rozdział 8

139 12 0
                                    

Sanktuarium było otoczone płotem z siatki, a wokół obwodu znajdowali się przebici szwendacze dla dodatkowego bezpieczeństwa. Budynek wyglądał, jak fabryka, bo w prawdzie tym było przed tą całą apokalipsą. W Sanktuarium pracowało wielu niewalczących członków Zbawicieli, na przykład ogrodnicy, dozorcy i lekarze. Zbawcy mieli również ogrody, kurniki i rynek, a zniewoleni ocaleni wykonywali niebezpieczne zadanie umieszczenia zombie na płocie. Wyglądało więc na to, że byli to zmarli mieszkańcy Sanktuarium, którzy byli ponownie włączani jako spacerowicze na płocie.

Taki właśnie widok zastał Jennifer i Ethana, kiedy dotarli w docelowe miejsce po kilku godzinach pieszej wędrówki. Mimo to, uzbrojeni i gotowi na konfrontację, weszli na teren Sanktuarium, by rozmówić się z Neganem i Zbawcami.

Był tylko jeden mały problem - nie wiedzieli, czy Negan i ich przyjaciele byli w tamtym budynku.

Nagle drzwi stanęły otworem, a ich oczom ukazał się pewien mężczyzna, ale to nie był Negan. Zaraz za nim wyszło kilka innych osób, którzy natychmiast skierowali w ich stronę broń.

- Spokojnie, jesteśmy tu w sprawach pokojowych. Chcemy porozmawiać z Neganem. Jest może? - odezwała się Jennifer, w nadziei, że dobrze trafili. To musiało być to miejsce, przecież widziała już tych ludzi.

- A więc to ty jesteś Jennifer, prawda? - odezwał się Simon, bo to właśnie on stał na czele ich wszystkich. Uśmiechnął się, przypominając sobie imię dziewczyny.

- Zgadza się. - przytaknęła od razu, choć sama nie wiedziała, po co to robiła. Nie myślała wtedy zbyt racjonalnie. - Możemy wejść?

Simon nie odpowiedział, a jedynie wysłał kilku ludzi, by wpuścili ich na teren Sanktuarium. Oboje jednak zostawali czujni i obserwowali wszystkich i wszystko wokoło.

Weszli do środka, ale Jennifer nawet się nie rozglądała, hardo idąc przed siebie i patrząc na mężczyznę przed sobą. W tamtym momencie nie czuła strachu, który powinna była czuć w ich obecności i w tamtym miejscu.

- Jeśli można spytać, znaleźliście trójkę naszych ludzi? Dwóch chłopaków i dziewczynę?

Simon odwrócił się w jej stronę i uśmiechnął delikatnie w jej kierunku. On znał prawdę, wiedział o osobach, które trzymali, ale przecież nie mógł im tego powiedzieć. To był ich plan, musieli zmusić Jenn do zgodzenia się na podane warunki.

- Niestety nic nie wiem na ten temat. Negan raczej też nie.

Tym razem to ona nie odpowiedziała, a jedynie kiwnęła głową na znak, że rozumie.

Ruszyli dalej, a po chwili weszli do jednego z pomieszczenia. Tam znajdował się już mężczyzna, do którego Jennifer tak naprawdę przyszła. Negan odwrócił się w jej stronę i uśmiechnął na jej widok, niesamowicie ciesząc się, że tam przyszła.

- Witaj, Jenn. - przywitał się z szerokim uśmiechem, którego ona nie podzielała w tamtym momencie. Miała jeden cel: uwolnić swoich przyjaciół.

- Jennifer. - poprawiła go natychmiast, unosząc głowę ku górze. W tamtym momencie buzowała w niej taka złość, że nie przejmowała się, że rozmawiała z mężczyzną, który mógł ich zabić w każdej chwili. - Twój kolega mówił, że nie macie moich ludzi, ale chcę to usłyszeć od ciebie.

- Nie wiem, kto z tobą mieszka, moja droga. Rozmawiałem tylko z tobą. Nawet nie wiem, kim jest ten kutas. - odparł beztrosko, wskazując na Ethana swoim kijem. Ten poczuł, jakby ktoś uderzył go prosto w twarz, ale nie zdążył zareagować, bo zrobiła to Jenn.

- Mógłbyś go nie obrażać z łaski swojej? Będę wdzięczna. - warknęła, podchodząc do Negana o krok. Oh, jak bardzo nim wtedy gardziła. Nie mogła pozwolić, by ich obrażano. - Trójka osób, dwóch chłopaków i dziewczyna. Widziałeś takich? Albo ktoś z twoich ludzi? Muszę wiedzieć.

- Usiądźmy i porozmawiajmy na spokojnie. Bez świadków. - polecił, wskazując na krzesła, które znajdowały się w pomieszczeniu. Jennifer jednak nie zamierzała siadać, zbyt wiele emocji się w niej wtedy kłębiło, by mogła w spokoju usiąść.

- Nie zostawię go samego z twoimi ludźmi, rozumiesz? - powiedziała głośno i dobitnie, mierząc mężczyznę wzrokiem. Nie mogła pozwolić, by Ethan został sam z jego ludźmi, bo to nie mogło skończyć się dobrze.

- A co jeśli... - zaczął Negan, jednak Jennifer nie pozwoliła mu dokończyć. Skrzyżowała ręce na piersi, przypatrując się mu uporczywie.

- Jeśli co?

- Jeśli powiem, że jednak mam twoich ludzi? Wtedy porozmawiamy?

~*~

Jennifer waliło serce, wściekłość płynęła w jej żyłach, po głowie krążyła myśl, czy jej bliscy byli bezpieczni. Ona sama siedziała wtedy w tym samym pomieszczeniu, sam na sam z Neganem i chęcią mordu.

- Dlaczego ich trzymacie? Nic wam nie zrobili. - odezwała się, wpatrując się w niego. Bardzo chciała poznać odpowiedź na swoje pytanie, niezależnie od tego, jakie ono było.

- Widzisz, lubię trzymać ludzi, bo wiem, że prędzej czy później ktoś po nich przyjdzie. Liczyłem na to, że się zjawisz.

- Jesteś chory. - skwitowała, czując wtedy na niego taką złość, której nie potrafiła nawet określić. Nienawidziła go wtedy całą sobą.

- Możliwe, że bierze mnie jakieś przeziębienie, ale nic poza tym. - stwierdził, jak gdyby nigdy nic, spoglądając na samego siebie. Ona jedynie prychnęła pod nosem, opierając dłonie na stole.

- Dobrze wiesz, że nie o to mi chodziło. Wypuść ich, a nic wam nie zrobimy. - warknęła, gotowa, by walczyć z nim nawet w tamtej chwili. Nie przejmowała się, że była jedna, była dziewczyną, a on miał przy sobie kij z drutem kolczastym, którym zabiłby ją jednym uderzeniem.

- Jesteście bezbronni, Jennifer. Jesteście jeszcze dziećmi. - powiedział, co bardzo ją wtedy zabolało. Ścisnęła dłoń w pięść, nie spuszczając z niego wzroku ani na moment.

- Większość z nas jest pełnoletnia, nie jesteśmy już dziećmi. Więc przestań ciągle gadać i puść ich wolno.

- Dlaczego miałabym się na to zgodzić, co? - spytał spokojnie, sam opierając dłonie na stole, zaledwie metr od niej. Jennifer zmarszczyła brwi, patrząc na niego.

- Bo nie masz wyboru.

Negan spojrzał na nią, przyglądając się jej bliżej. Była zdecydowanie za bardzo chuda, ale miała kobiecie kształty, co znacznie mu się podobało. Jasnobrązowe włosy opadały na jej plecy i ramiona, a niebieskie tęczówki patrzyły na niego z mordem. Była ładna i musiał to przyznać, a przede wszystkim była kobietą, wciąż młodą, ale kobietą, z którą mógłby i chciałby być.

- Właściwie... Mam wybór. A bardziej ty masz wybór i doskonale o tym wiesz.

Jennifer zacisnęła usta w wąską linię, doskonale wtedy rozumiejąc, że on zrobił to specjalnie. Wiedział, kim byli Carlos, Nate i Alyssa, zamknął ich specjalnie, bo wiedział, że ona po nich przyjdzie.

Dziewczyna wstała z tego wszystkiego i stanęła kawałek dalej, łapiąc się za włosy. Negan się więc do niej, chcąc dotknąć jej twarzy, ale ona cofnęła się nagle, czując, jakby serce miało jej zaraz wyskoczyć z piersi. Nie spodziewała się tamtego zagrania z jego strony.

- Nie zrobię ci krzywdy. - powiedział Negan, zbliżając się do niej niebezpieczne szybko. Dziewczyna stała jednak z uniesioną głową, starając się nieco uspokoić w jego towarzystwie, co było wyjątkowo trudne.

- Dlaczego miałabym ci wierzyć? - spytała, mierząc go wzrokiem. W jakimś stopniu ją przerażał, ale z drugiej strony tak bardzo nim gardziła w tamtym czasie.

- Bo ja dotrzymuję swoich tajemnic. - oznajmił z uśmiechem, przez co przeszły ją dreszcze. Fakt, był przystojny, ale przy tym cholernie niebezpieczny, jeśli wchodziło mu się w drogę. - Musisz tylko należeć do mnie. - wyszeptał do jej ucha, a ją jakby sparaliżowało. Prędko się jednak otrząsnęła i odsunęła gwałtownie w tył, mordując go wzrokiem.

- Do niczego mnie nie zmusisz, nie zgodzę się na to za żadne skarby. - wysyczała w jego twarz, a on w odpowiedzi zaśmiał się cicho.

- No dobrze. - oznajmił, co nieco ją zdziwiło. Tak po prostu godził się z porażką? Coś jej nie pasowało i prędko przekonała się, że to był dopiero początek jej przygody z Neganem. - Ale jeszcze zmienisz zdanie, piękna.

Nie zrobię ci krzywdy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz