14. phoenix.

2K 78 18
                                    

— Ten film był okropny — wyrzuciłam ręce w powietrze, gdy wraz z Louisem wyszliśmy z budynku kina. — Nigdy więcej nie możesz pozwolić mi wybierać na co idziemy. Jestem w tym beznadziejna.

Brunet zaśmiał się i naciągnął mi czapkę na uszy.

— Przeziębisz się — westchnął, a ja poczułam, jak pieką mnie policzki. — Film nie był taki zły, nie bądź na siebie taka surowa. Następnym razem musisz po prostu dokładniej przeczytać opis.

— Skąd mogłam wiedzieć, że to druga część? W opisie nic nie było na ten temat — fuknęłam, udając obrażoną.

To była nasza czwarta randka, a ja z dnia na dzień byłam coraz bardziej przekonana, że jeszcze kilka spotkań i może zostaniemy parą. Wizja nazywania Louisa kochaniem była tak piękna, że wyobrażałam sobie ją codziennie przed snem.

— Jesteś pewna, że nie chcesz, żebym odwiózł cię na lotnisko? — zapytał, gdy zbliżaliśmy się do postoju taksówek. — To naprawdę żaden problem.

Mówiłam, że ten typ był aniołem.

— Nie będę ściągać cię z łóżka w środku nocy — zaśmiałam się.

— Ale...

Przerwałam mu.

— Lou, poradzę sobie. Zamówię ubera, biorę ze sobą tylko jedną walizkę, więc naprawdę nie ma sensu, żebyś zarywał dla mnie noc. W końcu nie możesz iść niewyspany do pracy.

Mężczyzna zaczął szczerzyć się, jak głupi do jebanego sera. Uniosłam brew.

— No co?

— Lou?

Spłonęłam takim rumieńcem, że na mojej twarzy można by usmażyć jajecznicę dla całego Londynu.

Ty idiotko...

— Matko, przepraszam. Tak mi się powiedziało — zaśmiałam się nerwowo.

— Nie o to chodzi! — złapał mnie za ramiona, więc stanęłam w miejscu. Chciałam płakać z zażenowania. — Dawno nikt tak do mnie nie mówił. Miło było to usłyszeć. Na co dzień każdy nazywa mnie Panem Lynchem, fajna odmiana.

Cały stres wyparował z mojego ciała. W myślach dziękowałam Bogu za taki obrót sytuacji.

— Dzięki za dzisiejszy wieczór. Przywiozę ci magnes z Phoenix — poprawiłam pasek torebki na ramieniu, gdy Louis trzymał za otwarte drzwi taksówki.

— Gdybyś zmieniła zdanie co do jutra...

— Musisz się wyspać, naprawdę dam sobie radę — wstrzymałam oddech, gdy nachylił się nade mną i pocałował mnie w policzek. — Do zobaczenia za dwa tygodnie, Lou — szepnęłam, patrząc prosto w jego oczy.

— Uważaj na siebie w wielkim świecie, Tay.

Zamknął na mną drzwi, a ja kolejny raz powstrzymałam się od pisku. Odwinęłam szalik z szyi.

— Poproszę na...

— To znowu pani?

Zmarszczyłam brwi, a kiedy kierowca się odwrócił parsknęłam śmiechem. To był ten sam facet, z którym wracałam do domu po pierwszej randce z Louisem.

— Chyba dobrze wam idzie — uśmiechnął się. — Która to randka?

Przygryzłam wargę.

— Czwarta.

— Będzie coś z tego? — spytał, wyjeżdżając na główną ulicę.

— Będzie — pokiwałam głową.

cup of sugar • nicola zalewskiWhere stories live. Discover now