7 ❖ LET ME FEEL YOU MOVING LIKE THEY DO IN BABYLON

Start from the beginning
                                    

— Raz przyszedł obejrzeć mój trening — zaczął Jeha, choć sam nie wiedział, dlaczego ciągnie rozmowę o Changho, zwierza się obcej osobie. — To było niedawno, niedługo przed tym, jak docięli mnie za ten rzekomy doping.

— Interesujące — skomentował Doyun. Wargi miał wygięte w uśmieszku, który zaczął działać bokserowi na nerwy. — Zapewne chciał z tobą pracować, a ty go odrzuciłeś?

— Chciał, abym został niańką dla jego dzieciaka. To znaczy ochroniarzem. Na jedno wychodzi. Rozumiesz, że nie mogłem się zgodzić. Kurwa, no, szanujmy się...

Kąciki warg pantery uniosły się jeszcze wyżej, aż zaokrągliły mu się policzki, a pod zmrużonymi oczyma utworzyły się grube wałeczki skóry. Poruszył czarnym uszkiem, co przykuło wzrok Jehy.

— Myślisz, że on mógł mieć z tym coś wspólnego? — zapytał bokser, nieco ciszej, jakby nie chciał, aby usłyszeli go Ilhoon wraz z kierowcą. — Z moją aferą dopingową?

— Nie insynuuję, że tak było, jednak to ciekawy zbieg okoliczności. Wierzysz w zbiegi okoliczności, Jeha? W takie zbiegi okoliczności?

Na początku rzeczywiście tak myślał — mimo braku dowodów, od razu stwierdził, że tygrys mógł maczać w tym swoje pazurki. Do tej pory nie wywarł na nim dobrego wrażenia. Z jednej strony był niezwykle uprzejmy, nawet gdy składał mu tak absurdalną propozycję, z drugiej ta pewność siebie, którą emanował, działała bokserowi na nerwy. Wydawał mu się przez nią okropnie zarozumiały, egoistyczny. Kiedy spotkali się po raz drugi, Jeha nadal widział w nim buca, w dodatku nierozumiejącego prostych przekazów, jednakże...

— Nie wiem — odparł po dłuższej chwili. Odwrócił głowę w kierunku szyby i spojrzał na ogromną bramę portu, do której właśnie się zbliżali. Potem znów zerknął na Doyuna. — Jeśli się dowiem, że to on zniszczył mi karierę, to...

— Co zrobisz? — zapytała pantera, jeszcze bardziej mrużąc oczy. Gdy światło mijanej latarni przemknęło przez szybę i na sekundę oblało buzię mężczyzny bladą poświatą, Jeha zauważył, że linię powiek ma przydymioną miękką, ciemną kredką. — Z całym szacunkiem, Jeha, ale lepiej będzie, jeżeli postarasz się nie zaleźć mu za skórę. Igranie z kimś z klanu Horangi Im jest nieopłacalne, chyba że chcesz stracić znacznie więcej niż licencję. Cóż... Decyzja należy do ciebie.

Jeha zaczerpnął głębszy oddech przez nos i wypuścił przetrzymane krótko powietrze, garbiąc się. O rodzinie Changho trudno było nie słyszeć, nawet w Stanach. Nie dość, że trzymała w pazurkach największe grupy biznesowe zarówno w kraju, jak i poza nim, to zakres jej działania obejmował także przestępczość zorganizowaną. Była ona na tyle jawna, że stała się czymś w rodzaju powszechnie znanej oczywistości, a jednak południowokoreańskie organy ścigania nie robiły wiele, aby tej przestępczości zapobiec. Od czasu do czasu stawiano zarzuty osobom powiązanym z klanem Horangi Im, ale sam „zarząd", w którego skład wchodził również Changho, mógł czuć się niemalże ponad prawem.

— Co on tutaj robił? — zapytał Jeha, ponownie odkręcając butelkę, którą wypił jedynie do połowy. Dźwięk gniotącego się plastiku rozbrzmiał w jego uszach. — Myślałem, że zajmuje się tylko prawdziwymi sportowcami.

— Twierdzisz, że ci, których widziałeś na ringu, nie są prawdziwi? — Doyun uniósł brew. Ton jego głosu nie uległ dużej zmianie, choć bokserowi wydawało się, że jego komentarz nie przypadł panterze do gustu. — Riwoo, którym się tak zachwycałeś, jest pod opieką Changho. W zasadzie jest jego największą... zdobyczą.

Twarz Jehy wykrzywiła się w brzydkim grymasie, gdy ostatnie słowo dotarło do jego uszu i zaczęło odbijać się echem w zmęczonej głowie. „Zdobycz" brzmiała dla niego niezwykle uprzedmiatawiająco.

TIGER MOTHWhere stories live. Discover now