PAMIĘĆ

106 8 4
                                    

Hermiona Granger nigdy nie przypuszczała, że jej przyjaciel wróci w takim stanie po chwilowej pogawędce z Malfoy'em. Odkąd ta dwójka zaczęła się dogadywać, widziała przyjaciela w różnych wariantach. Rozwalony nos, kilka siniaków, gniew, śmiech, a nawet łzy. Ale nigdy, nie wyglądał tak jak dzisiaj. Nie widziała jeszcze, aby chłopak tak wyglądał. Na twarzy miał lekki róż, oczy były smutne, a wargi zaciśnięte. Kiedy usiadł obok niej na kanapie, a ta odłożyła książkę i zapytała, co się dzieje, ten momentalnie wybuchł płaczem i to ją przeraziło. Harry nigdy nie płakał.

Przeżył wiele w swoim dosyć krótkim życiu, ale wycierpiał się wiele i mimo tego wszystkiego, nie płakał. Więc co musiało stać się tego dnia, że ten wybuchł?

Kiedy brunet trzymał swoją głowę na jej ramieniu i wypłakiwał się, ta usłyszała kroki, dochodzące ze schodów. Odwróciła głowę i ujrzała zdezorientowanego Ronalda, który był jeszcze bardziej zdziwiony.

Spojrzała na niego wzrokiem proszącym o wyrozumiałość. I dał jej to, o co prosiła, siadając na fotelu stojącym obok kanapy i patrzył, na przyjaciela, który wyglądał jak dziecko pozostawione samemu sobie i zdolne jedynie do cichego łgania, aby nikt nie słyszał. Bo tajemnicą kruchego dziecka jest to, aby swoim cierpieniem nie obciążać innych, którzy mogliby pomóc. Kruche dzieci boją się świata, bo wiele razy krzywdził, nawet jeśli próbowały mu zaufać. Wiele obietnic, także zero efektów.

Granger położyła dłoń na plecach bruneta i lekko gładziła, co jakiś czas składając na jego bujnej czuprynie całusy. Nie miłosne, bo nie czuła nigdy pociągu romantycznego do Harry'ego. Chciała przekazać jedynie, że jest, że nie opuści go.

— Harry... — zaczęła powoli, kiedy ten leżał na jej ramieniu, bez okularów, które zsunęły się z jego nosa, przy którym co jakiś czas pojawiała się chusteczka, próbująca wytrzeć śluz wypływający z nosa. Oczy miał opuchnięte od płaczu, a policzki czerwone. — Co się stało?

— Zdałem sobie sprawę... — odparł lekko zachrypniętym głosem. — Że mój związek z Cedric'iem nie miał sensu... A ja zdążyłem go pokochać na tyle, że tego nie zauważyłem.

— Miłość czasami nie pozwala nam dojrzeć tego, co naprawdę powinno być. Ogranicza nas, ale to piękne uczucie — Hermiona przeczesała włosy przyjaciela. — Ty nigdy wcześniej nie pokochałeś nikogo tak mocno, ani nigdy nie poczułeś się kochany, kiedy byłeś tego świadomy. Nie liczyło się dla Ciebie to, że nie pójdzie wam dalej. Nie myślałeś racjonalnie z miłości, ale także z presji, bo w każdej chwili myślałeś, że Cedric albo ty umrzecie. Oboje wybraliście pokazanie sobie miłości teraz, na wszelki wypadek, bo oboje myśleliście o złym. Nie jest to czymś złym i nie zadręczaj się tym, bo złe wybory w naszym życiu uczą nas, aby zacząć podejmować te dobre.

— Czyli to dobrze, że oboje zdążyliśmy ujawnić sobie to, że się kochamy?

— Tak, Harry. Teraz możesz się tym jedynie sugerować, kiedy będziesz podejmować decyzję, aby mieć starszego partnera. W waszym przypadku mogło być to mało możliwe, bo Cedric musiałby na ciebie czekać trzy lata, abyś wreszcie wyszedł z Hogwartu, ani ty ani on nie wiecie, czy nie zdradzilibyście drugiego. W innym przypadku może być związek na odległość, da się tak żyć, ale trzeba się kochać na tyle, żeby wiedzieć, że nigdy w życiu ktoś Cię nie zdradzi. Osobiście nie lubowała bym się w takich związkach i tobie też bym to odradzała, ale to wyłącznie twoja decyzja, co postanowisz zrobić. 

— Dziękuję, Miona — mruknął w odpowiedzi, ale jego głowa nadal leżała na jej ramieniu.

— Pamiętaj, że pamięć po Cedricu zniknie i nie zostanie nic. A przed tobą jeszcze wiele lat i nie musisz je przeżyć w samotności.

Hermiona nagle wstała, a z nią Ron.

— Ja i Ron idziemy na patrol. Malfoy dostanie ochrzan za to, że pozwolił Ci zwątpić w twój związek, nie martw się — odparła, zadowolona z siebie.

— Hermiono... — chciał coś powiedzieć, jednak głos rudowłosego znacznie mu to utrudnił.

— Dobrze, jeśli nie słowa to pięści — ruszył do swojego dormitorium, tak jak to zrobiła dziewczyna.

Zostawili Harry'ego samego w salonie.

***

— POTTER!

Usłyszał sobotniego poranka na korytarzu, a zanim się odwrócił, właściciel głosu stał przed nim, a w ręku trzymał kwiaty. Takie same jakie podarował mu ostatnio. Takie, które właśnie wczoraj Harry wyrzucił, bo doskwierał mu ich nieprzyjemny zapach.

— Chcę przeprosić — mruknął zażenowany. — Za wczoraj.

— Znowu kwiaty? — zapytał dociekliwy. Na jego twarzy nadal było widać ślady płakania. Powieki oczu były ciężkie i ledwo miał siłę je otwierać. Jednak nie chcial, aby ten to poznał. A raczej próbował. — W szczególności dla mnie? Nie uważasz, że to dziwne?

— Próbuję Cię przeprosić i być miły, czego więcej oczekujesz?

— Żebyś przestał traktować mnie jak życiowego nieudacznika.

— Mogę zbankrutować, kupując Ci wiązankę identycznych kwiatów, abyś mi wybaczył — uparł się chłopak, stawiając jeden krok do przodu, zmniejszając odległość między nimi. — Proszę...

Harry patrzył w te zimne srebrne oczy, w których była iskierka nadziei i... Miłości? Czekał na to, aż Harry powie, że mu wybacza i wtedy będzie z tego szczęśliwy? A potem i tak zacznie być tym samym Malfoy'em? Harry nie chciał tego. Chciał, aby zmienił się i był dobry.

— Proszę, Harry...

Słysząc swoje imię, które tak ładnie wymówił, sprawiło, że w tamtej chwili potrafiłby rzucić mu się w ramiona, ale powstrzymał się. Po prostu obserwował to jego twarz, to jego dłonie. Wybaczyć?

— Tylko obiecaj, że nie będziesz stał już przede mną z kwiatami i przepraszał — powiedział, chcąc mieć chociaż małą nadzieję na to, że ten się zmieni.

— Postaram się — powiedział stanowczo. Może nie obiecał, ale to Harry'emu wystarczyło w pełni. — Postaram się zmienić, dla Ciebie.

— Dziękuję.

— Nie musisz mi dziękować. To ja powinienem dziękować Tobie, że wybaczasz mi, wiedząc, jaki jestem.

— Nikt nigdy nie prosił mnie o przebaczenie, wyglądając jak zbity piesek, z kwiatami.

Malfoy uśmiechnął się lekko, następnie wyciągnął w stronę Harry'ego rękę z kwiatami. Potter przyjął podarunek, odwzajemniając uśmiech.

— A teraz powiedz, jak głośno Hermiona na Ciebie wczoraj krzyczała?

— Raczej jak mocno Weasley dał mi w mordę — zaśmiał się, ujawniając swoje piękne ja.

— Mocno?

— Zakryłem siniaka zaklęciem — wyjaśnił.

— Oh... — zmieszał się i już miał przepraszać za przyjaciela, kiedy ten klepnął go po ramieniu i odszedł, kierując się do wielkiej sali.

Harry uśmiechnął się jak głupi, a na jego twarzy pojawił się wielki czerwony rumieniec. Co zrobiłeś z Harry'm, wstrętny Draconie Malfoy'u?

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Aug 01, 2023 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

CARNATIONS; drarry [WOLNO PISANE]Where stories live. Discover now