Rozdział 4

147 14 8
                                    

Nela siedziała w poczekalni, znudzona wpatrując się w drzwi SOR-u. Miała na sobie strój ratownika. Była sobota rano. Nie miała dzisiaj zajęć. Większość jej znajomych ze studiów, albo się uczyło, albo chodzili na praktyki. Nela też miała taki zamiar. Musiała tylko przekonać Annę. Nie zamierzała łatwo odpuścić. Kartkowała książkę z anatomii, gdy oddział wpadli Anna, Martyna i Nowy. Na noszach wieźli nieprzytomnego starszego mężczyznę. 

- Mężczyzna, 62 lata, atak padaczki. Podałam diazepam - poinformowała Anna, przekazując pacjenta i kartę. 

- Anka? 

- Nela, skończ. Nigdzie cię nie wezmę - lekarka nawet nie chciała jej słuchać. 

- Anna, proszę - dziewczyna podeszła do opiekunki, chwytając ją za ramię. - Nie zrobię nic głupiego. Będę cię słuchać, przysięgam. 

- Nela, nie mogę cię tak narażać. Są różne wezwania, to nie było nawet jednym z tych gorszych. Porwania, strzelaniny. Nie mogę pozwolić, żeby coś ci się stało.

- Ale Anka...

- Mam wezwanie - przerwała jej blondynka, opuszczając SOR. 

Nela opadła z rezygnacją na krzesło w poczekalni, zrzucając przy tym książkę na ziemię. Jęknęła z irytacją i schyliła się, by ją podnieść.

- Przywiozłam ofiarę bójki - usłyszała za sobą głos. Obróciła się i zastała niską blondynkę w mundurze policyjnym. Kobieta musiała wziąć ją za kogoś innego, bo zmarszczyła brwi na jej widok.

- Starszy sierżant Monika Zawadzka - przywitała się. - Nowa ratowniczka? Wcześniej cię tu nie widziałam.

- Właściwie... - Nela nie zdążyła dokończyć, bo jej przerwano.

- Monika?

- Wiktor - kobieta uśmiechnęła się na widok lekarza. Nela skrzywiła się. Nie była pewna czy policjantka zdaje sobie sprawę, ale Wiktor był zajęty. - Poznaj moją córkę - Wiktor objął Nelę ramieniem i poprowadził bliżej funkcjonariuszki. - Chociaż wy się już chyba znacie, prawda? Pomogłaś nam uzyskać prawo do adopcji jej i Czarka kilka lat temu. 

- Dzień dobry, jestem Nela - dziewczyna wyciągnęła rękę, bo mimo wszystko chciała się dobrze zachować w obecności Wiktora.

- Myślałam, że twoja córka wyjechała do Włoch. Zupełnie zapomniałam, że zdecydowaliście się z Anną na adopcję - powiedziała zdezorientowana Monika.

- Tak, mam dwie córki. Zośkę we Włoszech i Nelę tutaj. 

- Cóż, miło mi cię poznać Nela - kobieta ścisnęła dłoń brunetki. - Przywiozłam ofiarę bójki - tym razem zwróciła się do Wiktora. - Przebadajcie go, bo nie wiem czy mogę go zabrać na komendę. 

- 21S? - rozbrzmiał nagle głos Rudej. - Zasłabnięcie 14-latki, Szkoła Podstawowa nr. 5 na Wiosennej. 

Wiktor westchnął. 

- Ruda, nie masz innego wolnego zespołu?

- Nie, wszyscy gdzieś pojechali. 

- Ja mogę go przebadać - zasugerowała Nela. 

- Jesteś pewna? 

- Tak, serio, Wiktor, dam sobie radę. 

- Nie wiem, czy mogę cię tak zostawić. Nie jesteś ratowniczką, tylko wolontariuszką. 

- Ja z nią zostanę - wtrąciła Monika.

- Mogłabyś?

- Jasne.

- 21S? - Ruda znowu się odezwała.

- 21S, przyjąłem, jedziemy - Wiktor narzucił kurtkę z logo warszawskiego ratownictwa medycznego. - Gdybyś potrzebowała pomocy poproś, któregoś z lekarzy, albo pielęgniarkę. Postaraj się to zrobić dobrze, ale nie martw się, później na SOR-ze sprawdzą, czy zbadałaś go prawidłowo i przeprowadzą dokładną diagnostykę.

- Tak, wiem. Dam sobie radę, spokojnie. Idź już, Piotr i Kuba pewnie czekają. 

- Miej na nią oko - zawołał do Moniki.

- Wiktor! - zirytowała się Nela. - Masz wezwanie!

Mężczyzna pobiegł do karetki, a Nela podeszła do pacjenta. Stresowała się. Nie była pewna jak poradzi sobie w samodzielnym badaniu, a na dodatek miała to ćwiczyć na jakimś facecie, który dopiero co kogoś pobił. Chociaż może był po prostu ofiarą. Taką miała nadzieję. 

- Dzień dobry - podeszła do mężczyzny. - Nazywam się Nela i jestem ratowniczką medyczną. - to nie była do końca prawda, ale nie chciała wzbudzać gniewu lub strachu, że może popełnić jakiś błąd. - Czy coś Pana boli?

- Głowa - jęknął mężczyzna. Nie wydawał się groźny. To mógł być jeden z tych sąsiadów Britney. 

Nela przeprowadziła wywiad lekarski, sprawdziła parametry i inne ogólne czynności medyczne w stylu reakcję źrenic na światło itd. (swoją drogą na szczęście nic nie wskazywało, by mężczyzna był pod wpływem narkotyków). Ostatecznie zaprowadziła go na badania z podejrzeniem krwiaka, który na szczęście był niewielki, a poza tym kilkoma siniakami i zwichniętym nadgarstkiem. Myślała nad podaniem Heparyny, ale postanowiła nie ryzykować, gdyż ani nie miała uprawnień do podawania leków, ani wystarczającej wiedzy co do dawek. 

- Czyli teraz go raczej nie zabiorę? - zapytała Monika, gdy Nela wróciła po oddaniu pacjenta w ręce pielęgniarek. 

- Nie wydaje mi się. Czekają go szczegółowe badania i nastawianie ręki. To może trochę zająć. A tak z ciekawości... Co on takiego zrobił? - Nela nie była pewna czy wolno jej pytać. Zastanawiało ją to jednak. Podczas rozmowy facet nie wydawał się groźny i miał może niecałe 30 lat.

- On nie jest winny - rzekła Monika. - Tak, przynajmniej wynika z relacji świadków. Bronił swoją żonę przed atakiem jakiegoś gościa pod wpływem. Mocno oberwał. Potrzebuję go, żeby złożył zeznania. To ułatwi rozpatrywanie sprawy w sądzie. 

Nela pokiwała głową ze zrozumieniem. 

- Cóż, dobrze sobie poradziłaś z tym badaniem. Nie znam się za bardzo na ratowaniu życia, ale wydawałaś się doświadczoną ratowniczką. 

- Jestem dopiero na pierwszym roku medycyny. Czeka mnie jeszcze długa droga zanim będę się mogła legalnie przedstawić jako Doktor.

- Przykro mi z powodu twoich rodziców. I dziadków. Minęło tyle lat, ale twoja sytuacja zapadła mi w pamięć. Byłam przy wszystkich akcjach od wypadku po adopcję, łącznie z...

- Samobójstwem babci? Tak, wiem. Już się pogodziłam ze wszystkim, serio. Nie musisz owijać w bawełnę.

- To smutna, ale interesująca historia - rzekła Monika. - Ja nie mam nic ciekawego o sobie do powiedzenia. Może poza tym, że kiedyś wyciągałam z SOR-u pijanego Wiktora i zamiast zawieźć na izbę przyjęć skończył w moim mieszkaniu. 

- Brzmi jak pojmanie.

- Uratowałam mu wizerunek. 

- Jakoś ciężko mi w to uwierzyć. Wiktor prawie nigdy nie pije, a na pewno nie do nieprzytomności. 

- Myślę, że to była sprawka Potockiego. Dosypał mu coś. Byli razem.  W każdym razie potem Anna zobaczyła jak odwożę go do pracy i była wściekła. Chciała uciec do Stanów, ale skończyła zamknięta w kostnicy przez Potockiego. Znaleźli ją w ostatniej chwili, leżała w śpiączce, zapomniała całe swoje życie i musiała się uczyć wszystkiego od nowa.

- To brzmi jak scenariusz filmu. 

- Życie w Leśnej Górze czasem tak wygląda. 

- Nie mogę się nie zgodzić - odparła Nela i obie się zaśmiały. 

ADOPCYJNA CÓRKA - Na sygnale AWI (kontynuacja "Sierota"!!!)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz