rozdział dwunasty

2K 123 90
                                    

gonzalez: ty, ja, piątek o ósmej

gonzalez: załóż tę czarną krótką kieckę

– Jesteś pewna, że nie trzeba cię podwieźć? W razie czego mogę...

– Po raz kolejny mówię, że nie - wywróciłam oczyma, spoglądając na Lewandowskiego w odbiciu lusterka stojącego na moim biurku. Opierając się o futrynę drzwi, obserwował, jak po raz kolejny przeciągam tuszem swoje rzęsy. – Poradzę sobie, naprawdę.

– Bo gdybyś tylko...

– Robert, dość - jęknęłam.

– Ja po prostu...

– A znasz bajkę o wężu? - mijająca go w progu Ania podała mi jeden ze swoich rozświetlaczy po tym, jak mój kilka minut temu rozsypał się po łazienkowych płytkach. – Postanowiłeś zostać przyzwoitką czy już ci się nudzi wieczorami, stary dziadzie?

– Hej, Daniela jest jak moja młodsza siostra! - zawołał oburzony. – Rany, tylko się martwię - dodał po chwili, napotykając na wzrok swojej żony.

– Tato, ale to jest randka! - odpowiedziała mu siedząca obok mnie Klara, podprowadzając mi szminkę, swoimi słowami wprawiając całą naszą trójkę w osłupienie. – A wiesz co się robi na randce? Ca-łu-je! - wytłumaczyła jak krowie na rowie, trzykrotnie pukając się w czoło.

– Ty to nie bądź czasem za mądra! Poza tym to nie jest randka - prychnęłam, wyrywając jej z rąk moją ulubioną pomadkę. – To kulturalne wyjście ze znajomymi.

– Kulturalne to by było, gdybyś szła do teatru, a nie z tymi małymi ochlapusami na wódkę.

Po raz kolejny miałam wrażenie, że jestem bardziej spokrewniona ze szwagrem niż z własną siostrą, bo urządzając mi w progu wykład o alkoholu, antykoncepcji i wysokości mandatów karnych w Hiszpanii, brzmiał identycznie jak Katarzyna. Słuchająca tego z boku Ania omal nie udławiła się śmiechem, parodiując za plecami męża jego miny w dokładnie ten sam sposób, w jaki robił to tata, kiedy mama urządzała mi awantury.

– Też byś mógł zabrać mnie na randkę - powiedziała wreszcie, ocierając już mokre od rozbawienia policzki.

– Byłaś w spa!

– Moglibyśmy na przykład pójść do kina.

– Kino mamy w domu - odparł Robert w dokładnie taki sam sposób, w jaki każda, absolutnie każda matka mówi to swojemu dziecku przejeżdżając obok McDonalds. – No co? Na randki to się chodzi, jak się nie ma dzieci.

Ania z westchnieniem pokręciła głową, wypychając go razem z Klarą za szmaty z mojego pokoju. Rzucając mi przepraszające spojrzenie przez ramię, zamknęła za sobą drzwi, ale nawet zza nich słyszałam jeszcze ich wymianę zdań na temat systematycznej pielęgnacji związku, chodzenia do eleganckich restauracji i robienia tych wszystkich rzeczy, które robiły podstarzałe małżeństwa w kryzysie wieku średniego. Parsknęłam śmiechem, rozsmarowując na policzku ciapkę płynnego różu i rozklepałam go palcem na swojej kości policzkowej, kątem oka spoglądając na kolejną wiadomość od Pablo, która pojawiła się na ekranie mojego telefonu. Wydawało mi się, że ten dzieciak jako jeden z nielicznych nadal zachowywał w sobie niezliczone pokłady entuzjazmu, bo Robert i Frenkie po meczu z Manchesterem United wrócili do domu w podłych nastrojach i wcale nie pomagał w tym fakt, że kolejne spotkanie rozgrywane miało być już na Camp Nou.

Nie ma się z czego cieszyć - odpowiedział mi szwagier, gdy zapytałam dlaczego ma minę niczym srający kot. Tymczasem Gavi był właśnie w trakcie wysyłania mi kolejnych memów ze śmiesznymi kozami. Balans.

czynnik miłości | pedriOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz