rozdział trzynasty

2.6K 127 93
                                    

– Jak to jest, że ledwo przeprowadziłaś się do Barcelony, a już masz bogatsze życie towarzyskie niż my? - przekrzykując Boten Annę Basshuntera, Robert wydął dolną wargę, wjeżdżając na podjazd przed domem Ines.

– Charyzma - cmoknęłam podobnym tonem, jakim dzień wcześniej zrobił to Gonzalez. – Stary, napierdalam się. Po prostu piję dużo alkoholu i nie mam kija w dupie - powiedziałam, wysiadając z samochodu i oparłam się na drzwiach, rzucając szwagrowi pełne rozbawienia spojrzenie. – Będę dzwonić. Bawcie się dobrze, geriatrycy!

– Ty też, smarkulo. Jeśli znowu skończysz z głową w kiblu, nie zawaham się zrobić ci zdjęcia i wysłać matce.

– Mogłabym powiedzieć to samo o relacji z waszego ostatniego zgrupowania - uśmiechnęłam się przebiegle, bo Nicola był prawdopodobnie największą plotkarą w całej kadrze Polski. – Widziałem ją dzisiaj, tak o poranku...

– Szczeniaku!

Czytała książkę na ławce w parku - zatrzęsłam tyłkiem tak samo, jak zrobił to niegdyś twerkujący przed Szczęsnym Robert w jednym z warszawskich pubów. – Buziaczki! - trzasnęłam drzwiami, obserwując jak Lewandowski puka się w sam środek czoła i kręci głową z dezaprobatą, po czym odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę domu Ines, wybierając jej numer.

Na podjeździe stało już kilka samochodów, a dudniąca ze środka muzyka przypominała raczej srogą bibę, aniżeli kulturalne spotkanie z paczką najbliższych znajomych. Jeszcze zanim w moim telefonie pojawił się sygnał połączenia, Lucio pojawiła się w drzwiach wejściowych z na wpół wypitym drinkiem w ręku.

– Daniela! - zawołała, a jej głos sugerował, że była już lekko wstawiona. – Wyglądasz cudownie!

Spoglądając na nią, wyglądałam co najmniej przeciętnie. Tego wieczora miała na sobie krótką złotą spódniczkę ozdobioną cekinami i biały top na cieniutkich ramiączkach, idealnie podkreślający jej hiszpańską opaleniznę. Swoje długie ciemne włosy spięła klamrą, wyciągając kilka luźnych kosmyków tuż przy twarzy, a makijaż musiał wykonać chyba pieprzony Mario Dedivanovic, bo wyglądała jak milion dolarów. Przywarłam do niej w szczelnym uścisku, dopóki nie pisnęła mi prosto do ucha, słysząc pierwsze rytmy Reggaetón Lento. Zupełnie nie przejmując się trzymanym w dłoni mohito pociągnęła mnie w głąb salonu, przedstawiając kolejno swoim znajomym. Wysoka szatynka o imieniu Catalina podała mi szklankę wypełnioną po brzegi martini z tonikiem, a ja przyjęłam ją, od razu zaciągając się jego pomarańczowym aromatem.

– Gomez odwołał jutrzejszy wykład - szepnęła Ines, przyciągając mnie do siebie ramieniem. – Ciesz się, bo wyszłabyś stąd al dente. Komu wódki?!

Parsknęłam śmiechem, rzucając swoją kurtkę na kanapę i dołączyłam do niej, kołysząc biodrami w rytm jednego z kawałków Little Mix. Czym więcej drinków piłam, tym większy problem miałam z zapamiętaniem imion dziesiątek osób, które kolejno przedstawiała mi Lucio, zatem gdzieś w połowie imprezy byłam pewna jedynie do Caty, jej siostry Susany i chłopaka Ines, Gabriela, co chwilę dolewającego mi czystej do koktajli. Wraz z nadejściem dwudziestej drugiej byłam już tak pijana, że ledwo trzymałam się na nogach i postanowiłam na jakiś czas ulotnić się na taras, zwijając się na jednym z ustawionych na nim leżaków tylko po to, by na próśbę swojej koleżanki wrócić do gry niecałe pół godziny później.

– O czym tu gadać, jeśli nie ma o czym mówić! - zawołał jeden z kolegów Gabriela, wysoki brunet o przepięknie zielonych oczach, unosząc swój kieliszek. – Pijmy, bo szkło nasiąka!

– Jego mama jest Polką - parsknęła Lucio, widząc jak się mu przyglądam, jakby miało tłumaczyć to jego zachowanie. – No pij, na co liczysz?!

czynnik miłości | pedriOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz