3.

1.3K 161 37
                                    

Najpierw pojawił się słuch. Ciche, równomierne stukanie deszczu o metal rozniosło się po jej umyśle, przerywane co jakiś czas dziwnym, długim, powtarzającym się dźwiękiem, który boleśnie wrzynał się w niej wrażliwe uszy. Gdzieś niezbyt daleko od niej, coś skapywało ze sporej wysokości. Prawdopodobnie deszcz, jak próbowała ustalić, wciąż zdecydowanie zbyt otępiała. Potem powoli zaczęła Coś czuć. Otaczał ją aksamit - siedziała na czymś, w co wygodnie zapadała się ciałem, z odsłoniętymi ramionami po których przebiegały delikatne dreszcze wywołane wilgocią i wszechobecnym chłodem. Ręce miała skrępowane, związane szorstką liną z tyłu fotela. Na ustach czuła zawiązaną chustę, która powstrzymywała jej usta przed krzykiem.

Potem wrócił wzrok. Z niemałym trudem podniosła wciąż ociężałe powieki, rozglądając się z zaskoczeniem, próbując przypomnieć sobie co się stało. Nigdy wcześniej tu nie była. W tym starym, ciemnym, zniszczonym magazynie, pełnym gruzu, zgniecionych puszek po piwie, zapałek, pudeł, zepsutych telewizorów. Pośrodku tego była ona - przerażona, związana, siedząca na eleganckim pozłacanym krześle obitym ciemnoczerwonym materiałem. Zdawała się być ptakiem. Pięknym, strojnym w zielonkawą balową suknię ptakiem, ukrytym przed niechcianymi spojrzeniami, przeznaczonym tylko dla wzroku wybranych.

Szarpnęła kilka razy rękoma, próbując się uwolnić, ale więzy trzymały mocno. Obcierały boleśnie jej kostki i nadgarstki, ale ogarnięta paniką nie czuła tego, zawładnęło nią pragnienie ucieczki, wydostania się stąd. Z każdym mocniejszym szarpnięciem rąk wszystko zaczynało powoli do niej wracać. Mina, urodziny Riny, klub, dym, wzrok, głos. Zadrżała, przypominając sobie Jego.

Rozległy się kroki. Echem rozniosły się po pustawym pomieszczeniu ogłupiając jej zmysły, które wciąż nie wróciły do pełnej sprawności. Rozejrzała się z przestrachem, próbująco znaleźć ich źródło rozszerzonymi do granic możliwości oczami. Strach się pogłębiał, przyspieszając już i tak szalone bicie serca. Gdy coś musnęło jej kark, odgarniając delikatnie i z pewną dozą czułości włosy, pomimo chustki zakrywającej jej usta zaczęła krzyczeć. Był to dławiony krzyk rozpaczy, bólu, paniki i tego wszystkiego co nagromadziło się w jej oszalałym umyśle. Miała ochotę zapłakać, ale zbyt długo pozostawiała swoje uczucia martwe. Nie mogła, nie potrafiła ich w sobie obudzić. Umarły.

- Krąży dziwna plotka o tym, że facet wszędzie kogoś szukał - usłyszała ciche nucenie. Znów zamarła, a jej ciało owładnęły dreszcze. Dym, wszędzie czuła Jego papierosowy zapach. Powoli stanął przed nią, ze swym mrocznym uśmiechem na ustach, ubrany w elegancki, nieco staromodny frak. Biała koszula podkreślała jego niesamowicie bladą cerę i ujawniała cienie pod oczami, dodające mu więcej demoniczności. - Krąży dziwna plotka o tym, że w nocy kilka dni temu z krzykiem zniknęła dziewczyna. - Wyciągnął paczkę papierosów z kieszeni marynarki i zapalił jednego charakterystyczną zapalniczką zdobioną w smocze łuski. Uklęknął przed nią, przyglądając się badawczo Yerin. - Wiesz, nie powinnaś była uciekać. Zawsze wybierasz najgłupsze ze wszystkich rozwiązań, głuptasie - z pewną troską przejechał palcem po jej lodowatym policzku. - Ale to była ostatnia z idiotycznych decyzji, od teraz nie będzie przede mną ucieczki kochanie. Z resztą już nigdy nawet o tym nie pomyślisz, prawda? - W jego oczach zamigotały niebezpieczne ogniki. - Nie potrafię zrozumieć czemu mnie zostawiłaś. Smoka się nie zostawia. Było ci przecież dobrze, miałaś to co chciałaś, połowa tych twoich... koleżanek - niemalże wypluł z siebie to obrzydliwe słowo - oddałaby wszystko, żeby być na twoim miejscu. Mogłaś mieć samego G.Dragona, wystarczyło, żeby się słuchała i robiła to, co do ciebie należy i siedziałabyś teraz u siebie w mieszkaniu, popijając herbatę albo kawę, cokolwiek - nie zdając sobie z tego sprawy coraz mocniej wbijał w nią paznokcie. Bolało, ale ból był zbyt prostacki, ogłupiony paniką, która nasilała się przy każdym jego słowie. Westchnął głośno i już po chwili zamiast G.Dragona znów patrzyły na nią kochające oczy Jiyonga. - Widzisz do czego mnie doprowadzasz? Przecież ja cię tak cholernie kocham, Yerin. Nie mogę bez ciebie spać, jeść, myśleć normalnie. Zapach twoich perfum na kimś innym doprowadza mnie do szaleństwa. Kupiłem je, wiesz? Ale do tego wyjątkowego dzieła potrzebują twojego ciepła - zgasił papierosa, rzucając go w najbliższą kałużę. Rozległ się cichy syk i w górę uniosła się delikatna smuga dymu.

Jiyong spokojnym, niemalże flegmatycznym ruchem sięgnął do wewnętrznej kieszeni fraka wyciągając z niej spory, złowrogo błyszczący nóż, a Yerin zadrżała, boleśnie uświadamiając sobie co było źródłem metalicznego dźwięku. Jej serce zaczęło bić szybciej i nieco chaotycznie zaczęła nabierać powietrza. Lśniące ostrze znalazło się zdecydowanie zbyt blisko jej twarzy, muskając policzek przerażonej dziewczyny. Chłopak zaczął się bawić kosmykiem włosów dziewczyny, obracając go w palcach.

- Wiem, że momentami trochę przesadziłem, ale to wszystko dlatego, że nie mogę bez ciebie wytrzymać. Nawet oddychanie nie jest tym, czego potrzebuję. Jakim cudem stałaś się całym sensem mojego życia i zostawiłaś mnie, chociaż tak cholernie cię potrzebuję? - Jego głos z każdym kolejnym wyrazem robił się coraz bardziej drapieżny i z wściekłością zmarszczył brwi. Przybliżył nóż do kosmyka, którym się bawił i obciął go szybko, rzucając na ziemię. Wziął głęboki oddech i uspokoił się nieco, patrząc w jej przerażone oczy. - A ty jesteś taka delikatna, taka krucha. Każdy może cię zranić, a ty nie będziesz mogła ich powstrzymać. Tak jak teraz - rozwiązał chustkę, która zasłaniała jej usta. Nabrała gwałtownie lodowatego powietrza.

- Jiyong, proszę, wypuść mnie - załkała cicho, a z jej oczu popłynęły łzy. - To już nie jest śmieszne. Wr... wrócę do ciebie, ale proszę wypuść mnie stąd. Błagam, Jiyong, już dostałam za swoje.

- O nie kochanie, jeszcze nie dostałaś - pocałował ją gwałtownie, odbierając dech w piersiach. Chodną stalą musnął jej przedramię, wywołując kolejną falę dreszczy. Ostrzem przejechał po nim do góry, kierując się w stronę twarzy. Zacisnęła mocno oczy, chcąc by to wszystko wreszcie się skończyło. Wstrzymała oddech, gdy chłopak zatrzymał się na chwilę przy jej szyi i wyczuła, że jego to bawi. Po chwili znów ruszył w dół, wzdłuż dekoltu, nasilając pocałunki. Zjechał na sznurowany gorset zielonkawej tiulowej sukni, rozcinając dla żartu ładną ozdobną wstążkę. Uśmiechnął się nieco, bardziej mrocznie i drapieżnie niż wcześniej. Budził się w nim Smok, żądny krwi G.Dragon, domagający się ofiary za jej nieposłuszeństwo. Zjechał na brzuch, zataczając delikatne kółko na podbrzuszu. Nagle, wywołując jej cichy pisk przerażenia podwinął jej suknię, odsłaniając bladą łydkę i chude udo. Musnął delikatnie łydkę, jadąc ostrzem coraz wyżej i coraz bardziej zapamiętując się w pocałunku. Nacisk stali na delikatną skórę się zwiększał, jadąc coraz dalej po bladym udzie. Jęknęła głośno, czując jak nóż rozcina ją, a po nodze spływa ciepła krew. G.Dragon mocniej przysunął się bliżej, napierając na nią całym swoim ciałem.

Ból był niemożliwy do opisania. Zimna stal zagłębiła się w jej ciało, rozrywając ją od środka. Odsunął się od Yerin, obserwując jak otwiera szeroko oczy w niedowierzaniu. Więc to miał być jej koniec. Zaplanował to idealnie i cały makabryzm sytuacji uderzył w nią wywołując potok łez. Jej oddech powoli zaczął być coraz bardziej urywany, gdy zerknęła w dół, na wylewającą się czerwień z jej brzucha. G.Dragon swoimi zakrwawionymi dłońmi głaskał delikatnie jej policzek.

- Teraz Yerin, kochanie, będziesz już tylko moja - mruczał cicho, zmuszając jej gasnące oczy, by patrzyły w jego mroczne tęczówki. Zapach dymu ogarnął ją ponownie, dziwiąc swoją natarczywością. Jej serce powoli zwalniało swój rytm, a powieki z coraz większym trudem broniły się przed ogarniającą ją sennością. - Już nikt mi ciebie nie odbierze. Nikt.

Przytrzymywał jej twarz, zmuszając by zagłębiała się w czerni jego oczu. Jego twarz powoli się wykrzywiała, kształtując na ustach piękny, troskliwy uśmiech, który widziała tam gdy go poznała. Ogarniająca ją senność pomieszana z paraliżującym bólem wygrywała. Jej powieki w końcu powoli opadły, a do uszu po raz kolejny dotarła nucona przez chłopaka piosenka.

Krąży dziwna plotka o tym, że facet wszędzie kogoś szukał.

Krąży dziwna plotka o tym, że w nocy kilka dni temu z krzykiem zniknęła dziewczyna.

She's Gone.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz