rozdział szesnasty

2.1K 123 128
                                    

– Nie zrobiłaś tego! - Ines pisnęła nad moim uchem tak głośno, że prawie przebiłam igłą na wylot oglądany pod mikromanipulatorem za pół bańki oocyt, do którego planowałam wprowadzić wcześniej zmodyfikowany materiał genetyczny. – Proszę powiedz, że tego nie zrobiłaś!

– Trzeci raz tłumaczę ci, że tak, załatwiłam ci bilet na jutrzejszy mecz FC Barcelony - wywróciłam oczyma, odsuwając się od niej na długość ramienia. – Chryste, stara, czego ty właściwie nie rozumiesz?

– Daniela, właśnie...

– Nawet nie podchodź, Lucio - syknęłam, kątem oka spoglądając na jej gwałtowny ruch, raz jeszcze skupiając się na tym, co widziałam pod mikroskopem.

– Właśnie spełniłaś moje największe marzenie! - odetchnęłam z ulgą, a cofnąwszy joystickiem maleńką igłę, poczułam jak pot spływa mi po plecach. – No dobra, moje największe marzenie to zdecydowanie to, żeby Niall Horan zauważył mnie w tłumie na koncercie reaktywowanego One Direction tak jak we wszystkich fanfikach, ale mecz Barcelony jest tuż po tym.

– Nie osłabiaj mnie, Ines - mruknęłam, zamykając swoje próbki w inkubatorze i raz jeszcze dla absolutnej pewności sprawdziłam poziom dwutlenku węgla na jego wyświetlaczu. – Tylko spróbuj zachowywać się jak napalona fanka, to nawet się do ciebie nie przyznam.

– Jeśli załatwisz mi zdjęcie z Gavim i swoim chłopakiem, to przysięgam, że będę krzyczeć wewnątrz siebie.

– Dziewczyno, jak zostawisz Gabriela, to mogę ci nawet załatwić randkę w ciemno z Gavim, jeśli tylko nie przyniesiesz mi wstydu na trybunach - posłałam jej rozbawione spojrzenie, przygryzając policzek od środka. – Um, poza tym to nie jest mój chłopak.

– Ale głupio pieprzysz, Vogt - cmoknęła z dezaprobatą, kręcąc głową. – Daję sto euro, że do końca miesiąca będziesz spędzać sen z powiek połowie hiszpańskich nastolatek. Kto da więcej, kto da więcej?!

– Zamknij się - syknęłam, bo ostatnim, czego wtedy potrzebowałam, było to, żeby profesor Francois usłyszał nasze żałosne licytacje. – Daję sto euro, że do tego czasu będziemy siebie mieli już tak dość, że nie będziemy rozmawiać tak, jak robiliśmy to wcześniej - zacytowałam fragment ulubionej piosenki Lucio, jakim katowała mnie ostatnio dzień w dzień. – Kawa? Mam ochotę na coś tak słodkiego, żeby aż mnie zemdliło.

– Kawa - potwierdziła, rozpuszczając swoje ciemne włosy. – Znowu miałaś na śniadanie kaszę gryczaną o smaku kartonu i gorzkich łez swoich siostrzenic?

– Tym razem kotlety warzywne - westchnęłam, przerzucając torbę przez ramię. Odkąd przez kilka ostatnich dni moja siostra uparła się, żeby przygotowywać mi posiłki na uczelnię, razem z Robertem staliśmy się jej królikami doświadczalnymi, testując kolejne pozycje do jej nowego wegetariańskiego super-cateringu. – Zdradzić ci sekret? Z kotletami nie miały nic wspólnego.

– Jak to jest ukrywać się ze słodyczami nawet we własnym domu?

– Jak na polu minowym - odparłam zgodnie z prawdą, bo coraz częściej zaczynały mi się śnić po nocach gołąbki, schabowe i zabielana śmietaną zupa pomidorowa babci Zosi. – Anka ma świra na tym punkcie.

Odkąd Ines dodała dwa do dwóch i odkryła, że mieszkam pod tym samym dachem z jedną z gwiazd FC Barcelony, szlajam się po mieście z drugą, a moją siostrą jest healthy plan by Ann, napierdalała się ze mnie prawie na każdym kroku, odkopując stare zdjęcia na Instagramie Roberta, gdzie pozowałam z nim z grzywką obciętą od garnka. Nie, żeby było to trudne do odgadnięcia, bo sama miałam na swoim profilu kilka fotografii z szalikiem ze stadionu w Monachium czy Narodowego, Ania regularnie oznaczała mnie na swoich relacjach, a po sieci nadal krążyły moje zdjęcia w towarzystwie Nicoli, Casha i Mii, ale Ines raczej nie należała do wścibskich osób. Sarkastycznych, cynicznych i niezbyt rozgarniętych życiowo owszem, ale na pewno nie wścibskich.

czynnik miłości | pedriOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz