Capítulo 8

770 53 16
                                    


Następnego dnia obudziłam się czując przyjemne dla mojego nosa zapachy. Otworzyłam oczy i zamarłam. Nie byłam w swoim pokoju. Uniosłam się na łóżku i rozejrzałam po pokoju. Byłam u Gonzáleza. Spędziłam u niego noc. Czy my..?  Odchyliłam szybko kołdrę i zobaczyłam że jestem w jakichś dresach i w o wiele za dużej koszulce. Przebrał mnie żeby było mi wygodniej. Tylko czemu ja tego w ogóle nie pamiętałam? Spojrzałam się na zegarek przy łóżku, który wskazywał godzinę jedenastą. No ładnie.

Po chwli drzwi do pokoju się otworzyły i stanął w nich González w samych spodenkach. On to robił specjalnie, czy jak? Jego klatka piersiowa unosiła się wraz z każdym oddechem i opadała z wydechem. Mięśnie piłkarza były lekko uwidocznione i napinały się z każdym jego ruchem.

   - Ślinka Ci cieknie Ramos - odezwał się i parsknął śmiechem. Przewróciłam oczami i opadłam na poduszki. - Jak się czujesz? - zapytał i podszedł do łóżka siadając przy mnie. Dłonią odgarnął mi włosy wpadajace do oczu i spojrzał się czułym wzrokiem. Wzruszyłam ramionami i głośno wypuściłam wstrzymywane powietrze.

   - Nadal nie potrafię zrozumieć dlaczego mi to zrobiła - powiedziałam zachrypniętym głosem. - Była moją przyjaciółką - szepnęłam, a na policzku poczułam spływającą łzę. Szatyn nic nie powiedział, tylko położył się obok i przyciągnął mnie do siebie zamykając w swoich ramionach. Przymknęłam oczy wtulając się w jego nagą klatkę piersiową.

Czułam się dobrze w jego ramionach, nawet bardzo dobrze. Czułam jakby on był moim pasującym puzzlem. Jego ramiona były moim schronieniem przed otaczającym mnie cierpieniem. Tak naprawdę było mi wszystko jedno, co się będzie działo z naszą relacją. Jak ona wpłynie na nasze życie. Dla mnie liczyło się to, co jest tu i teraz. A było przyjemnie.

Po jakimś czasie do mojego nosa trafił zapach spalenizny. Zmarszyłam brwi i oderwałam się od chlopaka. On podniósł na mnie wzrok.

   - Czujesz ten smród? - zapytałam się marszcząc nos. Pedri spojrzał się na mnie zdezorientowany i momentalnie wytrzeszczył oczy.

   - Kurwa, moje naleśniki! - krzyknął i wstał z łóżka wybiegając z pokoju. Wybuchnęłam śmiechem kręcąc głową, a z oczu poleciały mi łzy. No kucharzem, to Ty ptysiu nie będziesz.

Przeciągnęłam się jeszcze na łóżku i postanowiłam wstać. Spojrzałam się w lustro, które stało naprzeciw i aż się cofnęłam. Wyglądałam okropnie. Moje oczy były podkrążone, policzki blade, a usta spierzchnięte. Straszyłam swoim wyglądem, a mimo to, On się tym nie przejął i mnie tulił. Momentalnie poczułam gorąc na policzkach. Cholera, co się ze mną dzieje. Poprawiłam jeszcze włosy i postanowiłam zejść na dół.

Swoje kroki kierowałam za zapachem naleśników. Wchodząc do kuchni ujrzałam szatyna nakładającego jedzenie na talerze. Na mój widok, posłał w moją stronę uśmiech i gestem dłoni pokazał mi żebym usiadła. Niepewnie podeszłam bliżej i przysiadłam do stołu. Chłopak podsunął mi talerz z naleśnikami pod nos i usiadł naprzeciw mnie ze swoją porcją.

   - Smacznego Ramos - odezwał się i zaczął jeść. Spojrzałam się na jedzenie i przełknęłam ślinę. Sira błagam, nie odstawiaj cyrków. To tylko śniadanie. Musisz zjeść. Mówiłam sobie w myślach, ale mimo to, nie wykonałam żadnego ruchu. - Nie lubisz? Mogę Ci zrobić coś innego, jeśli chcesz - powiedział Pedri patrząc się na mnie. Zaprzeczyłam ruchem głowy i z mocno bijącym sercem sięgnęłam po naleśnika.  - Od zawsze masz problem z jedzeniem? - zapytał nagle chłopak. Momentalnie zbladłam i uniosłam na niego wzrok. - Przecież widzę. W restauracji też widziałem - popatrzył na mnie poważnie.

   - Nie mam problemu z jedzeniem. Po prostu nie jestem głodna - powiedziałam cicho, mając nadzieję, że nie będzie drążył tematu. Nadzieja matką głupich.

Enamorarse || Pedro González Where stories live. Discover now