rozdział 3

1.9K 58 35
                                    

Spojrzałam do kuchni i zobaczyłam Oliviera. Pijanego. Obok niego leżała stłuczona butelka, a on sam ledwo stał na nogach. Musiał pić od dłuższego czasu.

Do moich oczu znów napływają łzy. Jestem świadoma, jak bardzo alkohol niszczy życie. A to, że Olivier jest tak pijany jest moją winą. Gdybym nie była waloną egoiatką, która uciekła z domu, żeby mieć spokój, on miałby całą rodzinę.

Alex'owi byłabym w stanie znaleźć dobrą opiekę. Teraz przezemnie wszyscy cierpią. Suzanna, ojciec, Oliver. Zniszczyłam ich rodzinę. Rodzinę, na którą nie zasługuję i do której nigdy nie będę należała.

Kiedy zobaczyłam, jak chłopak się chwileje, podbiegłam do niego i chwyciałam, tak, żeby oparł na mnie ciężar swojego ciała.

- chodź, zaprowadzimy cię do pokoju - powiedziałam i zaczęłam powolną drogę na górę. Oliver coś bełkotał, ale nic nie rozumiałam. Najgorzej było na schodach, bo chłopak ledwo przebierał nogami.

Weszliśmy do jego pokoju. Miał tam własną łazienkę. W domu, jego sypialnia i jego rodziców miały małe prywatne łazienki. Pokoje gościnne, teraz mój i Alexa, miały jedną wspólną na korytarzu.

- niedobrze mi - powiedział chłopak, więc szybko skierowałam się z nim do łazieki i pomogłam mu oprzeć się u ubikaję. Było mi go żal, kiedy wiedziałam do jakiego stanu się doprowadził.

Przez kolejne 20 minut wymiotował. Podałam mu kawałem papieru, a on zabrał go drżącą dłonią. Wytarł twarz, po czym usiadł na podłodze. Nie miał siły się ruszyć, a ja doskonale to widziałam.

- musisz wstać, położysz się w łóżku - powiedziałam kucając na przeciwko jego. Spojrzał na mnie zamglonym wzrokiem, ale kiedy podałam mu rękę, podniósł się z moją pomocą. Zaprowadziłam go do łózka i chciałam już iść do siebie, kiedy suę odezwał.

- podasz mi proszę ubranie. To śmierdzi - był to zwykły bełkot, ale byłam w stanie zrozumieć do mówi. Wyjęłam z jego szafy czarne dresy i tego samego koloru koszulkę, po czym odwruciłam się do niego.

- może być? - zapytałam. Pokiwał słabo głową. Dałam mu ubrania, i patrzę jak nieskutecznie próbuje się przebrać.

- pomóc ci? - pytam niepewnie. Nie wiem, czy nie uzna tego za głupie, ale i tak nie sądzę, żeby rano cokolwiek pamiętał.

Znów potaknął lekko głową, więc podeszłam mu pomóc. Kiedy zdjęłam mu koszulkę, w oczy rzuciły mi się tatuaże, okrywające jego klatkę piersiwą. Były to różne wzory i napisy, jednak nie byałam w stanie dokładnie określić jakie, bo było zbyt ciemno. Podobały mi się tauaże i sama miałam dwa.

Jeden to stokrotka, na moim biodrze,  która jest rysunkiem mojego przyjaciela. To ważny dla mnie tatuaż, bo niestety Ethan nie żyje. Lubił rysować, a ten rysunek naszkicował dla mnie w szpitalu, 2 tygodnie przed swoją śmiercią. Miał raka płuc. Kiedy zmarł miałam 13 lat. Zawsze był dla mnie wsparciem i jednyną osobą, która znała prawdziwą mnie. Przed którą nie udawałam. Wpadłam na pomysł, żeby sobie to wytatuować, kiedy jedna z moich koleżanek oznajmiła, że jej brat robi tatuaże. Ten rysunek uwieczniłam na swoim ciele, kilka dni po 15 urodzinach.

Mój drugi tatuaż, zrobiłam pół roku przed przeprowadzką tutaj. Kiedy nie wytrzymywałam psychicznie z Brandonem. Wzięłam całe opakowanie tabletek nasennych. W szpitalu ledwo mnie uratowali. Moja mama uznała, że szukam atencji. Zabrali mnie do domu i dali szlaban. Kiedy tylko się skończył, znów poszłam do brata koleżanki i wytatuowałam siebie średnik na kostce.

Kiedy Oliver zasnął wyszłam z jego pokoju i poszłam do siebie.

Chciałam wziąć prysznic, ale nie miałam siły. Polożyłam się na łóżku i płakałam. Nienawidziałam siebie. Byłam okropna. Chcialam cierpieć. Poczuć ból. Ale nie mogłam. Nie miałam siły się podnieść. Czułam się poprostu bezsilna.

wspólny ojciec || ZawieszoneOnde as histórias ganham vida. Descobre agora