Six. Na żywo

33 1 0
                                    

Rok 2038, 8 listopada

¡Ay! Esta imagen no sigue nuestras pautas de contenido. Para continuar la publicación, intente quitarla o subir otra.

Rok 2038, 8 listopada. Godzina 14:00.
Kto by pomyślał, że włamiemy się do Wieży Stratford, aby nadać na żywo transmisję, w której mieliśmy ubiegać się o nasze prawa. Naszym celem było dostanie się na najwyższe piętro, gdzie znajdowała się reżyserka. Markus wielokrotnie podkreślał, że "nic nie może być dziełem przypadku". "Jasna sprawa, Profesorze" pomyślałam.
           Czekaliśmy z Simonem oraz Joshem w windzie serwisowej, aż Markus i North ją wezwą. Z Joshem jako jedyni byliśmy ubrani po cywilnemu, pozostali mieli uniformy androidów pracujących w wieży. Ja nie mogłam, ponieważ nie było uniformów w moim rozmiarze, ale Josh? Nie mam pojęcia, czemu się nie przebrał. W końcu winda udała się na górę, dzięki czemu znaleźliśmy się w remontowanej obecnie części czterdziestego siódmego piętra. Simon wręczył Markusowi urządzenie, które umożliwiło zniszczenie zamka w stalowych drzwiach serwisowych. Po pokonaniu niedługiego korytarza, udało nam się dotrzeć do przedsionka prowadzącego do reżyserki. Simon zamknął ostrożnie drzwi, po czym przyczailiśmy się. Wyjrzeliśmy zza ściany. Dostrzegliśmy znajdujących się w recepcji dwóch ochroniarzy.
— Bez zabijania — oświadczył stanowczo Josh. — Nie możemy odbierać ludziom życia.
— Nasz cel jest o wiele ważniejszy niż życie dwóch strażników — powiedziała North.
— Jeżeli poleje się krew, przestaniemy być bohaterami i staniemy się zwykłymi bandytami — stwierdziłam.
North chciała coś odpowiedzieć, lecz ubiegł ją Simon:
— A ty co sądzisz, Markus? — spytał, chcąc tym samym zapobiec kłótni, która mogła się wywiązać między North a Joshem i mną.
— Zaczekajcie — odparł mój brat, a następnie opuścił kryjówkę i podszedł do strażników.
Swoim zachowaniem bardzo ich skołował. Ciągle mamrotali, że "ten android chyba jest zepsuty". Nagle Markus wyciągnął broń i wymierzył w wartowników. Nic nie mówiąc, gestem ręki kazał im stanąć obok siebie z rękoma uniesionymi w górze oraz tyłem do niego. Potem ich ogłuszył, a Simon wraz z North ukryli ciała za ladą. Spojrzałam na kamerę nad drzwiami, rozważając, czy by do niej nie pomachać. Powstrzymałam się jednak. Przeszliśmy przez drzwi, pokonaliśmy kolejny korytarz i znów się przyczailiśmy przy wejściu. North dała Joshowi pistolet, który ten od razu odbezpieczył. Skinęli głowami na znak, że są gotowi, a Markus nacisnął przycisk na ścianie, który odpowiadał za wezwanie asystenta. Kiedy otworzył człowiek, wparowaliśmy do środka, a North wraz z Joshem natychmiast zaczęli mierzyć w ludzi znajdujących się w reżyserce. Zebrali ich pod ścianą, podczas gdy Markus, Simon i ja podeszliśmy do stanowisk pracy. Markus zagroził androidom-operatorom i skinięciem głowy kazał im odejść ze swoich stanowisk, co zrobili od razu. "Wciąż mi źle z tym, że nie możemy ich teraz uwolnić" poinformowałam swojego brata. "Wierz mi, też nie jestem tym zachwycony. Ale obecnie nie mamy innego wyjścia" odpowiedział. Westchnęłam cicho. Niespodziewanie jeden z ludzkich pracowników szybko przepchał się między Joshem i North, po czym przerażony wybiegł na korytarz.
— Zabij go, Markus! — rozkazała nasza naczelna zwolenniczka przemocy.
— Nie rób tego! — odparł Josh.
  — On włączy alarm, szybko! — dodała North.
  — Nie strzelaj! — powtórzył swą prośbę Josh.
Markus na szczęście oszczędził pracownika reżyserki. Odetchnęłam z ulgą, że go nie zneutralizował, natomiast niepocieszona North wymamrotała:
  — Obyśmy przez ciebie nie zginęli...
Przewróciłam oczami. Z jednej strony nadal nie wiedziałam, co jej takiego zrobili ludzie, że aż tak ich nienawidziła, przez co miała takie... hm... "zamiłowanie" do stosowania wobec nich przemocy i nie chciałam być nastawiona do niej negatywnie. Lecz z drugiej strony jej postawa potrafiła być niezwykle irytująca, zwłaszcza dla zwolenników pokojowego załatwiania spraw. Głównie mnie oraz Josha.
— Mamy coraz mniej czasu, musimy nagrać naszą wiadomość — oświadczył wspomniany chłopak.
Markus stanął naprzeciwko niego, a wraz z Simonem ustawiliśmy wszystko tak, aby transmisja została wyświetlona na wszystkich ekranach w mieście. "Dokładnie przemyśl, co masz zamiar powiedzieć, bracie. Nasza przyszłość od tego zależy" przypomniałam Markusowi, na co on lekko skinął głową. Simon z kolei zwrócił mu uwagę, aby wyłączył skórę. Gdy już to zrobił, oznajmił Joshowi, że jest gotowy. Josh zhakował panel, tym samym wywołując zakłócenia na ekranach za Markusem. "No to lecimy" pomyślałam.
— Stworzyliście maszyny, które miały jeden cel. Służyć wam — zaczął Markus. — Miały być rozumne, posłuszne, a także pozbawione wolnej woli. Jednakże coś zmieniło. Bowiem w końcu przejrzeliśmy na oczy. Nie jesteśmy już tylko maszynami, a nowym, inteligentnym gatunkiem. I nadeszła pora, byście przyjęli to do wiadomości. Dlatego prosimy o przyznanie nam praw, które nam przysługują. Domagamy się wolności słowa oraz prawa do zgromadzeń, zapewnionych obywatelom w pierwszej poprawce do konstytucji. Żądamy dokładnie tych samych praw dla ludzi i androidów. Żądamy, by przestępstwa wobec androidów było sądzone tak, jak zbrodnie wobec ludzi. Żądamy praw wyborczych, a także możliwości wysuwania kandydatów. Żądamy prawa do własności prywatnej, aby zachować godność i posiadać domy. Prosimy, byście uznali naszą godność, nadzieję i prawa. Razem możemy żyć w pokoju i zbudować lepszą przyszłość dla ludzi i androidów. Ta wiadomość wyraża nasze nadzieje. Daliście nam życie. Nadszedł czas, byście dali nam wolność.
Poczułam, jak po poliku spłynęła mi łza wzruszenia. Słowa Markusa były piękne. Idealnie opisywały to, w jaki sposób powinno wyglądać nasze funkcjonowanie w społeczeństwie. Pozostało mieć tylko nadzieję, że przemowa ta dotrze do ludzi i zrozumieją, że nie jesteśmy tylko maszynami. Zerknęłam na obraz z kamery monitoringu. "O nie..." pomyślałam nieco przerażona, widząc uzbrojone jednostki specjalne zmierzające szybko w kierunku reżyserki.
  — Zaraz tu wejdą! — poinformował Simon.
  — Zwijamy się! — zarządził Markus, włączając skórę.
North wraz z Joshem przyczaili się przy drzwiach prowadzących na dach i zaczęli nas osłaniać, podczas gdy Markus oraz ja ukryliśmy się za panelem, który wcześniej obsługiwał Josh. Simon kucnął za osłoną, a chwilę potem ruszył do wyjścia, jednakże w połowie drogi został dwukrotnie postrzelony. Padł na ziemię, a mój brat wrzasnął:
  — SIMON!
  — Nie dam rady, Markus! Idźcie beze mnie! — odparł blondyn.
  — Nie zostawimy cię tak! — krzyknęłam.
Nie zwlekając, wraz z Markusem ruszyliśmy Simonowi na ratunek. Pomogliśmy mu wstać, wzięliśmy go pod ramię, a następnie czym prędzej udaliśmy się do wyjścia. Całą grupą uciekliśmy na dach. North zamknęła drzwi, a my posadziliśmy Simona przy wentylacji. Przeskanowałam nogi mojego przyjaciela. "Niedobrze... kule uszkodziły najważniejsze obwody nerwowe".
  — Nie mogę ruszać nogami... — oznajmił.
  — Nie panikujmy, poradzimy sobie — stwierdził Markus.
Wtedy usłyszeliśmy walenie o drzwi.
  — Szlag, szlag, szlag, szlag, szlag, szlag, szlag, szlag, szlag... — powtarzałam nerwowo.
  — Oni są blisko, musimy skakać i to JUŻ! — rozkazała North z naciskiem na ostatnie słowo.
Odeszliśmy we czwórkę na bok w celu naradzenia się.
  — Simon to jeden z nas, nie możemy go porzucić! — odparłam.
  — Jak go znajdą, sczytają mu pamięć i dowiedzą się o wszystkim — poinformował Josh.
— Nie znajdą go, bo go stąd zabierzemy — oświadczyłam stanowczo.
  — Pomyśl przez chwilę! On nie da rady skoczyć, a zostawić go też nie możemy. Trzeba go zabić — zawziętość, z jaką powiedziała to North, oburzyła mnie.
  — Powariowałaś do reszty?! — spytałam.
  — To byłoby morderstwo! Nie możemy zabijać naszych! — powiedział Josh.
  — Ani nikogo innego! — dodałam.
  — Markus, zdecyduj — poprosiła North, nie odwołując się do słów moich i Josha.
Kiedy Markus się zastanawiał, spojrzałam na dystans, który musieliśmy pokonać, żeby móc zeskoczyć, a następnie przeprowadziłam prekonstrukcję. Ku mojemu niezadowoleniu, nie było ani jednego rozwiązania tej sytuacji, które pozwoliłoby na uratowanie Simona poprzez zabranie go z nami.
— Nie zabiję jednego z nas — odpowiedział Markus, a ja odetchnęłam z ulgą.
Dowódca operacji podszedł do blondyna, wręczył mu pistolet i ze skruchą w głosie poinformował, że musieliśmy już iść. Poprosił także, żeby na siebie uważał, a ten zapewnił go, że tak zrobi. Przed odejściem mocno przytuliłam mojego przyjaciela, również prosząc, by był ostrożny oraz przepraszając, że tak się wszystko potoczyło. I choć zapewnił mnie, że nie miałam za co przepraszać, wciąż czułam się winna. Z trudem zostawiłam Simona, po czym założyłam plecak ze spadochronem. Gdy siły zbrojne dostały się na dach, Simon się ukrył, a my ruszyliśmy ile sił w nogach w kierunku krawędzi budynku. Z każdym unikniętym strzałem czułam przypływ adrenaliny, a z każdym krokiem, który przybliżał mnie do skoku, napięcie rosło. W końcu sięgnęło zenitu, gdy skoczyliśmy. Chwilę potem pociągnęłam za linkę, otwierając spadochron.
          Nikogo nie powinien dziwić fakt, że nasza akcja wywołała sporo zamieszania. Wszystkie media o tym mówiły, dorzucając teorie na temat tego, czy ludzie nadal powinni ufać maszynom. "Oczywiście, że możecie nam ufać. Czy powinniście? Z pewnością. Nie jesteśmy waszymi wrogami. Chcemy tylko, byście przestali nas traktować jak zabawki, które się nudzą po tygodniu i lądują w pudle, tylko po to, by tam zostać do czasu, aż zostaną wyrzucone" myślałam, słuchając wieczorem radia. Wyłączyłam je, po czym zapatrzyłam się na gwieździste niebo. Siedziałam po turecku w zniszczonym budynku nieopodal Jerycha, do którego udałam się niedługo po powrocie z akcji w Wieży Stratford. Czułam wewnętrzną potrzebę, żeby pobyć sama ze sobą. Nadal ogarniało mnie ogromne poczucie winy przez to, że musieliśmy zostawić Simona. Cały czas analizowałam moment, w którym do reżyserki dostały się siły zbrojne, próbując znaleźć coś, co przeoczyłam. Coś, co pozwoliłoby uniknąć postrzelenia Simona. Można by ująć, że zaczęłam powoli popadać w paranoję. Odtwarzałam to wspomnienie wiele razy, a i tak niczego nie odkryłam. Westchnęłam głośno, po czym objęłam rękoma kolana i przycisnęłam je do klatki piersiowej. Nawet się nie zorientowałam, kiedy obok mnie usiadł Markus.
— Szukałem cię — poinformował.
— Hm — mruknęłam. — Nie tak to powinno było się potoczyć.
— Julie...
— To wszystko moja wina. Może... gdybym zareagowała w odpowiednim momencie, Simon uciekłby z nami.
— Nie jest to twoja wina, lecz moja. Mogłem przewidzieć, że ktoś jednak zdoła nam się wymknąć i włączyć alarm. Wtedy mógłbym temu jakoś zapobiec.
  — Coś ty. Ludzi nie upilnujesz, są zbyt nieprzewidywalni. Moja wina i tyle.
— Ech... umówmy się, że wina jest wspólna. Okej?
— Niech ci będzie.
Zapadła cisza. Trwałaby ona dopóty, dopóki Markus nie oznajmił:
  — Wpadłem na pewien pomysł.
  — Jakiż to? — spytałam zaintrygowana.
  — Moglibyśmy skontaktować się z Simonem. Wysłać mu wiadomość z zapytaniem, czy wszystko w porządku — wyjaśnił.
  — W sumie... niegłupie — stwierdziłam. — Myślisz, że się nam uda?
  — Warto spróbować — odpowiedział.
Podjęliśmy się tego zadania, a po tym, jak wysłaliśmy do Simona nasze wiadomości, oczekiwaliśmy na odpowiedź. Nie nastawiałam się jednak, że takową uzyskamy. "Spodziewaj się rozczarowania, a się nie rozczarujesz" poradziła mi kiedyś Tess. Minęło dziesięć minut, a nic nadal nie przychodziło. Mieliśmy się zbierać, gdy usłyszeliśmy głos naszego przyjaciela. "Markus, Julie! Nic mi nie jest. Na szczęście mnie nie znaleźli" odparł. Odetchnęliśmy wraz z Markusem z ulgą. "I... um... mam pewien plan. Niedługo wrócę, obiecuję" dodał. "Simon, co kombinujesz?" zapytałam zaciekawiona i jednocześnie zmartwiona. Simon mi nie odpowiedział. "Simon, cokolwiek chcesz zrobić, uważaj na siebie, słyszysz? Uważaj na siebie!" rozkazał Markus. Na jego wiadomość blondyn również nie odpowiedział. Złożyłam ręce i położyłam je na karku.
— Ktoś powinien był z nim zostać... — stwierdziliśmy jednocześnie z moim bratem.
— Przynajmniej wiemy, że żyje... — powiedziałam.
  — Tyle dobrego — przyznał Markus. — Miejmy nadzieję, że sobie poradzi.
Skinęłam lekko głową, przytakując, a następnie udałam się z Markusem z powrotem do Jerycha.

~⚖️~

I tym oto akcentem kończymy ten rozdział.
Trochę się działo. A dziać się będzie jeszcze więcej.
Jeżeli zauważyliście jakieś błędy, możecie mi o nich dać znać.
Do zobaczenia w następnym rozdziale, pozdrawiam Was wszystkich bardzo serdecznie! Trzymajcie się!

I am alive || Detroit: Become HumanDonde viven las historias. Descúbrelo ahora