ZAKAZANY LAS

61 8 6
                                    

Po krótkim weekendzie, który Harry spędził na spacerach i czytaniu książek, nastał znienawidzony przez niego poniedziałek. Jego jedynym marzeniem było nie spotkać się z Malfoy'em. Na śniadaniu nie zwracał na niego uwagi, tak jak na obiedzie.

A kiedy dostał szlaban od McGonagall, skakał z radości bo to oznaczało nie oglądanie Malfoy'a, kiedy będzie przechodzić obok niego, kiedy ten będzie na nocnym patrolu, a Harry na nocnym spacerze. Jego jedynym zadaniem było wstawienie się wieczorem u McGonagall, ale przed tym, chciał napisać wypracowanie na Obronę Przed Czarną Magią.

Poprosił Hermionę, aby sprawdziła, czy nie zrobił głupich błędów.

— Jest całkiem dobre — powiedział, oddając mu pergamin. — Ale nadal nie wiem, jak minęło spotkanie z Malfoy'em.

— Nie ma o czym gadać. To palant.

— Powiedział coś złego?

Harry wzruszył ramionami, począwszy wpatrywać się w stolik przed kanapą w Pokoju Wspólnym.

— Wiesz coś w stylu "Voldemort jest lepszy, bo zrobił z Ciebie głupią sierotę, myślącą, że jest bohaterem".

Hermiona spojrzała na niego przerażona. Nie powiedział jej nawet jak się wtedy zachowywał chłopak, a ta i tak wyglądała jakby to było coś poważniejszego.

— On nie może zostać bez kary! Powiadom McGonagall — nakazała dziewczyna, patrząc na bruneta.

— Nie, Hermiono. Już i tak sprawiam dużo kłopotów i łamie regulamin.

Granger westchnęła głośno.

Nie dawała sobie do przemówienia tego, że Harry myśli, że jest kłopotem. A Bardziej on nie rozumiał tego, że nim nie jest. Był upartym Gryfonem nie słuchającym nikogo. Czasami słuchał jej rad, ale to nie wystarczało. Musieli coś z tym zrobić, aby wreszcie mógł mieć spokój, od słownego nękania i wytykania jego osoby.

— Harry, na pewno da się coś z tym zrobić — próbowała. I to bardzo.

— Hermiono, może i da, ale nie będę udawać bohatera — mruknął. — Ostatnio udawałem i jak to się skończyło? Cedric umarł, a ja przez udawanie bohatera nie byłem w stanie go ochronić.

— Cedric umarł bo chciał Cię obronić! — krzyknęła, zwracając tym samym uwagę na swoją osobę. — Ja i ty wiemy, że nie byliście jedynie przyjaciółmi. Wiem, że spotykaliście się na korytarzach, a nawet się całowaliście. Chcesz mi powiedzieć, że udawałeś bohatera? Harry, ty nigdy nikogo nie udawałeś. Zawsze jesteś sobą, mimo tego, co ludzie próbują Ci zrobić.

— Mogłem chociaż być trochę odważny — ciągnął dalej swoje. — Wtedy dalej by żył.

— Harry zrozum. Zrobiłeś tyle, ile powinieneś.

Harry nie odezwał się, po prostu wstał i pożegnał się z przyjaciółką, zapominając nawet o swoim eseju, który zostawił na kanapie, ruszył na szlaban, który miał się odbyć u Hagrida.

Cieszyło go to bo wiedział, że Hagrid nie da mu wieku rzeczy do roboty. Zapewne zbierałby dynie na Halloween, które zbliżało się wielkimi krokami. Chciał je, a zarazem wolałby ominąć ten dzień. Odkąd wiedział nie cieszył się z tego. Pierwsze Halloween w Hogwarcie spędził na uczty, pośród przyjaciół. Poprzednie u Dursleyów polegały na wychodzeniu z domu z małym pojemniczkiem, który udało mu się dostać od ciotki Petunii i ozdobić jako dynie, w którym zbierał cukierki po okolicy. Czasami nawet większość chował w buciki i bieliznę, aby Dudley mu ich nie zabrał. A jeśli przyszedł przed tym prosiakiem, szybko biegł do komórki pod schodami, chował się w niej i wrzucał cukierki to pod materac, to za żołnierzykami czy w ubrania. Dudley nigdy nie znalazł żadnych, bo nie był jakoś szczególnie sprytny.

CARNATIONS; drarry [WOLNO PISANE]Όπου ζουν οι ιστορίες. Ανακάλυψε τώρα