Rozdział 2

662 21 3
                                    

- O mój Boże, ile my jeszcze tu będziemy? – zapytałam tonem pozbawionym emocji.

- Aż znajdziemy tą jedyną. – odrzekł Max.

- Ty lepiej w swoim życiu znajdź tą jedyną, a nie doszukuj się w moim. – wymamrotałam zirytowana.

- Wypraszam sobie, zdziro! Ja czekam na księcia z bajki. – odparł oburzonym tonem Max.

- Może jeszcze na białym koniu, co? – sarknęłam ze znudzeniem, co nie umknęło uwadze Cassandry.

- Przestań marudzić, kochanie. – stwierdziła zielonooka.

Przewróciłam oczami, słysząc tę złotą radę ale już nie odpowiedziałam.

Od czterech godzin siedzieliśmy w sklepie z sukienkami i szukaliśmy... no dobra Max i Cassandra szukali mi sukienki na moją imprezę urodzinową.

Chcieli też kupić jakąś na kolację u rodziny Nathana ale kategorycznie im odmówiłam.

Kiedy traciłam nadzieję, że wyjdę ze sklepu z jakąś sukienką w oczy wpadła mi jedna wisząca na manekinie.

I do cholery, była piękna.

Czarna, do ziemi z połyskującego materiału z wymarzonym dekoltem Cass.

- Cass, przynieś mi ją. – powiedziałam wskazując palcem na co dziewczyna dostała jakiś przebłysk i szeroko się uśmiechnęła.

Chwilę później nie było jej już przy przebieralniach bo wręcz pobiegła po sukienkę.

Po dokładnej przymiarce okazało się, że sukienka była na promocji i w moim rozmiarze.

I cóż, pomimo, że nie chodziłam w tego typu szmatach...ta była wyjątkowo piękna.

Dwie godziny i zjedzonym fast foodzie później, byłam w domu i próbowałam w spokoju czytać książkę ale jak zwykle coś musiało mi przeszkodzić.

Usłyszałam ciche pukanie w okno i już wiedziałam co to znaczy.

Wstałam i pokierowałam się w stronę okna balkonowego i otworzyłam je.

- Ty idioto jebany, wiesz, że mamy takie coś jak drzwi, a moja matka cię uwielbia więc nie ważne co by się działo, i tak by cię wpuściła? – zapytałam na pozór spokojnie.

- Schlebia mi to, Bambi. Jeszcze gdybyś ty mnie tak uwielbiała... - złapał się teatralnie za serce udając rozmarzonego.

- Po jakiego chuja wpierdalasz mi się do pokoju przez balkon o jedenastej w nocy?

- Żeby było bardziej...romantycznie, kochanie. – zacmokał w powietrzu.

- Hola, hola kurwa. Nie zgadzałam się żebyś tak do mnie mówił i nie chcę więcej słyszeć tego z twoich ust. – rzuciłam, gestykulując dziwacznie rękami.

- Dobrze, kochanie.

Jasny chuj mnie trafi.

- Po co tu przyszedłeś, Nathan? – zapytałam opuszczając ręce wokół swojego ciała na znak bezsilności przez jego idiotyzm.

- Lubię jak mówisz moje imię, wiesz? – stwierdził zachrypniętym tonem, ignorując moje poprzednie pytanie.

- Powiedziałam do ciebie tak czwarty raz w życiu i uwierz, sama nie wiem dlaczego.

- Bo mnie uwielbiasz, Miley. – mrugnął ale widząc mój wyraz twarzy spoważniał i westchnął ciężko – Dobra, chodzi o to, że nie skończy się na piątku.

Bambi - zakończoneDonde viven las historias. Descúbrelo ahora