Capítulo 7

826 56 6
                                    


- Sira! Sira! Ramos do cholery! - usłyszałam jakby w oddali głos nawołujący mnie. Co jest? Co się dzieje? Poczułam nagle dotyk dłoni oklepujacych moje policzki. Otworzyłam gwałtownie oczy i zobaczyłam przed sobą szatyna, który trzymał w ręku szklankę z wodą nad moją twarzą. Chwila..Czy on chciał wylać ją na mnie? - No w końcu! - odetchnął jakby z ulgą chłopak. - Musisz tak człowieka straszyć? - powiedział trzymając się za serce.

- Co się stało? - zapytałam, a w gardle poczułam suchość. Odchrzaknęłam i spojrzałam na chłopaka. Ten bez słowa podał mi wodę, przytrzymując moją dłoń żebym nie rozlała. Poczułam jak kropelka potu spływa mi po czole, a zęby szczękają o szklane naczynie.

- Zemdlałaś Ramos - odezwał się nagle Pedri. - Pocałowałem Cię i zemdlałaś - powiedział, a na jego twarzy majaczył pół uśmiech. - Przeważnie jest, że pocałunek księcia powinien budzić do żywych - parsknął śmiechem.

- Jak widać księciem nie jesteś, to i Twój pocałunek nie był magiczny - odgryzłam się i oddałam mu pustą szklankę. Szatyn spojrzał się na mnie uważnie I zmarszczył czoło.

- Często tak mdlejesz princesa? - zapytał i przyłożył mi dłoń do policzka. Westchnęłam lekko i przetarłam oczy. Cholera, wiedziałam czym to jest spowodowane. Od rana nie czułam się dobrze. Pokręciłam głową na pytanie chłopaka i odwróciłam wzrok. - Jadłaś coś dzisiaj? - złapał mnie za brodę i odwrócił w swoją stronę. Wypuściłam powietrze i spuściłam głowę. - Żartujesz sobie ze mnie idiotko? Jest grubo po dziewiętnastej, a Ty jesteś o pustym brzuchu? I Ty jesteś sportowcem Ramos? - zapytał, a mnie coś ukłuło w środku. Właśnie Sira, jak możesz nazywać się sportowcem? Ty?

Poczułam na policzkach spływające łzy, a ręce zaczęły mi się trząść.

"Nigdy nie byłaś i nie będziesz sportowcem Sira"
"Hahaha Ty? I bieganie na korcie? Daj spokój"

- Sira, gdzie znowu odpłynęłaś? - poczułam jego dłonie na ramionach wyrywające mnie z przykrych myśli. Spojrzałam się na niego pustym wzrokiem. - Hej, Ramos? Znowu mdlejesz? - zapytał wpatrując się w moją twarz.

-Podaj ...podaj mi torebkę - wydusiłam. Chłopak momentalnie doskoczył do niej i szybko mi ją wręczając. Trzęsącymi rękoma wyjęłam z niej jedną dawkę glukozy. Kątem oka widziałam jak szatyn wpatruje się w to, co robię. Wyjęłam ją z opakowania i delikatnie zaaplikowałam sobie w skórę. Wypuściłam powietrze I podniosłam głowę, napotykając spojrzenie chlopaka.

- Chorujesz na cukrzycę - stwierdził wodząc wzrokiem po mojej twarzy. Brawo Sherlock'u. W pewnym momencie piłkarz zabrał mi z dłoni zużytą fiolkę, odkładając na bok i złapał mnie za ręce.- Czemu nic nie jadłaś? - zapytał się próbując złapać ze mną kontakt wzrokowy. Wzruszyłam ramionami i próbowałam się wyrwać z uścisku chłopaka. No właśnie, próbowałam. Pedri widząc to, zacisnął mocniej swoje dłonie, a jego oczy pociemniały.

- Puszczaj mnie. Muszę iść już do domu - zaczęłam się z nim szarpać. Szatyn nagle popchnął mnie na łóżko i zawisnął nade mną. Przysunął swoją twarz do mojej patrząc mi w oczy.

- Sira, jesteś taka nieznośna - powiedział, a nasze oddechy zaczęły się ze sobą mieszać. Jego usta spoczęły na mojej szyi delikatnie ją muskając. Po chwili oderwał się ode mnie podnosząc się z łóżka i wyciągając w moją stronę dłoń. - Wychodzimy - rzucił i pociągnął mnie za rękę, wyprowadzając z pokoju. Po drodze zgarnął moją kurtkę i torebkę podając mi. W biegu złapał kluczyki od samochodu i już po chwili znajdowaliśmy się w jego pojeździe.

Enamorarse || Pedro González Hikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin