8.

4 1 0
                                    

Minęło kilka godzin odkąd zostałam zamknięta w ponurym pokoju. Leżałam na łóżku próbując zasnąć. Nie wiedziałam do końca która godzina bo nie było tu żadnego zegara ale przez kratkę zaczynały padać pierwsze promienie słońca. Czyżby już był ranek? Nowy dzień? Westchnęłam. Moi rodzice powinni już tu być. Ciekawe jak zareagują. Uwierzą mi czy może policjantom? Ogarnął mnie stres. A co jeśli zostanę tutaj? A co jeśli naprawdę zostanę uznana za mordercę? A co jeśli nigdy stąd nie wyjdę? Wizja ta obudziła we mnie starach i chęć ucieczki. Tylko , że.... jeśli stąd ucieknę,  wtedy już na pewno będą mieli jeszcze większe podejrzenia. Tak więc postanowione. Muszę zostać. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi po czym odgłos kluczy. Zerknęłam w tamtą stronę. Do pomieszczenia wszedł policjant. Po co oni w ogóle pukają skoro i tak ,tylko oni mogą otworzyć? 

-Dzień dobry panno Parks.-powiedział funkcjonariusz.

-Dzień dobry.-odpowiedziałam , naprawdę próbując być miła. Chyba mi to jednak nie wyszło.

-Pani rodzice już są na miejscu.-poinformował. Kiwnęłam głową.

-Dobrze, czy może mi pan jeszcze tylko powiedzieć która godzina?-poprosiłam.

-9:15.-odparł. Na znak mężczyzny wstałam i wyszliśmy razem na korytarz. Nie wiedziałam czego mam się spodziewać. Zapłakanych twarzy rodziców? A może złych i zawiedzionych ? Nie byłam pewna , że mi uwierzą. Gdy dotarliśmy do jednego z pomieszczeń, zobaczyłam ich. Moich rodziców. Stali koło siebie i patrzyli na mnie. Na ich twarzach malowała się jedynie obojętność. Jakbym nic dla nich nie znaczyła. To było...straszne. Czułam się tak jakby moje serce powolutku się rozlatywało. Pękało. Kruszyło. Niszczało.  Podeszłam do nich, tak , ze staliśmy teraz około 2 metry o siebie. Cofnęli się o krok. Otworzyłam szeroko oczy. Byłam już pewna. Nie uwierzą mi. W oczach stanęły mi łzy.

-To nie ja.-powiedziałam  drżącym głosem. Oni tylko patrzyli na mnie bez emocji.

-TO NIE JA!-krzyknęłam. Zero reakcji. Po moich policzkach zaczęły spływać łzy.

-TO NIE JA ! PRZECIEŻ WIECIE , ZE TO NIE JA!!!-krzyczałam upadając na kolana. - Dlaczego mi nie wierzycie...-powiedziałam szlochając.

-Wstawaj.-powiedział lodowato policjant. Nie miałam ochoty wstać , miałam ochotę klęczeć tak do końca życia.  Albo leżeć. Bo po co? Po co mam się podnosić skoro dwójka najważniejszych dla mnie osób , nie wierzy mi i nie kocha. Czułam się jak niepotrzebny przedmiot. Nagle poczułam na moich ramionach mocny ucisk.

-Powiedziałem wstawaj!-krzyknął policjant podnosząc mnie. Stanęłam. Zobaczyłam , że moi rodzice po prostu wyszli. Wyszli zostawiając mnie. Zostawiając mnie w głównie którego nie zrobiłam. Obróciłam się w stronę mężczyzny.

-Jak.Możecie.Robić.Takie.Rzeczy.-wycedziłam patrząc mu prosto w oczy.-Nie zrobiłam tego , nie macie nawet żadnych dowodów! Jak możecie mnie zamykać w jakieś, kurwa,  celi jak nic nie udowodniliście?!

-Masz siedzieć cicho! Nikt cię nie pyta o zdanie.-powiedział. -wychodzimy .

***


(D)Evil in the cityWhere stories live. Discover now