaczyć. – Halo? – Zerknął na mnie przez ramię z uniesioną brwią. – Nie obijaj się. Mamy tu czółko do wytarcia, giermku. – Pokazał palcem na nieistniejące krople potu. Niemożliwy facet... 

– Skąd ty się wziąłeś? – Zastanowiłam się na głos, kręcąc przy tym głową. To był komplement. Nie miałam pewności, czy Teodor robił na mnie takie wrażenie, bo był niezwykły, czy dlatego, że był zwykły, a ja spędziłam kilka lat w izolacji. Łaknęłam towarzystwa i normalności. Teraz czułam się nadzwyczajnie dobrze. Niewiele potrzebowałam do szczęścia. Chciałam, by to trwało i bałam się, że gdy Teodor tylko wyjdzie, znów pogrążę się w tym fatalnym nastroju. 

Nie pożałujeszWhere stories live. Discover now