— Ale wyjeżdżam — dokończyłam cicho, przystając na chwilę. Zagryzłam wnętrze policzka, żeby odgonić napływające do oczu łzy. — Możesz polecieć sam. W maju i tak przylecę do Włoch na urodziny twojej mamy. 

— Tak właściwie to... — wziął głęboki oddech, patrząc w rozgwieżdżone niebo. — Ja też wyjeżdżam. Do Rzymu. Przynajmniej na jakiś czas — zaczął bawić się moim pierścionkiem. Oboje zamilkliśmy na moment. — Londyn jest przepiękny i uwielbiam tu mieszkać, ale jeśli nie będzie tu ciebie, Taylor... Zostanę sam. 

Zamrugałam szybko, oczyszczając gardło, w którym zaczęła tworzyć się wielka gula, uniemożliwiająca mi wyduszenie chociażby słowa.

— Przecież w Londynie jest jeszcze Matty, Victoria i Finneas. Janek też chyba zabawi tu na dłużej. 

Cisza, jaka zapanowała między nami powodowała u mnie dreszcze na całym ciele. Coraz bardziej żałowałam swojej idiotycznej i poniekąd impulsywnej decyzji, ale jednocześnie wizja wyrwania się stąd wydawała się zbyt kusząca. Potrzebowałam tego, tyle że żadne słowa nie były w stanie tego wytłumaczyć. Nie mogłam żyć gdzieś, gdzie czułam się źle. Nowy Jork mógł okazać się miejscem, czekającym na mnie już od dawna. 

— Ale już jutro o tej porze nie będzie w tutaj ciebie — Zalewski wzruszył ramionami, przerywając milczenie. — Jutro o tej porze będziesz tyle tysięcy mil ode mnie, na innym kontynencie, w innym mieście. Dalej w to nie wierzę i nie chciałem wierzyć przez te dwa tygodnie, ale to już jutro, Taylor — zacisnął szczękę i na parę sekund przymknął oczy. — W sobotę obudzę się w swoim łóżku bez ciebie. Wypiję kawę bez ciebie i pójdę na spacer bez ciebie. Nie będę mógł już więcej wejść do twojego mieszkania bez pukania w drzwi, bo ciebie tu nie będzie — próbował się uśmiechnąć, ale na jego ustach zagościł mały grymas smutku, który był sztyletem wbitym prosto w moje serce. Nie panowałam już nad łzami, wstrzymywanymi przez cały dzień i pozwoliłam wypłynąć im na policzki razem z tuszem do rzęs i eyelinerem. — Nie mogę zatrzymać cię w Londynie, ale dałbym wszystko, żebyś została tu ze mną, uwierz mi. Jak mam pozwolić ci odejść, skoro kocham cię do szaleństwa? — natychmiastowo objęłam rozdygotanego bruneta ramionami w pasie, przywierając do jego kurtki całym ciałem. — Boże, tęsknota za tobą mnie zabije. 

Najgorsze w tym wszystkim było to, że ja już za nim tęskniłam, a przecież nadal był obok mnie. W tamtej chwili uświadomiłam sobie jedną, dość istotną rzecz. 

Ja również obudzę się w Nowym Jorku sama. Sama wypiję kawę, sama pójdę na spacer, sama spędzę dzień i zasnę również sama, bo Nicola będzie całe trzy tysiące czterysta pięćdziesiąt dziewięć mil ode mnie, w swoim mieszkaniu w Londynie. Sam, zupełnie jak ja. 

Następnego poranka wstałam przed piątą z nerwowym bólem brzucha i przytulającym się do moich pleców Nicolą. Leżałam przez kilka minut bez ruchu, wsłuchując się w jego miarowy oddech z dziwnym uczuciem, przepełniającym moje serce. Było za późno na zmianę zdania, chociaż błagałam Boga, by cofnął czas to za każdym razem, kiedy otwierałam oczy. Widząc kartony stojące pod ścianą i dochodziło do mnie, że nastał ten dzień. Za parę godzin wsiądę do samolotu na Heathrow, a wysiądę w Nowym Jorku i zacznę nowy etap w życiu. Równie samotna, jak trzy lata wcześniej, gdy po raz pierwszy odetchnęłam pełną piersią w Anglii. 

— Śpisz? 

Drgnęłam gwałtownie na dźwięk cichego głosu Nicoli. Byłam zdolna do pokręcenia głową z zaciśniętymi ustami i oczami pełnymi gorzkich łez. Zacisnęłam więc powieki i wypuściłam z ust drżący oddech czując, jak Zalewski przyciąga mnie do siebie jeszcze mocniej. 

— Nie. Znowu kopnąłeś mnie w łydkę — wymamrotałam. Prychnął rozbawiony zaraz nad moim uchem. — Nie wierzę, że to dziś. 

— Ja też. Chcesz zjeść śniadanie w piekarni? Moglibyśmy skoczyć tam przed wyjazdem. 

cup of sugar • nicola zalewskiWhere stories live. Discover now