Rozdział 20 - Jesteśmy śmiertelnie poważni.

32 4 0
                                    

Nevaeh POV's

Wróciłam do Los Angeles.

Po słowach Ethana, które skutecznie trafiły w moją psychikę, zadzwoniłam do Cartney'a żeby przygotował mój samolot i przysłała go do Nowego Jorku, bo potrzebuje wrócić do rodzinnego miasta na cito. Zabolało, ale mówi się trudno i żyje się dalej, bo skoro on żałował to ja miałam zamiar sprawić, że będzie żałował jeszcze bardziej.

Nikt pokroju rodziny Callen nie będzie sprawiał mi bólu. Nigdy więcej.

A jednak to znowu się stało. W tym samym domu, w tym samym miejscu i z tą samą rodziną, która najchętniej wysłałaby mnie na pożarcie rekinom i dla pewności wlali kwas do wody.

Wracając do Ethana.. wrócił wczoraj do LA i na moje nieszczęście nadal przesiaduje w moim domu z tekstem, że teraz to również jego dom. Ma to sens, bo odkąd mamy tą umowę nakazałam mu płacenia za wszystkie rachunki.

Z jednej strony chciałam go wyrzucić, nakrzyczeć i zwyzywać od najgorszych, jednak z drugiej strony..

Stop. Nie było żadnej drugiej strony. Ten człowiek to po prostu kłopoty, chaos i garści niepewności. W swoim życiu akurat tego nie potrzebowałam.

Był poniedziałek i koło siedemnastej wróciłam do rezydencji. W firmie nie było jakiegoś natłoku obowiązków ani nie miałam nic do roboty, więc mogłam wrócić do domu i odpocząć.

Usadowiłam się wygodnie na kanapie, ale mój spokój nie trwał długo. Callum stanął w progu salonu wbijając we mnie spojrzenie.

- Co znowu? - burknęłam niezadowolona jego przybyciem. Skutecznie działał mi na nerwy.

- Ktoś puka. - mruknął.

- To otwórz.

- Nie.

- Otwórz te drzwi i mnie nie denerwuje.

- Nie.

- Bo?

- Bo nie. - i poszedł.

Warknęłam coś pod nosem i odprowadziłam wzrokiem mojego brata. Odpoczynek nie był najwidoczniej mi dany. Wstałam i przeszłam przez korytarz.

Kto do cholery zaszczycił mnie swoją obecnością?

Otworzyłam drzwi, a moim oczom ukazały się sylwetki trzech mężczyzn. Dobrze znanych mi mężczyzn.

- Pijemy!

Usłyszałam krzyk Anthony'ego, który przecisnął między braćmi i wszedł do mojego domu jak do siebie. Dopiero teraz zauważyłam, że w dłoniach trzymał dwie butelki z jakimś alkoholem.

- Żartujecie sobie? - warknęłam spoglądając na Michaela, który z ich bandy wydawał się tym najrozsądniejszym.

- Jesteśmy śmiertelnie poważni.

Przewróciłem oczami na ten głupi tekst i przepuściłam ich w drzwiach. Oczywiście, że weszli jak do siebie. Blondyn w podskokach do salonu, a reszta poszła w jego ślady. Dostrzegłam, że butelki, które trzymał w dłoni to było nic innego jak czysta wódka.

Wyśmienicie.

- Oh, daj spokój! Ze mną się nie napijesz? - powiedział Anthony z udawanym smutkiem. Złapał się teatralnie za serce i wzniósł oczy do góry. - Ranisz me uczucia.

Parsknęłam śmiechem na ten widok i pokręciłam głową.

- Picie z wami nie jest niczym bezpiecznym. - stwierdziłam, a Charles kiwnął niewidocznie głową z jawnym rozbawieniem.

Never Good For Us (ZAWIESZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz