46. hulajnoga.

1.6K 84 49
                                    

— Jesteś pewny, że to bezpieczne? Mam pewne obawy.

— Ja tak samo. Nie podoba mi się ten pomysł — dopowiedział Noah, marszcząc brwi. Jeśli nawet Sullivan twierdził, że coś jest głupie, to musiało być, kurwa, głupie. Ten człowiek raz brał udział w konkursie jedzenia bułki tartej na czas podczas festynu w Phoenix, więc znał się na rzeczy.

— Daj spokój, Collins. Robiłem to już milion razy, nie masz się o co bać. To super zabawa, mówię wam!

Uniosłam brwi z lekkim uśmiechem na ustach, mierząc Casha spojrzeniem pełnym politowania i współczucia dla jego głupoty.

— Co ty pierdolisz? — szturchnęłam go ramieniem. — Matty, dla ciebie super zabawa to przepijanie wódki winem, a później piwem i jeszcze nalewką Barbary i rzyganie do kibla Nicoli przez pół nocy.

Naburmuszył się, ciskając gromami wprost w moją twarz. Obstawałam przy swoim z zaciętą miną.

— Ile razy mi to jeszcze wypomnisz? To było dawno i nieprawda!

— To było wczoraj, mordo — na słowa Noaha na twarzy Casha wykwitł niezadowolony grymas.

— A ty nie bądź taki mądry, bo zrobiłeś to samo i rzygałeś do mojego kibla, pierdolony idioto — wbiłam palec w klatkę piersiową Sullivana. — Przez pół jebaniutkiej nocy. Nie ma opcji, Matty, nie wsiądę na to.

Sceptycznie spojrzałam na trzy hulajnogi elektryczne stojące przed nami i podparłam ręce na biodrach. Noah również nie wydawał się do końca przekonany, ale po głębokim westchnieniu potarł czoło wytatuowaną ręką i stwierdził:

— Robimy to.

— Serio, stary? Po której jesteś stronie? — warknęłam w kierunku Sullivana.

— No i o to chodzi — zadowolony Cash klasnął w dłonie. — Nie masz wyjścia, Tay. Przegłosowali cię dwaj samce alfa — przewróciłam oczami i dla świętego spokoju chwyciłam za kierownicę hulajnogi. — Ja będę jechał pierwszy, znam drogę najlepiej.

Okazało się, że ten pierdolony GPS w głowie Matty'ego był chorym wymysłem jego wyobraźni i poprowadził nas przez najróżniejsze wypizdowia Cardwell, a ja byłam pewna, że zaraz wszyscy troje skręcimy karki. Pędziliśmy gęsiego przez chodniki, nie raz i nie dwa będąc obiektami wyzwisk przechodniów, umykających przed nami w popłochu. Fakt, jechałam na tym ustrojstwie pierwszy raz i na początku byłam totalnie przerażona, jednak po jakimś czasie z uśmiechem na ustach prześcigiwałam Noaha, nagrywającego wszystko telefonem, by potem wrzucić to na relację na instagrama.

W pewnym momencie odwróciłam głowę w jego stronę, chcąc pokazać dziesięciu tysiącom jego obserwujących, jak doskonale bawię się na tym pomiocie szatana, ale zamiast szerokiego uśmiechu Sullivana zobaczyłam przerażone spojrzenie jego zielonych oczu. Otworzył usta, lecz krzyk uwiązł mu w gardle.

Jeśli myśleliście, że jesteście życiowymi pokrakami, to wy przy mnie to chuj. Naprawdę, mówię całkowicie poważnie. Nigdy nie byłam tego aż tak bardzo pewna, niż tej pięknej, choć chłodnej soboty, gdy znajdowaliśmy się mniej, niż pół kilometra od mojego osiedla.

— Taylor, uważaj na kra... — zdążyłam usłyszeć, zanim poczułam mocne szarpnięcie w przód i niemal przeleciałam przez kierownicę hulajnogi, uderzając wcześniej przednim kółkiem w wysoki próg chodnika. Upadłam z głośnym jękiem na bruk. — ...wężnik. Ja pierdolę, wszystko w porządku?!

cup of sugar • nicola zalewskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz