Rozdział 4 | Elena, Louis |

91 2 0
                                    

Elena


Przetarłam zmęczoną twarz, a następnie zabrałam się za płatki, które były jedynym szybkim posiłkiem. Wczoraj długo męczyłam się z zaśnięciem, udało mi się dopiero coś koło trzeciej nad ranem, a obudziłam się o wpół do ósmej. To wszystko przez to, że cholerna wena postanowiła mnie olać oraz tego dupka, który został nowym dostawcą. Mam za dużo na głowie. Zastane mięśnie tak dawały mi się we znaki, że praktycznie nie mogłam chodzić, ale niestety Marlene nie pozwoliła mi na urlop. Nawet już odpuściłam z spytaniem się jej czy mogę dać kilka obrazów do sklepu. Jest przynajmniej plus, że nie muszę użerać się z tym Tomlinsonem, bo nie przewidywałam dostawy towaru. Zjadłam, jak najszybciej, zabrałam kluczyki z szafki i wyszłam zamykając za sobą drzwi. Moje oczy niebyły przyzwyczajone do światła słonecznego, dlatego musiałam je zamknąć. Po chwili szybkim krokiem przemierzałam uliczki. Dzisiaj był czwartek, więc handlarze ustawiali swoje stragany. Cieszyłam się ogromnie, że moja szefowa nie miała swojego stoiska, bo inaczej musiałabym stać pięć godzin w ostrym słońcu. Na miejsce dotarłam po dziesięciu minutach niestety na moje nieszczęście obok sklepu stał samochód właścicielki. Świetnie, czyli wychodzi na to, że pecha ciąg dalszy.

Powolnym krokiem ruszyłam na skazanie za to, że spóźniam się do pracy. Wchodząc do środka zobaczyłam, że kobieta, jak zwykle liczyła kasę. Przeczesałam ręką włosy witając się z nią.

- Dzień dobry.

- Witaj Eleno - skrzywiłam się na dźwięk swojego pełnego imienia, nigdy go nie lubiłam - uważam je za strasznie sztywne i oficjalne, dlatego częściej używam "Ellie".

- Umm.. przepraszam, że się spóźniłam - mruknęłam przestępując z nogi na nogę. 

- Och, nie przejmuj się tym aż taka rygorystyczna nie jestem - machnęła tylko ręką posyłając mi mały uśmiech. - Przyjechałam poinformować cię o tym, że prawdopodobnie będę remontować sklep. Dostaniesz wtedy trochę wolnego.

Moje kąciki ust uniosły się mimowolnie do góry. To się świetnie składa przynajmniej będę mogła popracować trochę nad swoimi obrazami.

- A można wiedzieć kiedy dokładnie? - zapytałam.

- Wkrótce - odpowiedziała wkładając do kasy banknoty. - Cieszę się, że w końcu na pułki zawitał nowy towar.

Obeszła ladę i wzięła z koszyka czerwone jabłko. Pożegnała się życząc mi miłego dnia. Gdy wyszła mój uśmiech momentalnie się powiększył. Od dawna nie miałam urlopu, ale najwidoczniej ten dzień kiedyś musiał nadejść. Usiadłam za ladą, wyciągnęłam z lady swój szkicownik czując, że w końcu wena do mnie wróciła. Na początku ołówkiem kreśliłam cieniutkie linie, miałam zamiar tak na początek namalować szkic małego tygryska. W mieście nie brakowało fanatyków zwierząt, więc miałam jakąś szansę, aby zarobić, a jeśli nie to podaruję go Charlie albo sama zatrzymam. Zdecydowanie powinnam zakupić, chociaż płótno i farby olejne abym mogła go namalować. Zwykłe farby nie wchodziły w grę.

Kreśliłam właśnie oczy zwierzęcia, kiedy usłyszałam, jak ktoś wchodzi do sklepu. Przeniosłam wzrok znad kartki na klienta i miałam ochotę wyjść i nigdy więcej nie wracać. Otóż przede mną stał najbardziej arogancki dureń jakiegokolwiek poznałam do tej pory. Już nawet kolesie z mojej starej szkoły w Liverpoolu byli mniej wkurzający. Dzisiaj miał na sobie zwykły biały T-shirt z jakimś znaczkiem u góry, nogi opinały mu czarne spodnie z podwiniętymi nogawkami. Tym razem na nosie miał pilotki. Włosy zaczesał do tyłu.

- Czego chcesz? O ile pamiętam to nie zamawiałam nic - wysyczałam opuszczając wzrok, by skupić się ponownie na swoim zajęciu.

- Cóż za miłe powitanie - warknął kładąc na blat jakąś kartkę.

| Senne Miasto? | Niall Horan & Louis TomlinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz