– O... aha... – wyjąkała Oliwia. – Nie wiem, jak powinnam to odebrać.

– Porozmawiamy, jak się spotkamy. – Uciąłem. Wcale nie musielibyśmy tego robić, gdyby nie uważała mnie za swojego chłopaka, ale skoro tak, to chyba byłem jej winien oficjalne rozstanie. To nie miało prawa przetrwać. W zeszłym tygodniu prosiła, żebym odpuścił tenis z Krzyśkiem, w poniedziałek przewróciła oczami, gdy kolejny raz w jej towarzystwie odebrałem telefon, wczoraj obraziła się, bo nie zostałem na noc, a dzisiaj... Sam nie wiedziałem, co to było, ale przelało czarę. Poczułem się stłamszony. Wolałem nie czekać, aż powie: „kumple albo ja". Widocznie byłem dla niej za stary. Myślałem, że pięć lat różnicy to niewiele, jednak okazało się inaczej. Nie miałem czasu ani ochoty na takie dziecinady.

– Przyjedziesz?

– Tak, za pół godziny. – Pożegnałem się jeszcze i starłem resztę wilgoci z ciała.

Ruszyłem nago do sypialni, w której stała szafa, ale zatrzymałem się na moment, by zerknąć na kota. Miał jedzenie i picie, a teraz spał.

– Przyjemniaczek – bąknąłem pod nosem i spojrzałem przez okno. Zapowiadał się całkiem ciepły dzień jak na początek lutego.

Włożyłem bordową polówkę na długi rękaw i materiałowe spodnie, które były stosunkowo eleganckie, a na całość zarzuciłem płaszcz. Przed wyjściem z mieszkania zgarnąłem z blatu jabłko i zjechałem windą do garaży podziemnych.

Gdy tylko wsiadłem do auta, mój telefon automatycznie połączył się z bluetoothem, bym mógł swobodnie wykonać kilka połączeń. Najczęściej wykorzystywałem jazdę na rozmowy, bo interesowałem się, co słychać u innych, lub zwyczajnie podczas drogi pracowałem.

– Cześć, mordeczko – przywitałem się z Krzyśkiem, który poszedł na pierwszy ogień.

Miałem jednego najlepszego kumpla, który był dla mnie niczym brat, i wielu innych, ale z nimi nie znałem się od kajtka.

– Stary, właśnie miałem do ciebie dzwonić! – powiedział podekscytowany. – Musimy się spotkać!

– Wieczorem widzimy się na tenisie – przypomniałem. – Złoję ci tyłek – dodałem ze śmiechem.

– A... tenis! Zapomniałem! Ostrzegam, że to będzie mecz życia. Dzisiaj jestem niezniszczalny. Pokonałbym nawet Rogera Federera, więc sorry, ale nie masz szans. Możesz poddać się już teraz. – Rozbawił mnie swoim doskonałym humorem.

– Krzychu, jeśli nie miałeś jakiegoś wypadku i nie leżysz teraz podłączony do kroplówki z morfiną, to nie bardzo rozumiem, jak inaczej wytłumaczyć sobie twoją fantazję, ale martwię się, bracie – zażartowałem.

– Kuźwa, Teo! Będę ojcem!!! – krzyknął, a mnie aż zatkało. Jego przepełniony szczęściem i dumą głos spowodował na moim ciele ciarki. Zahamowałem gwałtowanie i zjechałem na pobocze. – Będę, kuźwa, ojcem. Czaisz to? W końcu się udało! – krzyczał dalej. Mogłem się założyć, że poryczał się ze szczęścia, gdy się tylko dowiedział.

– O stary! – odezwałem się w końcu. – Cholernie się cieszę! – Dzieliłem jego entuzjazm, chociaż żadne słowa nie były w stanie wyrazić, jak bardzo się ucieszyłem. – Cholera! Gratulacje, bracie. Będziesz najlepszym ojcem na świecie. Tak się cieszę... – Siedziałem w aucie i sam chciałem się popłakać. Moja mała starsza siostra i mój najlepszy przyjaciel po dziesięciu latach starań oczekiwali potomka!

– Dzięki za wszystko. Gdyby nie te badania...

– Ale nawet nie ma o czym mówić. Wiesz, że zrobiłbym dla ciebie wszystko, a to naprawdę nic wielkiego.

Nie pożałujeszWhere stories live. Discover now