☆ 5 - Nie pozwolę Ci odejść ☆

206 17 13
                                    

~Hinata~

Ból głowy, który próbowałem zignorować, narastał. Przez błogą chwilę nie wiedziałem, gdzie jestem i kim jestem.

Niestety, rzeczywistość uderzyła we mnie ze zdwojoną siłą, jak i wspomnienie krwi na podłodze. Zmusiłem się do otworzenia oczu.
Dalej leżałem, a wokół mojej wzdłuż wyciągniętej ręki ciągnęła się czerwona plama.

- Jakby to był film, to właśnie leżałbym w łóżku z zabandażowaną ręką, a obok mnie czuwałby rycerz na białym koniu - zażartowałem, chociaż nie był to dobry moment.

Mimo wielkiej niechęci podparłem się prawą ręką, by nie przeciążać tej rannej, i wstałem z podłogi, raz po raz tracąc równowagę.

Nie miałem dokąd pójść, ale zostanie w domu wydawało mi się w tym momencie najgorszym pomysłem, dlatego też zabandażowałem rękę na tyle, by rany nie były widoczne, i skierowałem się do pokoju. Ubrałem ciemną koszulkę i czarne spodnie, nie zawracając sobie głowy nawet bluzą czy cienką kurtką, która by się przydała.
Mimo pięknych, słonecznych dni, wieczór potrafił być wręcz lodowaty.

Zabrałem klucze i telefon, które wcisnąłem do kieszeni spodni. Wyszedłem z mieszkania, ledwo przypominając sobie, by je zamknąć.

Postanowiłem zrobić sobie spacer, ponieważ jazda na rowerze w moim obecnym stanie była beznadziejnym pomysłem.

Po drodze zastanawiałem się, ile czasu byłem nieprzytomny. Wróciłem do domu około godziny 19, a obecnie ekran na telefonie wskazywał 21:42.

- Nikogo już powinno nie być - powiedziałem, wybierając miejsce, do którego muszę dotrzeć.

~Time skip~

Jakiś czas później dotarłem pod wysoki budynek, w którym pracowałem. Drzwi były zamknięte, więc je otworzyłem, zadowolony. Skoro były zamknięte, nikogo nie powinno już tutaj być.

Gdy znalazłem się w recepcji, skierowałem swoje kroki do jedynego pomieszczenia, które mogłem otworzyć.

- Kageyama? - usłyszałem cichy głos, dochodzący gdzieś za mną. Skierowałem tam wzrok, ale jedyne, co zauważyłem, to ciemna postać.

Światło rozbłysło, a ja przymrużyłem oczy.
Z sekundy na sekundę widziałem coraz więcej, chociaż czasami obraz mi się jeszcze rozmazywał.

Teraz naprzeciwko mnie stała blondynka z lekkim zdziwieniem na twarzy. Uważnie mi się przyglądała.

- Co ci się stało? - zapytała.

Dotknąłem zabandażowanego miejsca. Pod opuszkami palców poczułem ciepłą, lepką ciecz.

- Nic - palnąłem - spadłem z roweru. Wiedziałem, że to głupie wytłumaczenie.

Odwróciłem się i nie czekając na jakąkolwiek reakcje ze strony kobiety, wpadłem do swojego biura, przekręcając zamek.

- Nie wiem co ona tutaj robi o tej godzinie, ale nie powinna ingerować. Przecież każdy życzy mi jak najgorzej - pomyślałem, siadając na podłodze. Oparłem głowę o biurko, zamykając ciążące mi powieki.

~Kageyama~

Usłyszałem dźwięk przychodzącego połączenia. Wszedłem do salonu i podniosłem telefon ze stolika, odbierając.

- Tak słu...- zacząłem, ale osoba po drugiej stronie ewidentnie była spanikowana i wpadła mi w słowo.

- Dał mi pan dzisiaj swój numer. Nie wiem, co się wydarzyło, ale Hinata wparował do biura przed chwilą. Całą rękę ma we krwi! - krzyknęła z przerażeniem w głosie.

- Zaraz będę - powiedziałem, wybiegając z mieszkania. Skierowałem się na parking, gdzie wsiadłem do swojego auta.

Coś ty zrobił?

~Time skip~

Szczęście mi sprzyjało. Trasa zajęła mi niecałe 10 minut, chociaż po drodze złamałem conajmniej kilka przepisów drogowych.

Wyskoczyłem z auta, biegnąc od razu w stronę miejsca pobytu rudowłosego.

Z rozmachem otworzyłem drzwi, mówiąc:

- Gdzie on jest?

- W swoim biurze, tylko do niego ma klucze - odpowiedziała, idąc kilka kroków za mną.

Chwilę później znaleźliśmy się pod drzwiami. Nacisnąłem klamkę, ale nie ustąpiła.

- Zamknięte.

Blondynka spojrzała na mnie, chwilę myśląc.

- Musiał zamknąć drzwi od wewnątrz - powiedziała po chwili.

Zacisnąłem zęby.

- Hinata, otwórz drzwi! - krzyknąłem.

Ze środka wydostał się potok niezrozumiałych słów. Moje przerażenie było coraz większe.

- Odsuń się - mówiąc to, natarłem na drzwi, uderzając w nie z całej siły. Powtórzyłem czynność kilka razy, aż w końcu ustąpiły.

Moim oczom ukazał się mrożący krew w żyłach widok. Rudzielec siedział na podłodze, oparty o biurko. Z jego ręki sączyła się krew, a bandaż był na wpół odwiązany, jakby próbował go ściągnąć.

W sekundę znalazłem się obok niego. Chłopak nie kontaktował, z jego ust wychodził dalej ciąg niezrozumiałych słów.

- Spójrz na mnie - powiedziałem, łapiąc go za podbródek. Oczy miał zamglone i na wpół przymknięte.

- Daj mi apteczkę - rzuciłem.

Po chwili obok mnie znalazła się apteczka, z której zabrałem potrzebne rzeczy. Ściągnąłem nieudolnie założony bandaż. Zastąpiłem go opatrunkiem uciskowym, który miał zatrzymać krwawienie.

- Zabiorę go do szpitala - powiedziałem, odwracając się do kobiety.

Niestety, totalnie nie zwracała na mnie uwagi. Wzrok miała wbity kilkanaście centymetrów dalej. Spojrzałem w tamtą stronę.

Na podłodze leżał rozbity wazon, którego wcześniej nie zauważyłem. Zacząłem się rozglądać, aż w końcu dostrzegłem jeden kawałek szkła, leżący niedaleko.

- Czy on właśnie...? - powiedziałem głupio.

- Jak tu przyszedł, miał już rękę zakrwawioną. On ewidentnie...- sapnęła - resztę tych ran zrobił sobie, siedząc tutaj.

Nie zastanawiając się, wziąłem Hinatę na ręce, uważając na jego lewą rękę. Wyszedłem z budynku, od raz kierując się do auta. Na tylnim siedzeniu położyłem chłopaka w pozycji siedzącej. Skrzyżowałem dwa pasy, zapinając je wokół nieprzytomnego, by w trakcie jazdy nie zrobił sobie czegoś więcej. Po chwili namysłu skierowałem się do bagażnika, z którego wyciągnąłem koc. Zabrałem go i owinąłem nim rudowłosego.

Usiadłem za kierownicą, włączając silnik. Wiedziałem, że i tym razem złamanie przepisów drogowych będzie konieczne.

~Hinata~

Otworzyłem lekko oczy, ledwo kontaktując.
Siedziałem w aucie, okryty kocem.

- Muszę iść - wymamrotałem - d-dalej.

Przymknąłem oczy, czując narastające mdłości.

- Wytrzymaj jeszcze trochę, wszystko będzie dobrze, obiecuje - usłyszałem jak przez mgłę, ale nie mogłem zidentyfikować, do kogo głos należał.

Przez głowę przechodziły mi wspomnienia sprzed jakiegoś czasu.

Moja ręka wyciągnięta w bok.
Roztrzaskujący się wazon.
Kawałek szkła, który wziąłem do ręki.
Wolne odwiązywanie bandaża.
Nowe, cięte rany.

- Zno-znowu to zrobiłem - ostatkiem sił wypowiedziałem te słowa, po czym świat zawirował, a mnie spowiła ciemność.

☆ Przeznaczenie ☆ √Kagehina√Where stories live. Discover now