Rozdział 3

11 2 0
                                    

Kiedy patrzyłem na stado czułem ulgę. Teraz póki oni tu będą krzywda mi się nie stanie. Szczególnie po tym co zrobił Darek. Jego krzyk aż zatrząsnął budynkiem.

Wiktoria podeszła do mnie węsząc. Zeskanowała mnie wzrokiem. Zatrzymała się na moich oczach, Spojrzenie jej intensywnie niebieskich oczu przeszyło mnie na wylot. Martwiła się o mnie.

-Śmierdzisz krwią i wilczym zielem – powiedziała zmartwiona. Cwaniak natychmiast poderwał się z krzesła.

-Zrobili ci krzywdę?! - spiąłem się mimowolnie na jego krzyk. Wiedziałem, że nie mam czego się bać ale instynkt wygrał z rozumem. Zapach Cwaniaka zrobił się nieprzyjemnie intensywny i drapiący w nos. Cwaniak pachniał jak trawa cytrynowa i jaśmin.

-Nie. Znaczy się. Podawali mi hormony i odurzają mnie wilczym zielem ale poza tym nic mi nie zrobili – odparłem i ledwo powstrzymałem się od ugięcia się pod spojrzeniem Wiktorii.

-To czemu śmierdzisz krwią? - spytała groźnie mrużąc oczy. Wiktoria zawsze pachniała intensywnie. Mi ten zapach przypominał wino, nie gryzł jednak aż tak mocno w nos jak prawdziwy alkohol.

-Podali mi hormony. Wciąż nie uleczyłem się po walce – odpowiedziałem i wyprostowałem się. - Macie jakieś możliwości co do wypuszczenia mnie?

Niby Kosa mówił, że to oni decydują kiedy mnie wypuszczą, oraz, że nadajnik usnął dopiero gdy znajdę bratnią duszę, ale miałem nadzieję, że stado również coś ma do powiedzenia w tej kwestii. Bo omega póki nie znajdzie bratniej duszy (lub po prostu partnera/partnerkę) jest nijako własnością rodziców. Zmienia się to jednak w momencie gdy po skończonym 18 roku życia omega jest częścią stada. Wtedy omega jest własnością stada. Kiedy znajdzie bratnią duszę zazwyczaj ta również staje się częścią danego stada.

-Póki nie skończysz 18 lat nie możemy nic zrobić. Ledwo udało się nam zorganizować spotkanie. Po twoich urodzinach spróbujemy coś wymyślić ale nie możemy niczego obiecać – powiedział Cezar. Byłem zawiedziony, ale nie pokazałem tego po sobie. Nie chciałem spędzać tu nie wiadomo ile czasu.

-Czyli spędzę tu co najmniej pięć miesięcy? - spytałem cicho. Cezary spojrzał na mnie ze współczuciem w oczach i skinął głową. Podszedł i przytulił mnie. Zapach mleka, miodu i pszenicy uspokajał mnie. Były to łagodne zapachy, które pasowały do Cezara.

Westchnąłem cicho. Nie wiem ile czasu spędziłem na rozmowie ze stadem. Koniec końców przyszła jakaś alfa i powiedziała że odwiedziny się skończyły. Nie śpieszyłem się jakoś specjalnie, pożegnałem się i kazałem pozdrowić resztę stada. Potem wyszedłem.

Ledwo drzwi się za mną zamknęły a zostałem przyszpilony do ściany. Przestraszyłem się i krzyknąłem. Zza drzwi usłyszałem krzyk Darka. Alfa, który mnie przyszpilił spoliczkował mnie i uderzył kolanem w brzuch. Ledwo powstrzymałem się od krzyku.

Wciąż słyszałem jak Darek próbuje się do mnie dostać. Krzyczał i walił w drzwi. Ktoś go musiał odciągnąć bo po chwili walenie ucichło. Potem pomału ucichły krzyki. Alfa zmusił mnie do spojrzenia sobie w oczy.

-Twoje stado już ci nie pomoże – warknął wyraźnie zirytowany. - Nikt nie będzie nas pouczać w sprawie tego jak mamy traktować podopiecznych – ostatnie słowo powiedział z wyraźną pogardą w głosie. Potem spoliczkował mnie jeszcze raz i puścił mnie.

-Zabierzcie go na lekcje posłuszeństwa – powiedział głosem alfy do jakiś delt. Te posłusznie złapały mnie za ramiona i zaczęły prowadzić w nieznanym mi kierunku.

Szliśmy długim korytarzem. Wyglądał jak korytarz szpitala z jakiegoś horroru. W sumie to różnica była niewielka. Bo to nie był szpital tylko „ośrodek resocjalizacji". Horrorem to miejsce zdecydowanie było. Wokół czuć było zapach strachu.

Delty wprowadziły mnie do jakiejś sali. Były w niej trzynaście omeg, które wyglądały jakby były w podobnym do mnie wieku. Każda z nich na szyi miała obroże elektryczną. Poza nimi w pokoju były też trzy alfy. Nie podobało mi się to ani trochę.

Kiedy weszliśmy pięć omeg wstało i ukłoniło się. Reszta wzdrygnęła się jakby kopnął ich prąd. Skrzywiłem się. Nie specjalnie odpowiadał mi ten system nauki. Nie żebym w tej sytuacji miał zbyt wiele do zadania.

Mamy tutaj twardą sztukę – powiedział trzymający mnie wilkołak. Alfa zmierzył mnie wzrokiem. Wzdrygnąłem się od jego spojrzenia. Patrzył na mnie jak na zwierzynę.

-Parę twardych sztuk już mieliśmy. Załóżcie mu obrożę – powiedział. Już po kilku chwilach poczułem na szyi delikatny ucisk. Obroża przylegała do szyi, jednak o dziwo nie utrudniała mi oddychania.

Delty po kilku chwilach rozmowy poszły. Nie specjalnie miałem ochotę tego słuchać. W skrócie to mieli nadzieję, że prawa omeg zostaną jeszcze bardziej ograniczone. Nienawidziłem tego tematu. Był paskudny.

Nie wiedziałem skąd ta nienawiść do omeg, ani skąd te ograniczone prawa. Kiedyś nawet głosować nie mogliśmy. Teraz ciężko jest znaleźć nam pracę z której da się utrzymać, musimy brać hormony bo grozi nam gwałt. Nie możemy przemieszczać się bez zgody naszego opiekuna. A dodatkowo w tak naprawdę dowolnym momencie mogą nas zesłać do tego ośrodka. Dawniej było prawo, że każda omega musi co najmniej raz urodzić. Zostało to zniesione bo inne rangi stwierdziły, że w sumie to one czasem nie chcą mieć dzieci, a chcą być z omegą.

Przez całe życie omegi są poniżane „bo tak". Najczęstszy argument to to, że jesteśmy najsłabsi. To było głupie bo mogliśmy w końcu ćwiczyć i dorównywać innym siłą. Drugi argument to fakt, że działa na nas imitacja głosu alfy. Ale to też nie na każdego.

Poczułem jak kopie mnie prąd. Zaraz ktoś uderzył mnie kolanem w brzuch. Upadłem na ziemię.

Adrenalina zaczęła krążyć mi w żyłach. Zablokowałem cios, który szedł w stronę mojej głowy. Zaraz potem poderwałem się. Sam wyprowadziłem cios. Uderzyłem go w ucho zaburzając mu równowagę. Zaraz dodałem następny cios. Upadł.

Potem gwałtownie odskoczyłem. Prąd ponownie mnie kopnął i jakiś alfa złapał mnie od tyłu. Usta i nos zablokował mi jakąś szmatą. Po chwili dopiero zorientowałem się, że to pachniało jak tojad. Wtedy jednak było za późno i byłem na granicy świadomości.

Alfa który mnie trzymał puścił mnie. Upadłem na ziemię. Tym razem nie broniłem się. Tojad działał na mnie szczególnie źle. Normalnie wilkołak po takim czymś tylko trochę odurzony, później reagował by na otoczenie. Ja byłem ledwo przytomny jakby podano mi nie wiadomo jak dużą dawkę.

Pobili mnie. Dostałem z dwa uderzenia w twarz. Zdecydowanie woleli uderzać w brzuch i w pierś. Dopiero po chwili zorientowali się w jakim jestem stanie.

-Ooo nasz mały wojownik jest podatny na tojad? - ledwo docierało do mnie to co mówili. Ktoś kucnął przy mnie i złapał mnie za żuchwę. Obejrzał sobie mnie i zmusił do spojrzenia sobie w oczy.

Miał piękne brązowe tęczówki w barwie karmelu. Zaraz wyczułem jego zapach. Pachniał jak drzewo sandałowe i piżmo. Podobał mi się ten zapach.

To był mój Mate.

Byłem przerażony.

WolnośćWhere stories live. Discover now