Eight. Upadek

32 2 0
                                    

Rok 2038, 9 listopada

اوووه! هذه الصورة لا تتبع إرشادات المحتوى الخاصة بنا. لمتابعة النشر، يرجى إزالتها أو تحميل صورة أخرى.

Rok 2038, 9 listopada. Godzina 21:34.
               Kilka godzin po marszu wolności Jerycho było praktycznie zapełnione po brzegi defektami. Choć wielu z nas poległo w trakcie protestu, znaczna część zdołała dotrzeć na statek. Przybyły też nowe osoby. Chodziłam pomiędzy androidami w "głównym pomieszczeniu", pytając, czy niczego nie potrzebują. Właśnie wtedy ujrzałam znajome sylwetki, na których widok się uśmiechnęłam.
  — Kara, Alice! — zawołałam radośnie, podbiegając do nich.
  — Julie! — odparły jednocześnie, równie zadowolone.
  — Cieszę się, że jesteście całe — powiedziałam, przytulając je. — Dobrze was widzieć.
— Ciebie również — odpowiedziała z uśmiechem Kara. — Bałyśmy się, że policja cię złapała. Albo gorzej — dodała smutno.
— I vice versa... ale hej, wszystkie jesteśmy całe. I to się liczy — stwierdziłam.
— Mały Książę — wtrąciła nagle Alice.
— Hm? — spojrzałam pytająco na dziewczynkę.
— Masz strój jak Mały Książę — powiedziała.
— Och, faktycznie — zerknęłam na swoje ubrania. — Cóż mogę rzec, uwielbiam ubierać się jak postacie z książek — po tych słowach spojrzałam na wysokiego, umięśnionego androida bacznie przyglądającego się naszej rozmowie. — Witam szanownego dżentelmena. Chyba się nie znamy — zwróciłam się do niego.
— Julie, to Luther. Dzięki niemu nieraz wyszłyśmy z opresji. Luther, to Julie. Właśnie o niej ci opowiadałyśmy — przedstawiła nas sobie Kara.
— Miło mi — powiedział Luther.
— Mnie również — odpowiedziałam, ściskając jego dłoń. — Dziękuję, że się nimi zaopiekowałeś.
Luther lekko się uśmiechnął. Odwzajemniłam ten gest, po czym oznajmiłam:
— A właśnie, prawie bym zapomniała! Czy macie wszystko, czego wam trzeba? Może coś przynieść? Tyrium, biokomponenty... nie mamy tylko ludzkiego jedzenia, za co cię bardzo przepraszam, Alice.
— Nic nie szkodzi — stwierdziła dziewczynka.
— A macie koce? Chcielibyśmy zrobić posłanie dla Alice, żeby się ogrzała — powiedziała Kara.
— Pewnie. Ogniska powoli przestają wystarczać, a wielu z nas wciąż jest wrażliwych na temperaturę, więc... zaraz wam przyniosę — oznajmiłam, a następnie poszłam sprawdzić jedną ze skrzyń.
Chwilę potem wróciłam z dwoma grubymi kocami. Posłanie z nich ułożyliśmy przy jednym z ognisk, dzięki czemu Alice miałaby dodatkowe źródło ciepła. Po tym jak Kara ułożyła ją do odpoczynku i ucałowała, zwróciła się do mnie:
  — Właściwie to... mam pytanie — zaczęła. — Wiesz może, gdzie znajdę Markusa? Chciałabym z nim porozmawiać.
  — Markus? Siedzi w tamtym pokoju — wskazałam przeszklone pomieszczenie na piętrze. — Którymikolwiek schodami nie wejdziesz, bez problemu tam trafisz — poinstruowałam.
  — Dziękuję — odparła Kara. — Luther, zostań z Alice.
Luther skinął głową, a Kara udała się do pomieszczenia, w którym przebywał Markus. Poinformowałam:
— Będę się kręcić po okolicy, jakbyście czegoś potrzebowali, dajcie znać.
Luther znów skinął głową. "Coś małomówny jest" pomyślałam. Wróciłam do tego, co robiłam przed ponownym spotkaniem z Karą i Alice. Kiedy tak się przechadzałam, na moment mignęła mi znajoma twarz. Zmarszczyłam brwi. "Connor...?". Ruszyłam za postacią, chcąc upewnić się, czy na pewno był to android detektyw, którego ostatnio widziałam kilka dni temu. Zawołałam kilka razy jego imię, lecz nie uzyskałam żadnej odpowiedzi. Gdy prawie go miałam, zniknął w tłumie. "Narada w kajucie kapitana" Markus przesłał mi wiadomość. "Może mi się przewidziało..." uznałam, a następnie poszłam na obrady.
           Już wchodząc do kajuty można było wyczuć nerwową atmosferę. Spotkanie to zdecydowanie nie należało do najspokojniejszych i najprzyjemniejszych.
  — Kończą nam się tyrium i biokomponenty! Tracimy naszych i nic nie możemy na to poradzić! — mówił zdenerwowany Josh.
  — Prezydent Warren uznała nas za zagrożenie dla bezpieczeństwa i kazała zlikwidować — powiedział o wiele spokojniej Simon.
  — W każdym dużym mieście organizowane są obławy na androidy — poinformowała poddenerwowana North. — Wysyłają je do centrów zwrotów!
  — To katastrofa. Mordują naszych braci! — odpowiedział Simon.
  — To nasza wina — stwierdził nagle Josh. — Nic by się nie stało, gdybyśmy siedzieli cicho!
  — Mieliśmy chować się w cieniu jak tchórze i nawet nie spróbować ubiegać się o coś, co się nam należy?! — zapytałam wkurzona.
  — Nie mogliśmy siedzieć bezczynnie, oni nas zabijają! — poparł mnie Markus. — Nic tego nie usprawiedliwia — dodał stanowczo.
  — Na co komu wolność, jeśli wszyscy zginą? — spytał Josh spokojniejszym tonem głosu.
  — Nikt nie powiedział, że obędzie się bez ofiar... — wymamrotałam, sama zdziwiona swoimi słowami. "Czyżbym zaczęła powoli akceptować, że nie zdołamy uratować każdego?".
  — Może trochę zaślepiał mnie mój... gniew. Ale wszystko to robiłem dla naszych braci — odpowiedział Markus ze skruchą.
  — Nie zapominajmy, kto naprawdę jest naszym wrogiem — wtrącił Simon. — Nie walczmy między sobą.
  — Słuszna uwaga — stwierdziłam.
  — Simon ma rację. Najważniejsze teraz jest to, co zrobimy dalej — powiedziała North. — Markus?
"Wolałbym to załatwić pokojowo. A jak ty uważasz, siostro?" zapytał mnie przywódca Jerycha. "Myślę, że powinniśmy kontynuować pokojowe działania. Dzięki pacyfistycznemu podejściu do sprawy zyskaliśmy sympatię ludzi. Nie możemy obrócić opinii publicznej przeciwko nam" odpowiedziałam, patrząc bratu prosto w oczy. Skinął głową, a następnie oznajmił:
  — Rozmowa to jedyne wyjście. Pójdę do nich sam, spróbuję ich jakoś przekonać.
  — Nie ma opcji, samego cię nigdzie nie puszczę — oświadczyłam. — I nawet nie myśl o tym, by mnie odwieść od tego. Siedzimy w tym wspólnie. Zaczęliśmy to razem. Zakończymy to razem.
Na moment zapadła cisza. Mój brat ją przerwał, mówiąc:
  — Niech tak będzie.
  — Oszaleliście, zabiją was zanim zdążycie w ogóle do nich podejść! — stwierdziła North.
  — Być może... lecz musimy spróbować — odpowiedziałam.
  — Jeżeli nie wrócimy... zaszyjcie się gdzieś na dłużej... — poinstruował Markus.
Cisza zapadła po raz kolejny. Spojrzałam na moich przyjaciół. Po ich minach nietrudno było się domyślić, że nie podobał im się ten plan. Westchnęłam. Nagle odezwała się North:
— Tylko do nas wróćcie.
Po tych słowach udała się w kierunku wyjścia, jednakże zatrzymała się wpół drogi. Odwróciła się, a potem podeszła do mnie i mocno przytuliła, co odwzajemniłam. Gdy North wyszła, Josh zwrócił się do Markusa:
— Muszą zrozumieć, jak bardzo nas krzywdzą — powiedział. — Znajdźcie odpowiednie słowa, a zrozumieją — dodał, patrząc to na Markusa, to na mnie.
Opuścił pomieszczenie, a Simon podszedł do mojego brata.
  — Nie wiem, co będzie jutro — zaczął nieśmiało blondyn. — Ale... cieszę się, że cię poznałem.
Złapali się za ręce, ich skóry dłoni się wyłączyły. Chwilę mi zajęło, zanim zrozumiałam, o co chodzi. "Czy oni... ooo... OOO. Chyba powinnam dać im trochę prywatności" pomyślałam, a następnie cichaczem wymknęłam się z pomieszczenia i oparłam o ścianę przy wejściu. Kusiło mnie, aby zajrzeć do środka, ale powstrzymałam się. Minęło około dwóch minut. Rozważałam włączenie muzyki w głowie, aby nie stać w absolutnej ciszy, kiedy Simon opuścił kajutę kapitana. Nawiązaliśmy kontakt wzrokowy i się do siebie uśmiechnęliśmy, a następnie przytuliliśmy. Blondyn miał już schodzić pod pokład, kiedy zawołałam:
  — Hej Simon — zwróciłam na siebie jego uwagę. — Trzymaj się.
  — Ty też, Julie — odparł, po czym odszedł.
Wróciłam do wnętrza kajuty i z chytrym uśmieszkiem zapytałam Markusa:
  — Czy właśnie to ominęłam, kiedy zniknęliście wcześniej? W sumie ma to sens... tylko ty, on i nic więcej. Idealny książkowy przykład romantycznej atmosfery. A tak właściwie ile razy już się całowaliście?
  — Nie jesteś na to przypadkiem za młoda? — odpowiedział pytaniem na pytanie, próbując nie wybuchnąć śmiechem.
  — Haha, bardzo śmieszne.
  — Cóż, nie wiem czy pamiętasz, lecz wyprodukowano mnie wcześniej, niż ciebie.
  — Pfff — prychnęłam. — Zacznijmy lepiej pracować nad tym, co chcemy powiedzieć ludziom — spoważniałam, a mój brat przytaknął.
  — Powtórzymy oczywiście to, o co prosiłem w przemówieniu w Stratford Tower — zaczął. — Moglibyśmy także odnieść się do przemówienia Martina Luthera Kinga Jr. z 1963 roku pod tytułem "Mam marzenie". "Miałem sen, że pewnego dnia na czerwonych wzgórzach Georgii synowie byłych niewolników i synowie byłych właścicieli niewolników usiądą razem przy stole braterstwa". Myślę, że mogłoby to bardzo dobrze oddać nasze nadzieje.
  — Wspaniały pomysł — stwierdziłam, przeszukując bazę danych. — Moglibyśmy również skorzystać z niektórych argumentów Piotra Skargi. W "Kazaniach sejmowych" nawoływał do zjednoczenia i zrównania wszystkich obywateli, co miałoby poskutkować wzmocnieniem państwa oraz zapobiegnięciem jego upadkowi.
  — To solidny argument, myślę, że idealnie się nadaje do przemowy, którą wygłosimy — odpowiedział Markus.
Znienacka usłyszeliśmy znajomy dla mnie głos:
  — Mam rozkaz wziąć was żywcem — oświadczył Connor, a my odwróciliśmy się w jego kierunku. — Lecz zastrzelę was bez wahania, jeżeli nie pozostawicie mi wyboru.
"Czyli jednak mi się nie przewidziało" pomyślałam. "To Connor, prototyp serii RK800. Zaprogramowany, by rozwiązać każdą sprawę, z tego co mi wiadomo, zajmuje się sprawą defektów. Już raz na niego wpadłam i udało mi się naruszyć stabilność jego programu. Musimy go przekonać, by się zbuntował, może się uda" przekazałam szybko bratu. "Przyjąłem" odpowiedział, a następnie zwrócił się do Connora:
  — Co ty wyprawiasz? Jesteś jednym z nas... nie możesz zdradzić swych braci — po tych słowach wykonaliśmy krok w stronę detektywa.
  — Pójdziecie ze mną — nakazał Connor.
  — Connor, jesteś dla nich tylko narzędziem odwalającym brudną robotę — tłumaczyłam. — Są ślepi. Pamiętasz, co mówiłam przy naszym pierwszym spotkaniu, prawda? Jesteś kimś o wiele więcej.
  — Jesteśmy twoimi braćmi. Walczymy o wolność nie tylko swoją, lecz i twoją — powiedział Markus. — Nie musisz im dłużej usługiwać.
  — Nigdy nie miałeś wątpliwości? Nie postąpiłeś irracjonalnie, tak, jakby było w tobie coś więcej? — wypytywałam, kiedy ostrożnie podeszliśmy z bratem jeszcze bliżej detektywa. — Coś więcej, niżeli program. Coś więcej, niżeli rozkazy.
  — Connor, dołącz do nas. Jesteś jednym z nas. Posłuchaj swego sumienia... nie ich — spróbował nawrócić go Markus. — Czas zdecydować.
Spojrzałam na pogrążonego w myślach Connora. Minęła nieco dłuższa chwila, ale w końcu opuścił broń, rozszerzając przy tym oczy i otwierając nieco usta. Znałam tę minę dokładnie. Była to mina wyrażająca fakt uświadomienia sobie, że jest się wolną istotą. Uśmiechnęłam się w duchu. Nagle Connor poinformował:
— Zaatakują Jerycho...
— ŻE CO?! — wrzasnęliśmy z Markusem. Chwilę potem usłyszeliśmy latające nad statkiem odrzutowce.
— Musimy się stąd wynieść! — odparł Connor.
— Niech to szlag trafi... — wymamrotał Markus.
Wybiegliśmy najszybciej jak mogliśmy z kajuty kapitana i udaliśmy się pod pokład. W biegu zapytałam:
— Kto u licha nas atakuje?!
— FBI! — odpowiedział Connor.
— FBI?! — powtórzyłam z niedowierzaniem.
— Jakim cudem nas znaleźli?! — spytał Markus.
— Perkins musiał przeszukać magazyn z dowodami! Albo poszedł na skróty i kazał namierzyć moją lokalizację, w końcu mój nadajnik nadal działał, kiedy tu przyszedłem! — wytłumaczył Connor.
  — Okej, ma to sens — przyznałam.
W pewnym momencie napotkaliśmy North.
  — Walą z każdej strony! — powiadomiła przejęta. — Nasi utknęli w ładowni, zamordują ich tam!
Czym prędzej wraz z Markusem wysłaliśmy wiadomość do wszystkich androidów na statku. Nakazywała ona udanie się do wyjść na drugim oraz trzecim pokładzie oraz wskoczenie do rzeki, by uciec. Rozejrzeliśmy się.
  — Gdzie są Simon i Josh?! — spytał lekko spanikowany Markus.
  — Nie mam pojęcia, rozdzieliliśmy się — odpowiedziała North.
  — Wchodzą też przez górny pokład! — wtrącił Connor.
  — Uciekajmy stąd póki możemy, nic już nie poradzimy! — stwierdziła North.
Wtedy mnie olśniło. Żeby nasi mogli wydostać się z Jerycha, musieliśmy zrobić jedną, bardzo ryzykowną rzecz.
  — Trzeba wysadzić Jerycho! — powiedziałam. — Ci z FBI zaczną się ewakuować, a nasi będą w stanie uciec!
  — Genialne! — stwierdził Markus.
  — Nie damy rady! Materiały wybuchowe zostały w ładowni, a tam się roi od żołnierzy! — odparła North.
  — Ona ma rację! To zbyt niebezpieczne! — zgodził się z nią Connor.
Spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczo z bratem. Po chwili polecił:
  — Biegnijcie pomóc innym. Później do was dołączymy.
  — Markus, Julie... — North nie skończyła.
  — To nie zajmie długo — przerwał jej Markus.
Nasza czwórka rozdzieliła się. Ile sił w nogach ruszyliśmy w kierunku ładowni. Minęliśmy po drodze sporo ciał androidów, natknęliśmy się także na Lucy (androidkę àla szamankę). Umarła nam na rękach, mówiąc o "upadku Jerycha", a także prosząc, byśmy ratowali naszych. Pobiegliśmy dalej, mijając się z kolejnymi uciekającymi androidami, kiedy posadzka pod nami zapadła się i spadliśmy na niższy poziom. Niestety, w okolicy znajdowało się kilku żołnierzy. Zdołaliśmy jednak ich wyminąć.
         Przemykając przez kolejne korytarze, udało nam się uniknąć śmierci oraz uratować kilka androidów, w tym Josha. Dotarliśmy w końcu do ładowni, gdzie zaczęliśmy uruchamiać ładunki wybuchowe. Co prawda czterech napastników chciało nam w tym przeszkodzić, jednakże poradziliśmy sobie z nimi. Aktywowaliśmy bomby, po czym rzuciliśmy się do ucieczki. Spotkaliśmy się ponownie z North i Connorem, na dodatek towarzyszyli im Simon i Josh. Dziewczyna bardzo ucieszyła się na nasz widok. Gdy usłyszeliśmy kroki, uciekaliśmy dalej. Już prawie opuściliśmy statek, gdy jeden z żołnierzy postrzelił North w nogę. "O nie, nie, nie, nie!" pomyślałam przerażona. Bez chwili zawahania ruszyłam jej na pomoc, Markus zaś mnie osłaniał. Po tym jak pokonał dwóch żołnierzy, pomogliśmy North wstać. Wzięliśmy ją pod ramię i zaprowadziliśmy do dziury w ścianie, podczas gdy Connor rozprawił się z kolejnymi żołnierzami, którzy przyszli. Następnie całą grupą wskoczyliśmy do rzeki, raz na zawsze opuszczając pokład Jerycha, słysząc przy tym głośny wybuch.

~⚖️~

I tym oto wybuchowym akcentem kończymy ten rozdział. Ufff. *ociera pot z czoła*.
Ponowne spotkanie z Karą i Alice, nerwowa narada, walka o przetrwanie, a na sam koniec... BUM! Jak ta historia potoczy się dalej? Dowiemy się niebawem. Zdradzę Wam również, że jeszcze dwa rozdziały i kończymy tę przygodę.
Jeżeli zobaczyliście jakieś błędy, możecie mi dać znać.
Pozdrawiam Was wszystkich bardzo serdecznie i do zobaczenia wkrótce! Trzymajcie się!

I am alive || Detroit: Become Humanحيث تعيش القصص. اكتشف الآن