1.

54 5 3
                                    

Zamknąłem drzwi, przełykając gorzki ryk. Płacz ugrzązł mi w gardle, dusząc i obezwładniając każdy kolejny oddech. Nie chciałem tego. Nie chciałem jej zostawiać. Ból przeszył mi pierś, gdy załkałem, kuląc się na podłodze.

Chciałem tak bardzo, żeby powiedziała wtedy w namiocie na plaży, że chce ze mną wyjechać i jedynie o tym marzy. Że jest pewna nas i tego, co czeka po drugiej stronie kraju. Że jestem wszystkim, czego jej potrzeba.

Byłbym skończonym egoistą, jeśli bym nalegał, ale cholera... Dlaczego to musi tak boleć?

Przetarłem oczy, patrząc na jej rysunki, które powiesiłem na ścianie, tak by nigdy nie utracić ich z oczu. Miała oko do szczegółów. Nie przypuszczałem, że jestem zdolny do tak wielkiego uśmiechu jak na tamtym portrecie. Zmieniłem się przy niej, to pewne.

I może dlatego, musiałem to przerwać i wypuścić ją z objęć - pozwolić jej żyć własnym życiem. Nie obligować jej do myślenia o mieszkaniu i wspólnym życiu z facetem, który nawet nie jest w stanie przy niej zostać, bo musi sobie wpierw poukładać życie, aby zrobić miejsce na ich dwoje. Tego właśnie chciałem od Nowego Jorku. Struktury, nabrania dystansu i zrozumienia, co muszę zrobić dla siebie, żeby być szczęśliwym.

Bo tylko skończony sukinsyn, pokroju mojego ojca, wymagałby od swojej partnerki, że ta go samodzielnie uszczęśliwi, poskłada i wypełni wszystkie braki w jego życiu.

A prawda jest taka, że tak myślałem na samym początku. Pragnąłem w to wierzyć z całych sił. Julia miała być rozwiązaniem na wszelkie zło, miłością dla której nic nie stoi na przeszkodzie. Czymś tak idealnym, że wręcz niedostrzegalnie krzywdzącym - w tym wypadku nas oboje.

Mój upór był jak trujący krzew, który nigdy nie przestaje rosnąć. Z biegiem czasu ktoś nadzieje się na kolce i zwątpi, czy aby warto zrobić to ponownie. Wahała się wielokrotnie nim mi zaufała, ale ostatecznie i tak postanowiła odejść. Nikt nie lubi drzazg pod skórą. Ani decyzji, które podjęte zbyt szybko mogą zranić nawet głębiej.

- Będę tęsknić, maleńka. - Wyszeptałem w momencie gdy się oddalała, idąc tym raźnym krokiem w blasku księżyca. Dobrze, że było ciemno i nie dojrzała moich łez, gdy kurczowo ściskałem jej teczkę z rysunkami.

Była jeszcze młoda, miała przed sobą dwa lata szkoły. Powinna mieć więcej czasu do namysłu niż jeden romantyczny wieczór. A ja musiałem go jej dać, jeżeli kochałem tę dziewczynę.

Niezależnie od tego, jak wiele mnie to kosztowało opuściłem miasto i wyjechałem następnego ranka. Miałem, rzecz jasna, nie oglądać za siebie, ale nie wytrzymałem. Naomi ściskała misia przy piersi, łkając na podjeździe. Wciąż miała warkoczyki, które zaplotłem jej zeszłej nocy. Jej twarz zalana łzami sprawiła, że coś we mnie puściło. Wybieglem z auta i padłem na kolana, tuląc mocno jej małe ciało. Kołysząc ją, jakby to miało odjąć jej bólu. Nawet nie spostrzegłem w którym momencie, zacząłem płakać razem z nią.

Drżała, ściskając mnie coraz mocniej jakby widziała mnie ostatni raz i to była jedyna ku temu okazja. Zdusiłem szloch, całując ją po włosach, ponieważ żadne słowa nie przechodziły mi przez gardło. Kurczowo trzymaliśmy się siebie, póki szloch nie ustał i nie zapadła kompletna cisza.

Uniosłem jej twarzyczkę ku sobie i popatrzyłem w te nierozumiejące, zapłakane ślepka, myśląc, że to jedna z cięższych chwil w moim życiu. Powiedzieć siostrze, że nie zobaczy mnie przy śniadaniu i że to nie ja jutro odbiorę ją ze szkoły. Że będę setki kilometrów stąd oraz nie będę już tu mieszkał. Że nie będziemy się przytulać codziennie i wychodzić do parku z Julią, ani urządzać wieczorów filmowych w domku na drzewie.

Odwiedzanie Naomi od czasu do czasu nie wynagrodzi jej braku brata w domu, który wionie pustką bardziej niż studnia na pustyni. Wiedziałem o tym bardzo dobrze. Ale to na ten moment jedyne wyjście. I moja decyzja, żeby stanąć na nogi. Bo tylko wtedy będę mógł ją zabrać do siebie, daleko z tego domu, dać jej bezpieczeństwo, święty spokój i dorastanie w beztrosce jakiej ja nie zaznałem.

- To dlatego, ze ci dokuczałam, powiedz? Dlatego jedziesz? - Wydukała, ledwo składając zdania, gdyz drżała jej dolna warga, zapowiadając kolejną falę płaczu.

- Nie, kochanie, nie! Jesteś najukochańszą siostrą pod słońcem, nic z tych rzeczy, nie!
Ja muszę wyjechać... na trochę. Będę przyjeżdzać, dzwonić codziennie i... i - Zacisnąłem usta, żeby nie wydać z siebie dźwięku, który tak wyrywał się z krtani.?Żałosnego wycia. Bólu, ze tak ją raniłem w tej chwili.

- Nie jedź! Nie chcę, żebyś mnie zostawiał. Julia też nie chce. I ja, bardzo proszę, Drew... - Wtuliła się we mnie i nie puszczała. - Obiecaj, że będzie jak kiedyś. OBIECAJ!

- Zawsze będę pod telefonem, szkrabie. - Wziąłem głębszy oddech, próbując opanować silne emocje. -To  nigdy nie zmieni.

- A to że przestałeś kochać mnie i Julię? Czemu to się zmieniło, co?! Tak tylko mówisz, że będziesz dzwonił. A ty o nas zapomnisz! Zapomnisz i już, mówię! - Usiadła na ziemi, zasłaniając się pluszakiem.

Byłem tym dorosłym z nas dwóch, a czułem się totalnie zmiażdżony przez kilkuletnie dziecko. Nie byłem przygotowany na takie emocje i to, że musiałem ukradkiem ocierać łzy, aby zachować spokój. Klamka zapadła, wycofanie się tylko pogorszy sprawę i zostanę w punkcie wyjścia.

- Ja... - Po trzech oddechach i intensywnym mruganiu, odchrząknąłem, słysząc większą pewność we własnym głosie. - Kocham cię najbardziej na świecie, maleństwo. Zrobię wszystko, żebyśmy mogli być razem, kiedyś. Rok, dwa i będziemy, Naomi. Minie ani sie obejrzysz. Wiesz, że to możliwe, i tak też się stanie. Nie zostawiłbym cię na dłużej, bo bardzo bardzo mi na tobie zależy, słońce! Nie dam ci długo za sobą tęsknić. Jesteśmy w tym razem. Ja mam ciebie, ty masz mnie, pamiętasz? Trzymamy się razem, co by się nie działo. Czy kiedyś cię okłamałem, żebyś mi teraz nie wierzyła?

- Tak. - Fuknęła, ścierając piąstką świeże łzy. Słysząc bojową nutę w jej tonie, ożywiłem się, bo to chyba znak, że już czuła się lepiej.- Powiedziałeś, że chcesz kiedyś się ożenić, ale chyba zgłupiałeś, skoro panny młodej nie bierzesz ze sobą. I ja mam to jeszcze tobie tłumaczyć!

Lepiej na tyle, żeby mi dopiec. Uśmiechnąłem się smutno.

- A może chcę zabrać naszą całą trójkę? Pomyślałaś o tym? - Przymknąłem oko.

- Mnie i Julkę?!

- Tak.

- Jak Julka jedzie...To na co ty nam potrzebny w ogóle?

- Walizki będę dźwigał. - Westchnąłem, widząc jak się rozkręca.

- I słusznie. - Przytaknęła, niezwykle zadowolona z mojej odpowiedzi. Jej oczka błyszczały, ale buzia pozostawała smętna. Postanowiłem doprowadzić tę rozmowę do końca, póki miałem jeszcze jej uwagę.

- Rok, dwa, Naomi. Nie mogę nic więcej obiecać, bo powiesz, że nie dotrzymuję słowa.

- Rok. - Zarządziła mała prezes.

- Stawiasz wysokie wymagania.

- Albo ty się za nisko cenisz, ćwoku.

Skinąłem głową, przyznając jej rację.

- To już wiesz, co masz robić, brat, ja nie będę się powtarzać. Wasz ślub będzie za rok, a ja chcę duży pokój z balkonem i domkiem dla lalek i placem zabaw dla Aresa i...

- Chwila, chwila, nie rozpędzaj się, młoda panno. A kto powiedział, że będziesz sobie urządzać po swojemu?

- No ja! Julka ma rację, żeś ty głuchy jak pień! A teraz zapisuj, bo nie będę się dwa razy powtarzać...

————————
Dziwnie tu wrócić po tylu latach. Ale skoro już tu jestem, to chcę powiedzieć: bardzo dziękuję wszystkim nowym i starym czytelnikom, jeśli postanowili tu zajrzeć. Nie wiem, kiedy będą kolejne rozdziały i w jakiej dokładnie formie. Piszcie swoje odczucia w komentarzach ;))
Trzymajcie się ciepło
Sheran_

Julia - dodatekWhere stories live. Discover now