10 ❖ NONE OF THESE HOES CAN FUCK WITH MY BOY

Start from the beginning
                                    

— Czy to są...

Wybałuszył oczy, patrząc na wylegujące się pod drzewami tygrysy. Prawdziwe, ogromne tygrysy. Światła samochodu odbijały się w ich jasnych ślepiach, a gęste, krótkie futro wyglądało na lśniące i zadbane. Jeha doliczył się co najmniej pięciu i z każdym kolejnym znaleziskiem z coraz większym trudem przełykał ślinę. Naprawdę chodziły tutaj samopas? Bez łańcuchów i otaczających ich zewsząd krat?

Jeha czuł się jeszcze bardziej zaskoczony, gdy zauważył, że przed domem znajdowało się kilka odpalonych samochodów, a wezwani przez Changho mężczyźni stali pomiędzy nimi, ubrani w czarne garnitury. Widocznie oni nie bali się, że znudzone tygrysy w każdej chwili mogą podejść bliżej i rozszarpać im gardła.

What the fuck — wyszeptał Jeha, mrugając prędko.

Został w samochodzie, podczas gdy Changho już znajdował się na zewnątrz i witał się z kimś skinieniem głowy. Mężczyzna stojący naprzeciwko palił papierosa i jeszcze przez chwilę chichotał, lecz gdy tylko zauważył Changho, spoważniał w ułamku sekundy. Niedopalony papieros pospiesznie spotkał się z ustami mężczyzny.

Jeha, ogarnięty adrenaliną, również wysiadł z auta, o które się oparł.

— Nareszcie — westchnął nieznajomy mężczyzna, patrząc na Changho. Był do niego łudząco podobny, ale na pewno starszy. — Wszystko w porządku?

— Gdzie Eunha? — zapytał Changho, ignorując zadane przed sekundą pytanie.

Spojrzał na jeszcze innego mężczyznę, który z kolei nie uśmiechał się wcale, wzrokiem uciekając do Jehy, opierającego się o bok Alpiny. On nie był ani krztynę podobny do tygrysa, nie posiadał też pręg na twarzy ani pary kocich uszu. Najwyraźniej był człowiekiem.

— W samochodzie z Wooseopem — odparł ów mężczyzna, kiwając w stronę jednego z aut.

Wtem drzwiczki pojazdu otworzyły się, a rozpłakana dziewczynka, ubrana w kolorową piżamę, wyskoczyła na kamienny podjazd i ruszyła pędem w stronę ojca, omal nie potykając się o wypełnienia z kruszywa. Wspomniany Wooseop wysiadł zaraz za nią, ale zdążył jedynie obejść auto, gdy Eunha już wpadała w ramiona przyklękającego Changho. Mężczyzna objął ją w pasie, drugą dłoń kładąc na jej głowie, po której zaczął ją od razu głaskać, przeczesując czarne, miękkie włosy.

— Już wszystko w porządku, aniołku — powiedział, choć mogło wydawać się, że uspakaja tak naprawdę samego siebie. — Tatuś nie pozwoli, żeby stała ci się krzywda. Już jestem.

Jeha, stojący kilka metrów dalej, przełknął ślinę i zacisnął wargi, nie wiedząc, co powinien ze sobą zrobić. Stał sam, przyciśnięty tyłem do boku auta, przed sobą miał tygrysa przytulającego córkę, jakiegoś mężczyznę, który się tą córką jeszcze przed chwilą zajmował, a dalej kilkunastu innych ludzi — w tym dwóch facetów z tygrysimi pręgami na twarzach. Wyglądało na to, że obaj byli rodziną Changho, prawdopodobnie jego braćmi. Jeden z nich — ten, który palił papierosa pół minuty temu — spoglądał na niego, tak samo jak mężczyzna stojący obok niego, człowiek. Bokserowi wydawało się, że już go wcześniej widział. Być może w porcie albo w Maktum. Nie był pewien.

Przeniósł wzrok na Changho, który prostował się, trzymając pięciolatkę w swoich ramionach. Dziewczynka wtulała się w jego szyję, więc bokser nie był w stanie zobaczyć jej twarzy. Widział tylko tygrysie uszy, wystające spomiędzy czarnych jak węgiel kosmyków oraz kołyszący się, oklapnięty ogon.

— Nie będę krzyczał przy córce, więc oczekuję, że będziecie słuchać mnie uważnie — odezwał się tygrys, patrząc na stojących na baczność mężczyzn. Ci pokiwali głowami, odpowiadając ciche „tak jest, hyungnim". — Każdy pracownik ma znaleźć się przed domem. Natychmiast.

TIGER MOTHWhere stories live. Discover now